Siostro! O, przepraszam... Bracie!

2018-09-22 15:35:00(ost. akt: 2018-09-22 15:42:50)
Bartłomiej Szczepański, Szpital Uniwersytecki

Bartłomiej Szczepański, Szpital Uniwersytecki

Autor zdjęcia: Magdalena Maria Bukowiecka

Było o paniach w mundurach — teraz kolej na panów w kitlach. Bywa, że pacjenci wołają do nich „siostro!”, choć „brat” pasowałby o wiele lepiej. O blaskach i cieniach, sytuacjach trudnych i zabawnych i o tym, dlaczego wybrali zawód skazany na kobiety — rozmawiam z pielęgniarzami: Rafałem Runo i Bartłomiejem Szczepańskim.
— Co zdecydowało, że wybrali panowie zawód pielęgniarza tak mocno kojarzony z kobietą? Jak reagujecie, gdy pacjenci wołają „siostro!”?
Rafał Runo: — W moim przypadku chyba można mówić o powołaniu. Już w pierwszej klasie liceum zaczęła mnie interesować medycyna i nauki jej pokrewne. A w trzeciej klasie, kiedy nadszedł czas decyzji o wyborze studiów i przyszłej drogi zawodowej — rozważałem już właściwie wyłącznie medyczne ścieżki kariery. Trafiłem na pielęgniarstwo, spodobało mi się i tak zostałem. Oczywiście, próbowałem dostać się na wydział lekarski, ale nie wyszło. Pielęgniarstwo natomiast było drugim pomysłem, równoległym, studia bardzo mi się spodobały i w sumie nigdy nie żałowałem, że tak to się potoczyło.
Bartłomiej Szczepański: — A u mnie zdecydował przypadek. Jakiś czas temu odwiedziłem kuzynkę, która jest pielęgniarką i to ona wtajemniczyła mnie w ten zawód i jakby swoim przykładem pokazała, że to coś, co warto w życiu robić. Wcześniej pracowałem jako sanitariusz i ratownik medyczny, ale skończyłem jako pielęgniarz i już nie szukam niczego nowego. Pielęgniarstwo to dla mnie pasja i wiem, że to chcę robić.

— A jak na panów decyzję zareagowała najbliższa rodzina?
R.R.: — Nikt się specjalnie nie dziwił. Już prędzej koledzy z liceum byli moim wyborem zaszokowani. Ale muszę przyznać, że wiele osób z mojego pokolenia to fani seriali medycznych, choćby „Doktora House’a” czy „Na dobre i na złe”. Z kolei mnie osobiście zainspirowali „Chirurdzy”, bo chirurgia jest moją wielką pasją.
B.S.: — U mnie też nie było wielkiego zdziwienia. Kuzynka jest od dawna pielęgniarką, a ja jakby powoli dochodziłem do tego zawodu. Zaczynałem przecież jako sanitariusz.

— Co należy do waszych codziennych obowiązków?
R.R.: — Zaraz po przyjęciu pacjenta na oddział i po wywiadzie przeprowadzonym przez lekarza ja przystępuję do wywiadu pielęgniarskiego. Pytam o problemy, jakie pacjent ma już, trafiając do szpitala, i jakie może mieć. To jest diagnoza pielęgniarska: określam problem, jego przyczynę i możliwe skutki. Wtedy w ramach swoich kompetencji, wdrażam odpowiednie działania. Oczywiście pobieram krew, robię ekg, badanie fizykalne. Następnie przygotowuję pacjenta do zabiegu. Ponieważ pracuję na chirurgii, sprawuję też większość opieki pooperacyjnej i monitoruję stan pacjenta: mierzę ciśnienie, tętno, temperaturę, inne parametry wynikające ze specyfiki zabiegu. Podaję leki. Badam też rany, zmieniam opatrunki…
B.S.: — Opieka pielęgniarska to multum czynności i nie sposób wymienić ich wszystkich w tym miejscu — starczyłoby na nowy artykuł. Do tego dochodzi też najzwyklejsza rozmowa, wsparcie psychologiczne pacjenta. Czasem to te najprostsze rzeczy są najskuteczniejsze i dają najlepsze efekty leczenia.

— Jak ludzie z panów otoczenia podchodzą do waszej profesji?
R.R.: — Bardzo często ludzie spoza środowiska szpitalnego nawet nie wiedzą, że jest taka możliwość, żeby to mężczyzna był pielęgniarką — no, pielęgniarzem. Próbują mnie wtedy ubrać w jakiś okołomedyczny zawód, który — ich zdaniem — pasuje mężczyźnie: sanitariusza, ratownika medycznego. A to jednak całkiem inne rzeczy. Jeżeli chodzi o szpital, to oczywiście moi koledzy i koleżanki z pracy wiedzą, kim jestem.
A pacjenci? Też się różnie odnajdują. Dopasowują do mnie zadania dobrze im znane i pasujące do mężczyzn. Jestem więc lekarzem, czasem znowu sanitariuszem. Kiedy jednak już wiedzą, że pracuję jako pielęgniarz, dość szybko potrafią się z tym oswoić, trochę porównywać do pań pielęgniarek i szybko przechodzą nad tym do porządku dziennego.
B.S.: — Ja też początkowo borykałem się ze zdziwieniem pacjentów, ale szybko znalazłem na to rozwiązanie. Po prostu podchodzę do pacjenta lub pacjentki i się przedstawiam. Mówię im, że jestem pielęgniarzem. Sposób prosty, ale bardzo skuteczny. Ostatnio było zabawnie, bo akurat na dyżurze byliśmy sami z kolegą — żadnej pielęgniarki-kobiety. A tu pacjent woła „siostro!”. Podszedłem i wyjaśniłem, że dziś nie ma siostry. No to do końca dyżuru wołali do nas „bracie!”…!

— A nie spotyka panów jakieś zdziwienie, wstyd, zażenowanie?
R.R.: — Mnie kontakty z moimi podopiecznymi w ogóle nie krępują. U pacjentów różnie to bywa. Wiem, że najczęściej przyzwyczajeni są do pielęgniarki-kobiety i niezależnie od płci pacjenta — kompletnie się jej nie wstydzą. U mężczyzn bywa różnie. Oni ogólnie mają większe problemy ze swoją intymnością. Kobiety, być może dzięki wizytom u ginekologa, są bardziej przyzwyczajone do obcej osoby w intymnej sytuacji. A ponieważ mężczyźni raczej od takich rzeczy stronią — mają też większe problemy w takich intymnych kontaktach szpitalnych.
B.S.: — A ja właśnie w większości mam problemy z pacjentkami, które się wstydzą pielęgniarzy…

— I co wtedy?
R.R.: — Jeżeli pacjent wyraźnie nie chce kontaktu z pielęgniarzem, ma zawsze prawo wyboru innej pielęgniarki. Choć z drugiej strony ja jestem i dość zdecydowany, i dobrym humorem umiem rozładować czasem napiętą sytuację tak, że zdenerwowanie pacjenta mija. A możliwe, że czasem mężczyzna oczekuje, że kobieta-pielęgniarka już samą kobiecością pozytywnie wpłynie na jego samopoczucie i dlatego czuje się rozczarowany, kiedy przychodzi do nich pielęgniarz (śmiech). Jak tak na to patrzę to, mimo że te emocje są jakby na równym poziomie, chyba jednak pacjentki są wobec mnie bardziej otwarte, uśmiechnięte… Ja przede wszystkim zawsze mam z tyłu głowy świadomość, że sam fakt przebywania w szpitalu to dla pacjenta stres i nie ma potrzeby tego stresu pogłębiać. Jeżeli jestem w stanie przekonać pacjenta do siebie — to dobrze. Jeśli nie, nie ma potrzeby bardziej go stresować.
B.S.: — Próbuję wtedy zawsze tłumaczyć, że jestem takim samym profesjonalistą jak kobieta-pielęgniarka, że nie od dziś się tym zajmuję i w ten sposób jakoś oswajam taką pacjentkę. A czasem moje koleżanki wręcz wysyłają mnie do pacjenta-mężczyzny, bo wiedzą, że on mi się wtedy łatwiej zwierzy, otworzy, o wszystkim powie. A ostatnio wręcz jeden z pacjentów miał akurat problem intymnej natury i poprosił, żeby pielęgniarka wyszła. Chciał porozmawiać ze mną, żebym to ja mu pomógł. Ale każdy przypadek, jak to w życiu, jest inny…

— Łatwiej jest mężczyźnie wykonywać ten zawód?
R.R.: — Pielęgniarstwo to rzeczywiście nie tylko praca umysłowa. Czasem wymaga siły fizycznej i wtedy jest mi chyba łatwiej. Choć w większości przypadków pacjent jest w stanie wykonać wiele czynności samodzielnie, bywają tak ciężkie sytuacje, że trzeba przy nim zrobić dosłownie wszystko.
B.S.: — Rzeczywiście, potwierdzam. Siła w zawodzie pielęgniarza i pielęgniarki bardzo się przydaje. Ale z moich codziennych obserwacji wiem, że koleżanki pielęgniarki też świetnie sobie radzą w sytuacjach wymagających fizycznej siły i sprawności. Choć z drugiej strony wiedzą, że zawsze mogą na mnie lub na drugiego pielęgniarza na naszym oddziale liczyć.

— Jakie sytuacje są dla panów najtrudniejsze?
R.R.: — Zdecydowanie pożegnania z pacjentami. Choć większość pacjentów chirurgii w szpitalu przebywa dość krótko, są przypadki, że chory przewlekle pacjent może spędzić na oddziale nawet kilka tygodni, czasem ponad miesiąc. I mimo że profesjonalne podejście do pracy nakazuje mi trzymać pewien dystans i zabrania mi spoufalania się z podopiecznymi, przywiązuję się do niektórych ludzi i kiedy widzę, że taki człowiek umiera, jest mi bardzo ciężko. Ale są też sytuacje zabawne. Pamiętam, że kiedyś rano, zaraz po obchodzie, wszedłem do sali z zestawem do przeprowadzenia lewatywy. Zapytałem o nazwisko, pacjent się zgłosił i widziałem ten zawód w jego oczach, że to pielęgniarz, a nie pielęgniarka, zaraz mu tę lewatywę zrobi! Wiem, że nie wolno mi się śmiać w takich sytuacjach, ale wtedy naprawdę nie umiałem się powstrzymać.
B.S.: — Rozmowy z rodziną są dla mnie najtrudniejsze. Kiedy trzeba im powiedzieć, że nie ma szans na wyzdrowienie, że trzeba zaczynać myśleć o pożegnaniu. I choć na studiach uczymy się psychologii, ciężko coś takiego po prostu wyćwiczyć. Miałem jednak wiele szczęścia, bo od samego początku pracuję z naprawdę bardzo profesjonalnymi koleżankami i to u nich podpatrywałem jak z rodziną takiego pacjenta rozmawiać. To od nich nauczyłem się robić to możliwie najmniej boleśnie. Zatem to jest ten cień w byciu pielęgniarzem. Ale potem idę do kolejnego pacjenta, rozmawiamy i jakoś sobie z tym radzę. A najzabawniej jest wtedy, kiedy pacjentki próbują mnie podrywać lub przynajmniej ze mną flirtują!

— Jak zachęciliby panowie innych mężczyzn, żeby zamiast wydziału lekarskiego wybrali jednak pielęgniarstwo?
R.R.: — Przede wszystkim trzeba mieć predyspozycje do pracy z ludźmi, umieć z nimi rozmawiać i chcieć im pomagać. No i być odpornym na widok krwi, otwartych ran i ogólnie na fizjologię organizmu człowieka. Trzeba też zawsze pamiętać, że pielęgniarka jest z pacjentem praktycznie cały czas. Osoby otwarte, łatwo nawiązujące kontakt z pewnością najlepiej sprawdzą się w pielęgniarstwie.
B.S.: — Osoby zamknięte oraz takie, które jakby wyćwiczyły w sobie otwartość do ludzi, na pewno będą miały ciężej w tym zawodzie. Ludzie przecież wyczuwają każdy fałsz…

— A co robicie w swoim prywatnym czasie? Jak odpoczywacie? Jak nauczyliście się nie zabierać problemów z pracy do domu?
R.R.: — Uprawiam dużo sportu i zajmuję się ogrodem. Mam psa i stado papużek falistych. No i czytam, głównie fantastykę. To właśnie dzięki niej potrafię się oderwać od rzeczywistości, która — przyznaję — bywa ciężka. Człowiek to przecież nie robocop i czasem przeniesie zdenerwowanie, znużenie, smutek czy inne negatywne emocje na innego człowieka. I choć bardzo staram się takich sytuacji unikać, po wyjściu z pracy włączam sobie muzykę, odrywam się od zadań służbowych — od tych najcięższych tak łatwo uciec się nie da…
B.S.: — Ja od niedawna mieszkam poza miastem i właściwie czuję się tam jak na permanentnych wakacjach. No i mam dużo pracy przy domu. Ogólnie lubię spędzać czas w miejscach odludnych, gdzieś z dala od zgiełku miejskiego — w Bieszczadach czy na krańcach Mazur. Moja żona też jest pielęgniarką i już dawno temu nauczyliśmy się żadnego z problemów służbowych nie zabierać do domu. Po prostu — zdejmujemy fartuchy i zaczyna się inne życie. Czasem zdarza się oczywiście, że po bardzo ciężkim dyżurze chce się człowiek zwierzyć lub zwyczajnie wygadać drugiej osobie. Ale to bardzo sporadyczne sytuacje — raczej staramy się nie rozmawiać o pracy w domu. Tak samo jak nie zabieramy domowych problemów do pracy. To trudne, ale dla własnego zdrowia i komfortu warto spróbować się tego nauczyć.

Magdalena Maria Bukowiecka

Komentarze (7) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. księgowy #2590472 | 217.153.*.* 28 wrz 2018 12:21

    a mi przez telefon mówią per Pani, cóż jest wiele zawodów damskich i męskich, może gazeta napisze o innych zawodach damskich i męskich, jest ich trochę, najważniejsze robić to co się lubi i wykonywać to dobrze

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  2. Pielęgniarka #2590432 | 5.173.*.* 28 wrz 2018 11:33

    Mam przyjemność pracować z kolegą ze zdjęcia. Profesjonalne podejście do pacjentów,poparte wiedzą i doświadczeniem. Czegóż chcieć więcej.

    Ocena komentarza: warty uwagi (19) odpowiedz na ten komentarz

  3. miś Y #2587115 | 188.146.*.* 23 wrz 2018 15:29

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. brat po bracie na jednym warsztacie

  4. Babcia #2587022 | 188.147.*.* 23 wrz 2018 12:57

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Gratuluję odwagi, bo w tym popieprzonym sfeminizowanym kraju można fatwo i szybko zostać oskarżonym o rzekome molestowanie! Kobiety bardzo często to stosują wobec mężczyzn, szczególnie przy okazji rozwodu i "ukarania" męża! Podłe ale prawdziwe. Powinno być karalne!

    1. Basia #2587013 | 88.156.*.* 23 wrz 2018 12:44

      WIELKI szacunek .

      Ocena komentarza: warty uwagi (20) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (7)