Coraz chętniej jemy na mieście

2018-09-24 16:22:12(ost. akt: 2018-09-24 19:15:50)
zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Pixabay

Przestajemy gotować i coraz częściej jemy poza domem. Pod tym względem bijmy na głowę całą Europę. Jedzenie na mieście to już trend, w którym zasmakowaliśmy na dobre. Z lenistwa? Z dobrobytu? A może po prostu to znak czasu?
Przez żołądek do serca? Restauracje ostatnio mają pełne ręce do roboty. Polacy coraz chętniej wybierają jedzenie na mieście. Albo gotowe dania ze sklepowej półki. Aż 80 proc. z nas kilka, a nawet kilkanaście razy w miesiącu rezygnuje z domowych obiadów. W tym trendzie rozwija się też sprzedaż dań gotowych, które można odgrzać w pracy albo w domu. Chętnie zamawiamy również posiłki z dostawą. To rekord Europy. Tak wynika z badania firmy Nielsen. Za nami są Czesi, Brytyjczycy, Francuzi i Holendrzy.

— Teraz mam dzieci, więc gotuję w domu, ale kiedyś chętnie jadałam na mieście. Bo tak łatwiej — przyznaje Beata Morella, mama Antoniego i Bartosza. — Najlepsze są zwykłe obiady domowe, ale niejedzone w domu. Ale dobre są też fast foody. Widzę po znajomych, że cały czas korzystają z takiej możliwości. Chwytają za kebaba i lecą dalej. Ale i ja, mimo że gotuję w domu, kuszę się czasami na fast foody. Zdarza się, że zamawiamy do domu pizzę albo kurczaki.

— Nie jadam na mieście, bo mam w domu żonę, która mi gotuje — cieszy się Łukasz Dembowski, tata Fabiana. — Ale rzeczywiście zauważam, że ludzie jedzą na mieście albo kupują gotowe. Z braku czasu na gotowanie. Sam widzę po sobie, że dużo pracuję i nie miałbym czasu na gotowanie. Ale żona nie pracuje, więc może zająć się kuchnią. I całe szczęście, bo domowe jedzenie jest najlepsze.
— A ja uważam, że jedzenie na mieście to wielka wygoda. Albo kupione gotowe. Wystarczy tylko podgrzać — uważa Agata Karolewska, studentka. — Szkoda mi czasu na gotowanie. Kiedyś, gdy zaczynałam studiować, modne były zupki chińskie. Dzisiaj wybór jest ogromny. I coraz więcej jest miejsc, gdzie dobrze gotują.

Jeśli jedzenie jest smaczne i dobrej jakości, jesteśmy w stanie zapłacić za nie więcej. W 2017 roku było to około 100 zł miesięcznie, czyli więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Średnia wartość rachunku za jedną wizytę w lokalu gastronomicznym to około 43 zł. To dane Nielsena. Z kolei ARC Rynek i Opinia w badaniu „Polacy o jedzeniu na mieście” podaje, że wydajemy na posiłek od 21 do 50 zł. Natomiast z danych firmy A.T. Kearney wynika, że w 2017 roku na posiłki poza domem wydaliśmy 36 miliardów złotych. To aż o 9 proc. więcej niż w 2016 roku. A jak mówi znane powiedzenie, apetyt rośnie w miarę jedzenia. To widać po statystykach chociażby portalu pyszne.pl, dzięki któremu zamawiamy jedzenie do domu. W pierwszym półroczu 2018 roku na jedzenie „z internetu” wydaliśmy 240 mln zł, o 61 proc. więcej niż w analogicznym okresie w 2017 roku.

A z jakich okazji najczęściej jadamy na mieście? Okazuje się, że bez okazji. Tak twierdzi ponad połowa badanych (56 proc.). Nieco ponad 40 proc. przyznaje, że jest to okazja do spotkania z przyjaciółmi, rodziną i partnerem. Jedynie 6 proc. przyznaje, że posiłek to część spotkania biznesowego. Najbardziej lubimy jeść frytki (35 proc.), burgery (32 proc.), dania obiadowe i kanapki (19 proc.), pizzę (17 proc.) i sałatki (15 proc.).

— Ponad dwadzieścia lat temu przyjechał do mnie kolega z Tbilisi. Chciał wtedy założyć w Olsztynie gruzińską restaurację — opowiada prof. Marek Sokołowski, socjolog z UWM. — Ale stwierdził, że tego nie zrobi, bo jego lokal upadnie. W tamtych czasach w Polsce, a zwłaszcza w Olsztynie, nikt nie jadał na mieście. To były początki kapitalizmu, sprzedawało się z łóżek polowych, a jadało tylko w domu. Zupełnie inny świat mieliśmy wtedy w głowie. Ale minęły lata i staliśmy się społeczeństwem bogatszym. Pojawiło się duże nasycenie fast foodów. Pojawił się nawet odpowiednik polskiej pizzy — zapiekanka. Jest wszystko, na co mamy ochotę. W dodatku jedzenie jest dziś bezpieczne i dosyć tanie. Wystarczy kilkanaście złotych, żeby zjeść smaczny obiad. A ci, którzy chcą czegoś wykwintniejszego, też mają wybór. Jeśli jeszcze dołożymy do tego kwestie czasu, to mamy odpowiedź na to, dlaczego coraz rzadziej jemy w domu. Nie tracimy go na gotowanie.

Jedyne, co lubimy jeść w domu, to śniadania. W tej kwestii jesteśmy tradycjonalistami. Zaledwie 7 proc. z nas je pierwszy posiłek dnia na mieście. Jest to wynik zbliżony do średniej europejskiej. Najczęściej poza domem śniadania jedzą Amerykanie, taki model wybiera 21 proc. z nich. Restauracje widzą jednak tutaj kierunek do zmian. W swoich ofertach coraz częściej mają menu śniadaniowe. Prym wiodą fast foody.

— Ale to też powoli się zmienia. Na przykład jedna z restauracji zaprasza nas na darmową poranną kawę — dodaje prof. Marek Sokołowski. — A często wizyta nie kończy się na samej kawie. Niektórzy coś do niej dokupią. Jedno jest pewne. Trend jedzenia na mieście będzie się utrzymywał, a nawet takie posiłki będą coraz bardziej popularne.

Również to, że nie garniemy się do gotowania, widać po sprzedaży gotowych produktów. Jeden z dyskontów dwa lata temu zdecydował się na wybudowanie fabryki zup. Wyłożył na ten cel 30 mln zł. Po roku okazało się, że był to strzał w dziesiątkę. Sprzedaż gotowych zup przyniosła już 20 mln zł zysku. Natomiast firma produkująca pierogi i gotowe obiady wyłożyła 80 mln zł na nowy zakład produkcyjny o powierzchni 15 tys. mkw. Wygląda na to, że dania gotowe to złoty interes.

Zresztą restauracji też przybywa. I zmienia się także profil przeciętnego restauratora. To już nie jest ktoś, kto ma po prostu pomysł na biznes, własną maszynkę do robienia pieniędzy. To coraz częściej zapaleńcy, pasjonaci zmęczeni korporacyjnym drylem, których kręci przygoda prowadzenia lokalu albo wręcz samo gotowanie. A my, klienci, to doceniamy.


ar

Komentarze (18) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Objadek #2588075 | 94.254.*.* 24 wrz 2018 22:00

    Stołówka warmińska...ratuje mi życie

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Robol. #2587995 | 94.254.*.* 24 wrz 2018 20:22

      W sobotę pracuję na obiad dla rodziny w mieście dwie godziny(płacą setki).W domu stalibyśmy we dwoje dobrą godzinę przy garach i wydali ze 30 zł.Dla mnie w weekendy rachunek jest prosty.Odpada też czas stracony na sprzątanie po posiłku.

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. Trzeba mieć zdrowy żołądek #2587942 | 83.6.*.* 24 wrz 2018 19:41

        By jadać w niektórych miejscach.I jeszcze wrażenia wizualne,brodaty łysiejący kucharz.To raczej obrzydliwe.

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. tac #2588124 | 83.23.*.* 24 wrz 2018 23:23

          Lwia czesc ludzi w tych niby restauracjach pracuje na czarno ,wiec bez zadnych badan lekarskich. ...wpier.g...tysiące much nie mogą się mylic...

          Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

        2. lol #2587923 | 89.229.*.* 24 wrz 2018 19:25

          to życzę państwu smacznego:)

          Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

        Pokaż wszystkie komentarze (18)