Kolejki do złotej rączki są dłuższe niż do lekarza

2018-07-05 20:01:08(ost. akt: 2018-07-05 20:00:46)
Sylwester Ostrowski - fachowiec z Olsztyna

Sylwester Ostrowski - fachowiec z Olsztyna

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Jeszcze kilka lat temu znalezienie fachowca, który przykręci, przewierci, zamontuje, nie było większym wyzwaniem. Teraz to sport ekstremalny. Na fachowca od remontów trzeba poczekać, niekiedy nawet rok. Dlaczego tak się dzieje?
Ktoś, kto nie umówił się z ekipą jesienią ubiegłego roku, ma małe szanse na ocieplenie domu tego lata. Polować na glazurnika też trzeba z kilkumiesięcznym zapasem. Fachowcy mają dziś pełne ręce roboty.

— Kupiłam mieszkanie i chciałam je wyremontować. Malowanie i kafelki w łazience. Myślałam, że nie będzie z tym problemu, ale żaden fachowiec, do którego dzwoniłam, nie miał wolnego terminu — opowiada Marlena Warlitz z Olsztyna. — W końcu znalazłam jednego, który miał wolny termin. Przyszedł, obejrzał mieszkanie, umówił się i… nie przyszedł. Remont licho strzelił. Znowu zaczęłam dzwonić, znowu szukać. Skończyło się na tym, że sama odmalowałam mieszkanie, a na remont łazienki umówiłam się na luty. Wolę poczekać niż znaleźć przypadkowego fachowca, który zrobi więcej złego niż dobrego.

— Zdecydowaliśmy się z żoną odświeżyć mieszkanie. Szukaliśmy malarza, ale okazało się, że ten polecony ma wolny termin dopiero w grudniu — dodaje Tadeusz Zaleski z Ostródy. — Na szczęście to znajomy żony. Ubłagała go i znalazł trzy dni w sierpniu. Ale tylko po znajomości.

— Teraz trzeba nosić garnitur i pracować w korpo, aby być "fajnym" i "na poziomie", a zawód budowlańca to wstyd — dodaje Joanna Zochowska z Olsztyna. — Coraz mniej ludzi chce malować, naprawiać, remontować. Szkoły zawodowe świecą pustkami, więc wiadomo, że jak roboty jest za dużo, to fachowcy wybierają sobie lepsze oferty.

— W maju chciałam założyć moskitiery w oknach. Zależało mi, żeby przed latem uchronić się przed komarami — podkreśla Magda Zmitrowicz z Olsztyna. — Na pierwszą wizytę, czyli na zmierzenie okien, czekałam miesiąc. Gdy pan przyszedł, wymierzył okna, powiedział, że za dwa tygodnie się odezwie, a mamy już lipiec. Pewnie komary się skończą, a ja dopiero dostanę ochronę okien... Dzwonię do fachowca, a on mówi, że lada dzień przyjdzie. I że w ogóle ma tyle pracy, że ogarnąć się nie może. Śmiałam się, bo szybciej umówiłam się na wizytę do endokrynologa niż na realizację tego zlecenia.

Taki stan potwierdzają też fachowcy. Sylwester Ostrowski przez dłuższy czas pracował w firmach zajmujących się remontami. W końcu postanowił się usamodzielnić. Zajmuje się hydrauliką, elektryką i remontami. — Stare pokolenie odeszło, a nowe nie nadaje się do takiej pracy — zauważa pan Sylwester. — Nikt nie chce się pobrudzić, każdy wybrał studia i dlatego mamy tak mało specjalistów. Wiele osób wyjechało za granicę. To wykorzystuje dużo osób nazywając się fachowcami, choć wcale nimi nie są. Łatwo zamieścić ogłoszenie, trudniej wywiązać się z pracy. Tacy są niesłowni, nie wystawiają faktur. Psują rynek. Ci, którzy znają się na robocie, mają zajęte terminy. Czasami trzeba czekać trzy miesiące, pół roku, a zdarza się, że nawet rok. Dużo zależy od profesji. Najbardziej zajęci się malarze, szpachlarze i glazurnicy. Elektryk szybciej wykona swoją pracę, więc ma krótsze terminy. Ale taki glazurnik nie zrobi łazienki „na już”. Potrzebuje nawet trzech tygodni. Dla przykładu hydraulik tylko trzech dni.

Wystarczy przypomnieć sobie sytuację, z jaką borykała się Francja kilka lat temu. Wtedy ratunkiem był polski hydraulik. Dziś podobne kłopoty mają też Niemcy.

Jak zauważa Work Service, u naszych zachodnich sąsiadów zapotrzebowanie na fachowców jest największe od lat. W Polsce brak majstrów też jest coraz bardziej zauważalny. Nawet widoczny ostatnio renesans szkół zawodowych może nam nie pomóc. Również demografia robi swoje. Ale przede wszystkim chodzi o pieniądze. Fachowcy za granicą ciągle mogą liczyć na cztery razy większe zarobki niż w Polsce. Według najnowszych danych GUS, już ponad 2,5-milionowa rzesza naszych rodaków pracuje za granicą. W znaczącej liczbie to są właśnie fachowcy z branży budowlanej: hydraulicy, elektrycy czy stolarze. Na zachodzie lepszej przyszłości szukają też niewykwalifikowani robotnicy, którzy do tej pory w kraju zajmowali się prostymi czynnościami remontowymi. Jak podaje Work Service, w Niemczech jest już 1,5 mln wakatów w branży remontowej.

— Maleje przyrost naturalny, a jednocześnie mamy coraz więcej miejsc pracy. Dlatego widać wyraźny niedobór, zwłaszcza w fachu, na który jest zapotrzebowanie na Zachodzie. Ci najlepsi wyjeżdżają — podkreśla prof. Janusz Heller z Wydziału Nauk Ekonomicznych UWM. — Może w końcu zaczniemy cenić ludzi pracy i będziemy im płacić za umiejętności. Nie ma innego wyjścia, tania siła robocza już się skończyła. Trzeba płacić ludziom tyle, ile chcą. Inaczej wyjadą. Powinni o tym pamiętać zwłaszcza przedsiębiorcy. Jeśli nie będą płacić godziwie, zbankrutują. I niech nie krzyczą, że nie ma ludzi, że uczelnie nie kształcą fachowców. Szkoły zawodowe nie są utrzymywane tylko przez państwo, ale również przez firmy. Michelin zwrócił na to uwagę i razem z moim wydziałem prowadzi studia dualne. Finansuje kształcenie ludzi, których potrzebuje. To są nieliczne przykłady, ale już się pojawiają. Chodzi o to, żeby uczeń z dyplomem nie uciekł za granicę. Podobnie powinno być w szkołach budowlanych czy hydraulicznych. Teraz większość firm chce mieć gotowego majstra, żeby go od razu eksploatować. Na szczęście świat w końcu normalnieje. Już związki zawodowe nie muszą występować w obronie ludzi. To niedobór spowoduje, że przedsiębiorcy będą myśleć racjonalnie. I odczują to wszyscy, nawet ci, którzy teraz szukają fachowców do remontów.

ar

Komentarze (34) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Facet #2531572 | 89.228.*.* 5 lip 2018 22:33

    Bo facetów coraz mnij. Teraz leginsy a nie wiertarka. Co robić. Za dziecka sam skracałem spodnie, naprawiałem rower, budowałem kolumny, wykończyłem mieszkanie, aaa sąsiada przyszedł i pyta: Podłączy mi pan kinkiet? No ręce mi opadły.

    Ocena komentarza: warty uwagi (21) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. elektryk #2531528 | 95.160.*.* 5 lip 2018 21:24

      Najgorzej jak taki fachowiec od wszystkiego zajmuje się właśnie wszystkim, hydrauliką, elektryką, malowaniem, murowaniem itd. To nigdy nie wyjdzie na dobre, ja jestem zawodowym elektrykiem i widziałem wiele kwiatków po takich "złotych rączkach". Ludzie nie są świadomi zagrożenia źle wykonanych instalacji elektrycznych, dla ludzi i dla takich "złotych rączek" najważniejsze jest że działa, a nieistotne jest bezpieczeństwo a to dwie różne rzeczy.

      Ocena komentarza: warty uwagi (20) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Ambus #2531626 | 94.254.*.* 6 lip 2018 05:33

        Ja mam wyjebane bo wszystko robie sam i jak trzeba to rodzinie tez pomogę. I nie jest to mój zawód tylko jak się chce to wszystkiego można się nauczyć , a budowlana wcale nie jest taka trudna jak się wydaje.

        Ocena komentarza: warty uwagi (19) odpowiedz na ten komentarz

      2. Janusz90 #2531614 | 83.9.*.* 6 lip 2018 00:16

        bo dzisiaj już mało prawdziwych facetów takich co potrafi rurę przykręcić i babę dobrze zer....nąć te dzisiejsze pipki to noszą tylko spodnie rurki i na facebooku siedzą prawdziwy facet to nosi jedynie stalowe rury i wielki klucz w portkach

        Ocena komentarza: warty uwagi (16) odpowiedz na ten komentarz

      3. cde #2531494 | 95.160.*.* 5 lip 2018 20:40

        Obsługa komputera i wyższe wykształcenie , szczególnie o kierunku marketing i zarządzanie oraz prawo i administracja, remontu nie zrobi.

        Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        Pokaż wszystkie komentarze (34)