Chciałabym być królową Jadwigą, to naprawdę fajna babeczka

2018-07-15 13:54:03(ost. akt: 2018-07-15 13:16:00)
Anna Maria Kosik w reklamie jako Dama z łasiczką

Anna Maria Kosik w reklamie jako Dama z łasiczką

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Wszędzie lubi chodzić piechotą i dlatego upodobała sobie Olsztyn do życia. Przyjechała tu na studia aktorskie. Jest już po dyplomie i cieszy się każdą rolą. Była m.in. Damą z łasiczką. Z aktorką Anną Marią Kosik rozmawia Ada Romanowska.
— Kojarzysz się z rolą damy z łasiczką. Byłaś w nią w reklamie sieci komórkowej.
— Która właśnie zeszła z ekranów (śmiech). A zaczęło się klasycznie, od castingu. Uczesałam włosy, zrobiłam charakterystyczną opaskę i stanęłam przed komisją. I już na pierwszym etapie wszyscy stwierdzili jednym głosem, że to właśnie mnie szukali. Reinkarnacja chyba istnieje! Ale przyznam, że zawsze marzyłam o roli kostiumowej. Co prawda chciałabym zagrać w większym metrażu, ale tym trzydziestosekundowym nie pogardziłam.

— Kogo chciałabyś zagrać?
— Na pewno Jadwigę, naszą polską herod-babę. Wbrew temu, co się o niej mówi, jest wielką, historyczną postacią, która wiele zrobiła. I co najważniejsze, została królem! A przecież wiemy, jaką pozycję miały kobiety w tamtych czasach. Jadwiga dokonała prawie niemożliwego. Została nie królową, ale królem! To ona została koronowana, a swojego Władysława trzymała mocną ręką. On bez niej niewiele mógłby zdziałać. To naprawdę fajna babeczka. Przez wiele lat marzyła mi się też Maria Stuart, ta z dramatu Słowackiego. Ciekawi mnie również Anna Henryka Pustowójtówna. To jedna z przywódczyń Powstania Styczniowego — w tym bitwy pod moim rodzinnym Małogoszczem. Marzę o tym, żeby powstał o niej film. Bo to niesamowita kobieta, z niezwykłą historią. Wszyscy pamiętają tylko o Emilii Plater…

— To na razie marzenia. A rzeczywistość?
— Też jest ciekawa. Przede mną fabuła. Jestem zachwycona, że weszłam w zdjęcia filmowe "Mowy ptaków", bo scenariusz jest niesamowity, a przede wszystkim otoczka twórcza robi wrażenie. Scenariusz napisał Andrzej Żuławski. Przed śmiercią poprosił swojego syna Xawerego, żeby go zrealizował. On nosił się długo z tym pomysłem, nie mógł się za bardzo pozbierać, a może po prostu nie czuł się na siłach, żeby to robić. Ich estetyka jest przecież różna. Jednak w jakiś magiczny sposób wpadł na pomysł — mowa ptaków to wielogłos, a skoro wielogłos, to wielu reżyserów. Dlatego skrzyknął kolegów po fachu i robią to razem. To Xawery, Jan Komasa, Piotr Kielar i Jacek Borcuch. Wariaci podzieli się po równo, po 39,5 strony. Nawet jak kończy się strona, a scena nie, to zbijają piątkę i do realizacji przechodzi kolejny. Zdjęcia zaczęły się w kwietniu i mają trwać do końca lata. Każdy na swoją część pracuje przez miesiąc. Zdradzę też, że jedną z ról zagra Daniel Olbrychski.

— Jest też serial…
— Ale o nim nic nie mogę o nim powiedzieć. To taka tajemnica zawodowa. Mogę tylko powiedzieć, że będzie to bardzo kobieca opowieść. Będą trzy bohaterki uwikłane w swoje losy. Jednym słowem — fajna praca, fajna obsada. Na ekranie pojawią się Weronika Rosati, Kasia Zielińska i Julka Więdłocha.

— Pochodzisz z Małogoszcza pod Kielcami, gdzie walczyła Anna Henryka Pustowójtówna, jak wspomniałaś. Do Olsztyna, grodu Kopernika, to kawał drogi…
— Teatr mnie tu przyciągnął. Tutaj skończyłam studium aktorskie. I zakochałam się w tym mieście. Co mnie zachwyca? Że cały Olsztyn jest do przejścia! Uwielbiam to, że wszędzie mogę dojść, że jest blisko. Jak już korzystam z taksówek, które są megatanie i to też uwielbiam, albo muszę podjechać autobusem czy tramwajem, to jest to już daleka wyprawa. Na przykład Jaroty są daleko, ale… rowerem też można dotrzeć do celu. Gdy pytają mnie, dlaczego nie wróciłam do Warszawy, gdzie przez jakiś czas mieszkałam, to mówię, że z tego powodu, że w Olsztynie chodzę piechotą. W Warszawie studiowałam filologię polską i wtedy lubiłam to miasto. Teraz, jeśli tam jadę, to cieszę się z dwóch, może z trzech dni. Wypad na fuszkę jest idealny. Ale do życia najlepszy jest Olsztyn. Stolica na dłuższą metę mnie męczy. Tam wszyscy biegną. Pamiętam, jak z Warszawy pojechałam do Krakowa. Miałam w sobie ten warszawski pęd. Wysiadłam z pociągu i nie mogłam się odnaleźć. A w Krakowie sielanka, ludzie zatrzymują się na ulicy, obserwują, kontemplują i czytają poezję. A ja z tym korpopędem przebijałam się przez nich. Przez pierwszą godzinę myślałam, że mnie szlag trafi! Na pewno i w Krakowie ludzie się spieszą, ale to zderzenie dwóch światów zrobiło na mnie wrażenie. Wkurzyłam się, że Kraków żyje tak wolno.

— W Olsztynie też jest wolno.
— Ale jak tu przyjechałam, też wpadłam w pęd, ale trochę inny, szkolny. Mieszkałam na Partyzantów w siedem osób. I cały rok właściwie z nami pomieszkiwał, więc dużo się działo. Nigdy nie byłam sama. Musiałam mocno zachorować, żeby nie pójść na zajęcia i być samej w domu. Ale aktorstwo to nie zawód dla chorowitych. Mówi się nawet, że jeśli aktor nie przyjdzie do teatru, to znaczy, że umarł. Szkoła bardzo mnie wciągnęła. Wychodziłam do niej przed siódmą, a wracałam późną nocą. Tak trzeba było. Tak dużo było do zrobienia. To jednak z piękniejszych okresów w moim życiu. Wtedy świat stał przede mną otworem!

— Ale przyszedł dyplom, szkoła się skończyła…
— Oj, jak ja bardzo odchorowałam ten koniec. Przeraziło mnie to, że nikt nie planuje mi zajęć. Od tamtej chwili wszystko musiałam robić sama. Do tego zderzyłam się ze światem, który nie zawsze jest przychylny młodym. Jest ciężko, nie ma co ukrywać. Poobrażałam się na teatr z tego powodu, bo odbyłam kilka rozmów i nic z tego nie wyszło. Chociaż teatr kocham, to taki paradoks. Ale to dlatego, że młodych aktorów jest tak dużo, że po prostu nie ma miejsca dla wszystkich. Zaczęłam więc jeździć na castingi i tu też przeżyłam szok. Zauważyłam, że przyjeżdżają wszyscy, że nie jestem jedyna. Okazało się, że zawód aktora to ciągłe czekanie. Ja jestem w ciągłym ruchu i nie mogę czekać. Muszę działać.

— Dlatego odnalazłaś się w tańcu.
— I właśnie to jest najważniejszy powód, dla którego zostałam w Olsztynie. Bo może wcześniej mogłabym wyjechać gdzieś w poszukiwaniu pracy. Ale teraz już nie mogłabym. Szkoła tańca pojawiła się już na czwartym roku. Zaczęłam wtedy prowadzić zajęcia teatralne dla dzieci. Tatiana Asmolkova, choreograf, która mnie uczyła, dowiedziała się o tym i wciągnęła mnie w taniec. Dziś uczę przedszkolaki, co jest rozkoszne. Nie wyobrażam sobie, że tych zajęć nie ma w moim życiu.

— Nie dają w kość?
— Wręcz przeciwnie! Pamiętam, że raz miałam tyle na głowie, że nie miałam siły na skakanie z maluchami. Najbardziej chciałam pójść do domu, zjeść czekoladę i obejrzeć serial. Albo w ogóle położyć się spać. Ale dzieci czekały… Gdy weszłam na salę, wszystkie uwiesiły mi się na szyi: nasza kochana pani! Wszystkie złe moce w jednej chwili odeszły, a ja znowu byłam pełna energii. Piętnaście radosnych buziek potrafi zmienić świat. To był moment, kiedy zrozumiałam, że tego potrzebuję. Niektórzy piją energetyki, ja mam swoje dziewczyny. Na ostatnich zajęciach przed wakacjami odpuściłam im trochę. Potańczyłyśmy trochę i bawiłyśmy się w głuchy telefon. Hasła, które przeważały, były oczywiście o mnie: „kocham panią, chcę mieć z panią zajęcia do końca życia”. Byłam tym tak poruszona, że po zajęciach nie mogłam dojść do siebie. Bo dzieci są szczere. One nie mówią tak, bo tak powinny, ale tak czują. A potem się przytulały. I jak można żyć bez tego?

— Tańczyłaś też z ogniem…
— Ale do tego była długa droga. Od urodzenia bałam się ognia. Być może podświadomie wiedziałam, że w pożarze zginął mój dziadek. Rodzice przez długi czas unikali tego tematu, żeby mnie nie przestraszyć. Historia przecież jest tragiczna. Ratował innego człowieka, który przeżył. Dowiedziałam się o tym już, gdy byłam starsza. Ogień jednak omijałam szerokim łukiem. Ale trzeba było się z nim jakoś pogodzić. Gdy byłam w liceum, poznałam dziewczyny, które tańczyły z ogniem. Zaczęłam się tym interesować i na przekór sobie postanowiłam spróbować. Wciągnęłam się w to i swego czasu sporo tańczyła. Teraz mam mniej czasu na ten mój firedance, bo mam też więcej na głowie. Ogień jednak traktuję z wielkim szacunkiem.

— To pewnie też nigdy nie paliłaś papierosów.
— Nigdy! Nie ciągnęło mnie do tego, chociaż czasami przydałoby się, gdybym paliła. Artyści przecież dużo palą. Bankiety, spotkania, próby... W przerwie prób wychodzą właśnie na przysłowiową fajkę. Ja też wychodzę z nimi, jestem biernym palaczem, bo chcę słuchać, o czym rozmawiają. Na przerwie na papierosa rodzą się przecież najciekawsze pomysły. Zresztą, sama miałabym siedzieć? Niby zawód aktora to wieczne czekanie, ale chyba nie w tym kontekście.



Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. janusz #2545261 | 81.190.*.* 28 lip 2018 22:36

    chcialabym...... a kim tuy jestes?????????????????????????????????? ?????????????????????0

    odpowiedz na ten komentarz