Nie trzeba nawet jechać nad morze

2018-08-31 16:00:00(ost. akt: 2018-08-31 21:02:39)
Pamiątka z Olsztyna

Pamiątka z Olsztyna

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Przedstawiciele srebrnego pokolenia coraz częściej podróżują. Wielu z nich postanowiło odwiedzić Olsztyn. Jak upływają im kończące się właśnie wakacje?
Teresa Iwińska i jej mąż John Urquhart do Olsztyna przyjechali z Australii. Co prawda w Polsce już byli, ale stolicę Warmii i Mazur odwiedzili pierwszy raz. Nie ograniczyli się jednak tylko do Olsztyna, bo zwiedzili wiele miejsc w regionie. Na mapie ich podróży znalazł się Elbląg, Mikołajki, Frombork i Gierłoż. To po części wyprawa sentymentalna...

— Mam tutaj rodzinę — tłumaczy pani Teresa, która, choć mieszka w Australii, całkiem dobrze mówi po polsku. — Łatwiej jest nam zwiedzać region, gdy oprowadza nas ktoś stąd.

Mimo że pani Teresa może się dogadać z Polakami, to jednak...
— Stwierdzam, że dla turystów nie ma wystarczająco dużo informacji po angielsku. Byliśmy wczoraj we Fromborku i był z tym spory problem. To by się naprawdę bardzo przydało. Brakuje tabliczek z napisami. Są po polsku i po niemiecku. Ale muszę pochwalić młodzież, bo angielski nie stanowi dla nich żadnego problemu. Nie tylko ci, których spotykamy na ulicy, ale też pracownicy restauracji czy kawiarni. To bardzo dobrze, że możemy swobodnie z nimi porozmawiać, bo to ciekawe doświadczenie.
— To bardzo udane wakacje — stwierdza John Urquhart. — Na przestrzeni 20 lat bardzo dużo się u was zmieniło. Mieliśmy okazję przyjeżdżać tutaj kilkakrotnie.

— W przeciągu tych 20 lat byliśmy w Polsce chyba 3 razy. I naprawdę zmiany są ogromne — potwierdza pani Teresa.
Turystów z Australii po Olsztynie oprowadza Ludwik Grabowski, mąż kuzynki pani Teresy. Sam też po części jest turystą, bo pochodzi ze Śląska...
— To taki powrót do przeszłości, bo byłem kiedyś pilotem wycieczek — śmieje się pan Ludwik. — Wczoraj zwiedziliśmy elbląskie kanały, a w Gierłoży trafiliśmy na niesamowitego przewodnika. Był świetnie przygotowany. Chcemy jeszcze zobaczyć skansen w Olsztynku.

Oprócz starówki, która zrobiła na Australijczykach spore wrażenie, spodobały im się też drobiazgi.
— Lubimy takie pamiątki — pani Teresa pokazuje drewnianą sowę z napisem „Olsztyn” i bursztynem. — To jest bardzo polskie i takie... miejscowe. Pamiętam, że w Mikołajkach pamiątki były po prostu plastikowe, ale w Olsztynie można dostać takie cuda. Regionalne i starannie wykonane.
Olsztyn cierpi jednak na pewien problem.

— Nie ma toalet publicznych — śmieje się pani Teresa. — W Europie jest ich znacznie więcej, ale w Polsce trudno je spotkać. Oczywiście można skorzystać z toalety w restauracji, ale przydałyby się jednak te ogólnodostępne.
A czym się różni Australia od Polski?

— Byliśmy u nich przez miesiąc — wspomina pan Ludwik. — Zaobserwowałem, że np. słupy, czy pomosty są często wykonane z eukaliptusa. Wszystko jest nowoczesne, dostosowane do wysokich temperatur. Wiadomo — widać u nich rozwój. Co jednak ciekawe, wczoraj w Mikołajkach zauważyliśmy, że jest bardzo podobnie. Polska nie ma się czego wstydzić!
— Jedzenie też jest bardzo dobre — dodaje pani Teresa.
Lepsze niż w Australii? — dopytujemy.
— Inne — śmieje się pani Teresa. — Ale naprawdę świetne. Szczególnie kuchnia domowa Polaków jest dobra. To, co zmieniło się jeszcze w Polsce, to kolor. Pierwszy raz, gdy tu byliśmy, dominowała szarość. Wszystko było jednakowe. Teraz jest bardziej kolorowo. Jest więcej kwiatów. Zupełnie jak u nas.

Z kolei Wiesław Biliński i jego żona Jolanta swoje wakacje zaczęli od Olsztyna. Pochodzą z Siedlec, ale w Olsztynie są już kolejny raz.

— Mieliśmy kilka lat przerwy. Przyjechaliśmy dwa dni temu, więc jeszcze nie było czasu na porządne zwiedzanie — śmieje się pani Jolanta.
— Do Olsztyna coś mnie ciągnie, bo to w zasadzie moje tereny. Pochodzę z Bartoszyc — dodaje pan Wiesław. — Miasto jest nowoczesne. Niesamowicie się zmieniło.

— Ale trochę przeszkadzają nam budowy, choć na pewno gdy się skończą Olsztyn będzie jeszcze piękniejszy — mówi pani Jolanta.
Ich urlop będzie intensywny.

— Na pewno odwiedzimy Bartoszyce, bo to rodzinne strony męża. Później wrócimy jeszcze do Olsztyna — zapowiada Jolanta Bilińska. — Do tej pory nie mieliśmy możliwości spędzania razem urlopów. A tak jest najlepiej. Pewne plany na przyszłe wyjazdy już jednak mamy. Na razie zwiedzamy Polskę, a później... zobaczymy. Chorwacja jest bardzo ładna, więc dobrze by było tam pojechać.

— Skandynawia też jest piękna. Wiem, bo pracuję teraz w Szwecji — mówi pan Wiesław. — Ale tutaj jest mój dom. I to tutaj czuję się najlepiej — nie ukrywa. — Do tej pory zdążyliśmy zwiedzić starówkę i jezioro, które wygląda niesamowicie. Jest nowoczesne, można miło spędzić czas. Nie trzeba nawet jechać nad morze. To coś, czym Olsztyn może się pochwalić.
pj