Cała Polska rzuca mięsem

2018-12-15 08:56:51(ost. akt: 2018-12-16 11:13:52)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: pixabay

Są stare jak świat i nie sposób się od nich uwolnić. To wulgaryzmy, które towarzyszą nam w każdej sytuacji. W pracy, w domu, nawet w szkole. Żyć się bez nich nie da. Dosłownie. A może w poniedziałek, kiedy jest Dzień bez przeklinania, damy radę?
Szczerze? Polakom wystarczą cztery wulgarne słowa, żeby powiedzieć wszystko. Wyrazić złość, zachwyt, współczucie, zdziwienie, a nawet wyznać miłość. Przeklinają wszyscy. Bez względu na wiek, wykształcenie i grubość portfela. Przeklinanie zależy od temperamentu, charakteru pracy i otoczenia. Niektórzy używają wulgaryzmów jako przecinków, ale są też tacy, którzy zastępują nimi słowa. Na przykład pisarz Antoni Słonimski potrafił przeklinać przez ponad dwie minuty ani razu nie powtarzając wulgaryzmu. Mickiewicz przewyższał w tej dziedzinie samego Puszkina, a XIII Księga Pana Tadeusza to perełka literacka. Wulgaryzmy mają duże znaczenie nawet w naszej tradycji literackiej. Ale Wisława Szymborska na przykład nie przeklinała. Nigdy. Najstraszniejszym jej wyrażeniem było, że coś jest „do d…”. Z tym, że musiało być wtedy bardzo, ale to naprawdę bardzo, bardzo źle.

— Każdemu zdarza się przeklinać, ale ja raczej nie przesadzam — przyznaje Włodzimierz Kowalewski, olsztyński pisarz. — Do przekleństwa powinien być powód i to zwykle duży. Nie może ono wchodzić aż tak mocno w obieg języka.
Ale dzieje się inaczej. Język jest tworem żywym, a wulgaryzmy służą też różnym celom. Najczęściej ekspresji i kompensacji. Ludzie, którzy przesadzają z takimi słowami, w pewien sposób się dowartościowują. Chcą okazać, jacy są stanowczy, bezwzględni i skuteczni. Jaka mają siłę i że mają coś do powiedzenia. Słowa wyrażają osobowość.

Kilka dobrych lat temu też siarczyste słowa pokazywały charakter. Przeklinanie kojarzyło się z brakiem wykształcenia, dobrych manier i towarzyskiej ogłady. Z prostactwem wręcz. Pasowało do menela spod budki z piwem albo szewca, który nie przebierał w słowach. Chociaż to powiedzenie krzywdzi teraz wielu fachowców naprawiających buty. Nie przeklinają wcale więcej niż kucharze czy kierowcy. A historia powiedzenia „kląć jak szewc” wzięła się stąd, że kiedyś szewcy mieli do czynienia ze szkodliwymi substancjami, których używali przy robieniu butów. Były tak drażliwe, że wywoływały napady szału.

Dziś przekleństw nikt się już nie wstydzi. Mięsem rzucają gwiazdy, politycy, sportowcy, dziennikarze, lekarze. Wulgaryzmy pojawiają się nawet w reklamach. W jednej z reklam telefonii komórkowej wystąpiła mistrzyni ostrego słowa — Agnieszka Chylińska. Co mogliśmy usłyszeć? „No, wyk***wista ta oferta, ja pie***lę”. Wprawdzie wulgarne wyrażenia zostały zagłuszone, ale nie ma najmniejszych wątpliwości, o jakie chodzi. Ale za wulgaryzmy można też czasami oberwać. Prawie jak w komedii Barei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”, gdzie milicjant wypisywał mandaty za używanie słowa na „d”. Na własnej skórze odczuł to w czasach już wolnej Polski Jerzy Owsiak. Powiedział kilka niecenzuralnych słów na zakończenie Przystanku Woodstock w 2017 roku i został postawiony przed sądem. Ten go ukarał. Bo dziś zgodnie z kodeksem wykroczeń za używanie słów nieprzyzwoitych grozi grzywna do 1,5 tys, złotych albo nagana.

— Jak nieraz jadę tramwajem i słyszę grupkę uczniów mówiących nieustannie „ja pie***lę, k***a”, to marzy mi się wstać i dać im porządną nauczkę. Kiedyś nie wytrzymałem i powiedziałem „panowie jeszcze jedna k***wa i nie ręczę za siebie”.

W ogóle dzisiaj jeśli coś nie jest „mocne” lub „masakryczne”, to przestaje być atrakcyjne. Żyjemy w czasach, w których wszystko trzeba podkreślić mocnym przymiotnikiem, inaczej jest bezwartościowe — twierdzi prof. Jan Miodek w wywiadzie dla Newsweeka. — Dziś znikają bariery obyczajowe. Jak w mojej młodości człowiekowi wyrwało się w obecności dziewczyny słowo „k***a”, to trzeba ją było pół roku przepraszać. Dzisiaj każdy nauczyciel powie, że dziewczyny są gorsze od chłopców, ja to zresztą widzę. Mój ojciec nigdy w mojej obecności nie zaklął. Natomiast dziś dwudziesto-trzydziestoletni rodzice mówią do swoich pięcioletnich dzieci „wypierdalaj, bo ci przy***ię, kurwa” i nie są to środowiska menelskie. To są wypielęgnowane twarze, piękne stroje. Niestety za język karać nie można.

Michał Rusinek z kolei kilka lat temu napisał książeczkę „Jak przeklinać? Poradnik dla dzieci”. Bo ręce mu opadały, kiedy dzieci pytały o słowa zasłyszane na ulicy. Jak miał im wytłumaczyć, że to brzydkie słowa, skoro wszyscy ich używają? Czuł się zakłopotany, bo sam nie używa wulgaryzmów. Chociaż kilka razy miał przyjemność zakląć.

— Najczęściej klnę w samochodzie. Sposób jazdy Polaków sprawia, że podnosi mi się adrenalina. Ale zdarzało mi się też kilka razy wcześniej. Był oczywiście taki okres w szkole podstawowej, że nie wypadało nie kląć, bo przestawało się liczyć w grupie — Michał Rusinek mówił zaraz po premierze książki. — Wychowywałem się częściowo w Zakopanem i pamiętam stamtąd takiego malucha, który wyszedł przed chałupę i spytał: „Kaj się, kulwa, mój smocek zapodzioł?”. W tym nie było absolutnie nic wulgarnego, tylko wyraz emocji i prawdziwe zdenerwowanie. W Zakopanem słowa, które są powszechnie uważane za brzydkie, stanowią element komunikacji. Bez nich by się zdanie rozsypało. Ale powiem szczerze, że do mnie przekleństwa jakoś nie pasowały.

— Cudzoziemcy, nawet z dalekich krajów, znają tylko jedno polskie słowo, które kojarzy im się z polskością i Polakami. Zaczyna się na „k” — smuci się Włodzimierz Kowalewski. — Ale tego nie da się zmienić. Język jest tworem żywym i podlega społecznemu ciśnieniu. Ogólnego trendu nie zmienimy.

To widać na co dzień, że przekleństwa weszły nam w krew. Zbadał to nawet CBOS. Brzydkich słów używa niemal ośmiu na dziesięciu dorosłych (79 proc.). 65 proc. robi to wyłącznie pod wpływem emocji, natomiast 14 proc., by coś mocniej i dosadniej wyrazić. Co piąty badany (21 proc.) w ogóle nie przeklina. Częściej przeklinają mężczyźni, a także respondenci przed 34. rokiem życia. Rzadziej zdarza się to osobom z podstawowym wykształceniem, a także osobom bardzo zaangażowanym w praktyki religijne i tym, którzy mają prawicowe poglądy polityczne. Co piąty z nas w ogóle nie używa brzydkich słów.


Pochodzenie przekleństw:

K***a
Chyba najbardziej siarczyste słowo w języku polskim. Daje upust wszystkim złym emocjom. Ma milion zastosowań. Może być obelgą rzuconą pod czyimś adresem, ale może służyć jako przecinek. Nie wywodzi się do łacińskiego "curva" (czyli "krzywa"), ale ma korzenie słowiańskie. Wziął się od staropolskiej nazwy koguta "kur". Słowem "kura" zaczęto nazywać panie lekkich obyczajów.

Cholera
To jedno z lżejszych przekleństw. W czasach, gdy zdarzały się pandemie cholery, życzenie komuś, aby „wzięła go cholera”, było wyrazem głębokiej nienawiści. Samo słowo "cholera" pochodzi od starogreckiego "choléra", którym pionierzy medycyny tacy jak Pliniusz czy Plutarch określali wymioty żółcią.

Pie***lić
Ma niesamowitą mnogość znaczeń. Pochodzi od słowa "pierdoła", które może nie należy do najprzyjemniejszych, ale nikt nie uważa, że to obelga. Cofając się dalej do źródeł "pie***enia”, znajdujemy słowo… "pierdzieć". Kiedyś to słowo było używane w normalnej rozmowie i chociaż nie zmieniło znaczenia, to jest uważane za znacznie bardziej wulgarne niż kiedyś.

Ch*j
Słowo oznaczające męskie przyrodzenie pochodzi najprawdopodobniej od indoeuropejskiego słowa „hoi”, znaczącego tyle, co prężny lub dziarsko sterczący. Można go potraktować jako przykład derywacji wstecznej, gdzie wyrazem podstawowym byłby dialektalny "chujec", czyli "wieprz".


Ada Romanowska

Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. haha #2645076 | 89.229.*.* 16 gru 2018 20:07

    czas zapieprza, świat się zmienia, ciągle ten sam ból istnienia wciąż rozpędza karuzelę spierdolenia

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. haha #2645074 | 89.229.*.* 16 gru 2018 20:06

    czas zapieprz świat się zmienia, ciągle ten sam ból istnienia wciąż rozpędza karuzelę spierdolenia

    odpowiedz na ten komentarz

  3. C#@12yt #2644995 | 5.173.*.* 16 gru 2018 17:54

    Nie klnę i jakoś żyję. Wulgaryzmy używane są publicznie i bez skrepowania. Kiedyś takie osoby były w przestrzeni publicznej omijane szerokim łukiem. Teraz to powszechne. A zaczęło się od osób szeroko znanych i celebrytów, którzy za takie słowa używane publicznie powinny spotkać się z ostracyzmem. Tak nie stało się bo trafili na chamski grunt. W PRL - owskiej telewizji i radiu jeśli komuś zdarzyło się przekląć "na fonii" to zwyczajnie wylatywał i już nigdy nie miał takiej okazji. Później przeklinanie w przestrzeni publicznej stało się normą. Chamstwo rozlało się szeroką rzeką i nawet ksiądz przeklinał gdy reporterzy TVN - u dopytywali go o innego księdza pedofila. I po co posłowie uchwalali ustawę o czystości języka polskiego jesli nikt do niej nie stosuje się i żadne służby jej nie egzekwują. Politycy też przeklinają by schlebić chamskim swoim wyborcom. Chamskie czasy i słoma z butów wyłazi.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  4. Z tym ch... em to trochę inaczej. #2644946 | 176.52.*.* 16 gru 2018 16:43

    Pochodzi od słowa chaj, setnika w armii Dzingis Chana. Ktoś bardzo wredny, sku....syn. Z chaj przeewoluowalo na współczesnego ch...ja.

    odpowiedz na ten komentarz

  5. Motyla noga! #2644903 | 88.156.*.* 16 gru 2018 15:11

    Pozornie niewinne zdanie "Na mchu jadali", przeczytane na głos, nabiera całkiem innego znaczenia.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (11)