W wypadku samochodowym straciła córkę. Po tragedii z jej rzeczy wypadł nietypowy wiersz ...

2018-08-11 17:52:34(ost. akt: 2018-08-11 17:52:00)
zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: pixabay.com

Gdy przyjeżdżam na Warmię, pracuję w ogrodzie do utraty tchu. Zapominam o tym, co mnie spotkało. Zmęczona kładę się spać. Wszystko to robię dla niej, mojej córki — mówi Jolanta Lasocińska.
Praca w ogrodzie to dla mnie terapia. Muszę się zmęczyć, żeby nie myśleć. Nie jestem w stanie zapanować nad wewnętrzną rozpaczą. Czasem jakiś zapach, miejsce, książka przynoszą skojarzenia. I wracają wspomnienia — opowiada Jolanta Lasocińska.

Gdy tu przyjeżdżam, pracuję przy kwiatach, nie mam czasu myśleć, po pracy trzeba się umyć i iść spać. Izunia bardzo dobrze czuła się w tym miejscu. Robię wszystko, żeby nie zginął ten dom i ogród, który tak kochała. Czasami mam wrażenie, jakby za chwilę Iza i mąż mieli wrócić do domu z zakupów. Tylko tu czuję się bezpiecznie, czuję jej opiekę. To było nasze miejsce rodzinne.
Prowadziłam gabinet stomatologiczny NZOZ. Nawet świąt nie mieliśmy spokojnych. Dzwonili znajomi, Jola, przyjmiesz nas? Mąż był chirurgiem, miał dyżury w poradni i w szpitalu, wracał o 18,19. Mieliśmy pięć bulterierów, w tym czempiony. Trzeba było pracować, żeby to wszystko utrzymać: rodzinę, psy, mieszkanie w Łodzi i dom koło Purdy. Tu mieliśmy czas dla siebie. Spędzaliśmy czas rodzinnie. Chcieliśmy mieć otoczenie miłe dla oka. Tu Iza miała swoje życie, swoją przestrzeń.

To była druga ciąża. Nie byłam już młoda, pierwsze dziecko zmarło zaraz po porodzie. Gdy urodziłam córkę, usłyszałam, że nie wiadomo, czy przeżyje. Izabelka imię dostała po lekarce, która uratowała ją po porodzie, a potem została jej chrzestną. Przywoziliśmy córeczkę z Łodzi do Purdy od pierwszego miesiąca życia. Nabierała sił, chłonęła przyrodę, oddychała. Pokochała ogród nad rzeką. Gdy podrosła, męczyła męża: tatusiu, jedziemy. Wyjeżdżaliśmy z Łodzi w piątek po południu, spędzaliśmy tu weekend i rano w poniedziałek wyjeżdżaliśmy, żeby zdążyć do pracy i do szkoły.

Pamiętam tylko wielkie oczy pędzącego na nas tira. Męża siła uderzenia wyrzuciła z samochodu razem z fotelem. Izabelkę zabrali do szpitala, miała obrażenia głowy i wewnętrzne. 40 minut później zmarła. Ratownicy mówili, że gdy strażacy wycięli mnie z samochodu i byłam już w karetce, chciałam uciekać, ratować Izę. Nie pamiętam nic, ani wypadku, ani operacji.

Nie boję się jeździć tą trasą, bo już przeżyłam swoją psychiczną śmierć. Oskalpowana, z ciężkim urazem głowy, żyję. Kiedy potem jeździłam tą drogą i widziałam napis „Wieczfnia Kościelna”, łapały mnie mdłości. Potem mijały.
Wypadek zdarzył się 8 lat temu, w październiku o 9 wieczorem. Czołowo uderzył w nas tir. Kierowca prawdopodobnie stracił świadomość. Przeżył wypadek. Potem wykryto u niego guza mózgu, nigdy wcześniej nie miał wypadku.
Iza była w trzeciej klasie gimnazjum, gdy zginęła. Po śmierci wspierały mnie jej koleżanki z klasy. Pierwsze święta spędziłam z nimi. Byłam też zapraszana do szkoły. Wydawało mi się, że Iza też tam jest. W podstawówce chodziła do szkoły artystycznej. Znajoma z ASP uczyła ją rysunku, zawsze powtarzała, że Izabelka jest wybitnie uzdolniona. Nasz znajomy, operator filmowy, przyjaciel domu, mówił do niej: „malujesz, masz słuch absolutny, jesteś urodzonym reżyserem, widzę cię na Targowej”.

Na lekarza na pewno się nie szykowała. Nie chciała pójść w nasze ślady. Miała głowę w chmurach. Mogłam być szczęśliwa, że urodziłam takie dziecko: tak uzdolnione, że aż nierealnie. Może, dlatego mi ją zabrano, bo to niemożliwe, że można być tak uzdolnionym? W VI klasie zdobyła wyróżnienie w światowym konkursie rzeźbiarskim w Oslo. Pisała wiersze, opowiadania, malowała.
Czas leczy rany? To nieprawda. Może to powiedzenie dotyczy młodości, kiedy człowiek jest w stanie pewne sprawy sobie wytłumaczyć. W wieku, w którym ja jestem, jest trudno. To jakby się skończyło życie. Żyję z dnia na dzień. Zostaje miłość do tych osób — bardzo głęboka — i cierpienie tkwiące w duszy. Jak można żyć bez najbliższych? Nie wiem. Jak można trwać w takim czymś, bo to przecież nie życie?

Cały czas biorę leki. Od razu po wypadku dostałam odpowiednio dobrane lekarstwa. Pomagają mi przetrwać.

Nie mogę pracować. Gabinet dentystyczny przekazałam koleżance. Muszę coś robić, bo ogarnia mnie rozpacz. Robię na drutach. To gimnastyka dla rąk. Czytam, jak mogę czytać. No, niestety, po tym tirze nie mam już pamięci. Cały czas w nocy gra koło mnie radio albo telewizja. Muszę mieć wrażenie, że nie jestem sama.

Proszę spojrzeć, jaka była radosna. Miała poczucie humoru. Do kogo była podobna? Taka mieszanka. Na tym zdjęciu ma 14 lat. Został jej tylko rok życia. Była wysoka, 1,76 cm. To pupilka ojca. Zrobiłby dla niej wszystko. Spełniał każdą jej zachciankę, nie umiał jej odmówić. Miała swoje koty, psy. Jej ukochanym psiakiem był Bambi. Z bulterierem Pandzią, czempionką, siedziały z tyłu samochodu. Razem zginęły w wypadku.

Czasem traci się wiarę w Boga, ale ja nie straciłam. W kościele trzy lata po śmierci Iza miała wieczornicę — na swoją osiemnastkę. Nikogo nie zapraszałam, wszyscy się jakoś dowiedzieli — przyszli do kościoła, był pełny.
Po śmierci najbliższych zaczęłam szukać swojej, nieznanej dotąd, rodziny. Mój tato przed wojną był żonaty, miał dzieci. Został wdowcem. Gdy siedział w latach 50.w więzieniu, stracił kontakt z dziećmi. Nie znałam ich. Szukanie korzeni pomogło mi przetrwać najgorsze chwile. Widzi pani ten pierścionek? Dostałam go od przyrodniej siostry, dzięki niemu czuję łączność z rodziną, którą odnalazłam po śmierci córki.

Ale największą pociechą jest praca w ogrodzie na Warmii. Pierwszy raz przyjechałam tu w 1986 roku, mieszkała tu nasza rodzina. Nie było tak pięknie, jak teraz. Rzeka wylewała, dookoła rosły krzaki. Urzekły mnie nenufary i ptaki. Na polu, które jest za płotem, rosły łubiny. Tarzaliśmy się w nich. Zakochałam się w krajobrazach. Wszystko mnie pociągało. Ziemia tu była słaba, żółty piach. Nic nie rosło.

Dopiero dziecko zmobilizowało nas, by tu przyjeżdżać, coś stworzyć. Pomagali nam przyjaciele ogrodnicy. Przyjechały ciężarówki pełne dobrej ziemi. I tak powstał ten piękny ogród. Kocham wszystkie kwiaty: róże, begonie, hortensje. Chciałabym, żeby ten dom żył. Może powstanie tu pensjonat, może jakaś fundacja? Chciałabym, żeby to miejsce nad rzeką żyło dla Izabeli. Dzięki temu pamięć o niej tu się zatrzyma.

Rok po śmierci Izabelki z jej rzeczy wypadł wiersz. Nie wiem, kto jest autorem, czy to jakieś proroctwo, pożegnanie ze mną, światem, prośba, by nie zapomnieć o ogrodzie nad rzeką?
Ukochana Mamo,
Wiem, że teraz płaczesz,
Wiesz, musiałam odejść,
Nie mogłam inaczej,
Już mnie nie ucieszy jutrzejsza wiosna,
Ale Ty pokochaj mnie,
W nowych pierwiosnkach
I śpiewie skowronków,
Co po polach skaczą.(…)
Tu wieczne zegary odmierzają szczęście
W ukochanych sercach każde z nas żyć będzie.

bb

Komentarze (15) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Eeee #2554278 | 93.105.*.* 12 sie 2018 16:18

    To jest serwis informacyjny czy jakies emocjonujące pismo dla pań? Redakcja OGAR!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. matka -babcia #2554128 | 31.0.*.* 12 sie 2018 09:46

      żadne słowa nie ukoją bólu matki ,po stracie dziecka........

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    2. Ja też #2554069 | 81.190.*.* 12 sie 2018 01:27

      Ja też straciłam kilkoro ze swoich bliskich, siostrę, brata, cioteczno-stryjecznych kilkoro. Najbardziej boli mnie strata siostry, bo była moim światem, była młoda, cały świat stał przed Nią otworem, ból jest do dziś, zawsze taki sam, z czasem nauczyłam się z nim życ, jest obok mnie, nie przeszkadza mi w życiu codziennym, nie maleje, po prostu nauczyłam się z nim żyć, nazwałam córkę Jej imieniem, jest moim kolejnym wspaniałym światem. Ale ukojenie znajduję w wierze w Boga, On wie, dlaczego Ją, Ich zabrał, nie mnie to oceniać... jakiś w tym cel był, może kiedyś się dowiem, może nie. Czytałam Pani historię, łzy poleciały, chociaż nie pozwalam sobie zbyt często na rozczulenia, może Pani założy ośrodek, który będzie pomagał innym ludziom, ja wychodzę z założenia, że dopóki pamięta się o danej osobie, to ona żyje w sercach ludzi, którzy ją kochali i kochają nadal. Niech Pani poświęci pamięć dziecka pomocy innym dzieciom, jest wiele takich dzieci, które straciły bliskich, np. teraz dziewczynka 10-letnia, która straciła rodziców i brata.Można stworzyć warunki komuś w podobnej sytuacji.

      Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

    3. olsztynianka #2554057 | 88.156.*.* 11 sie 2018 23:39

      Też straciłam córkę kilka lat temu. To bardzo boli i nigdy nie przestanie.

      Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

    4. Do GO #2554008 | 5.172.*.* 11 sie 2018 21:19

      Ukazanie pelni i caloksztaltu oraz skutkow wypadkow ,by im zapobiegac to dobry kierunek dzialania.Samo pokazywanie uszkodzonych samochodow nie wiele daje a juz napewno nie wiele copy/pase notatek surowiczych policji ze sloganem 'nie dostosowal predkosci do warunkow na drodze.

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (15)