Anna Samusionek: Życie to magazyn, z którego czerpię [ROZMOWA]

2018-06-10 08:00:00(ost. akt: 2018-09-06 15:42:57)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

O tematach tabu, sile, jaką daje jej wiara, bieganiu po lesie, aktorstwie i o tym, że nie wolno grać, tylko trzeba być... Z Anną Samusionek, znaną aktorką pochodzącą z Olsztyna, rozmawia Ewa Mazgal
— W serialu „Na wspólnej” Ilona, którą pani gra, i jej partner są zainteresowani wymianą partnerów. W „M jak miłość” pod jednym dachem żyje para gejów. Czy codzienne życie nie pozostaje w tyle?
— Wydaje mi się, że to raczej seriale nie nadążają za życiem. Kiedy zaczęłam rozmawiać ze znajomymi o swingersach, okazało się, że temat jest dobrze znany. Nie znaczy to, że akurat oni wymieniają się partnerami, ale o tym wiedzą.
Scenarzyści próbują w serialach dotykać tzw. tematów tabu, ale robią to nieśmiało. Poruszają te kwestie, ale ich nie pogłębiają. Natomiast ja osobiście musiałam sprawdzić w internecie, co to jest ten „swing” (śmiech). 


— Z tego, co pani mówi, wynika, że — przynajmniej niektórzy — Polacy są „wyzwoleni”. Z drugiej jednak strony są strasznie konserwatywni — gmina Zakopane jako jedyna w Polsce nie wdrożyła zapisów ustawy o przemocy w rodzinie i jest z tego dumna.

— Myślałam, że to fejk! Dopiero, gdy zobaczyłam na własne oczy byłą panią premier i usłyszałam jej wypowiedź, uwierzyłam. Miałam dreszcze na plecach i byłam przerażona, w jakim kraju żyję. W Polsce niestety nadal jest przyzwolenie na przemoc wobec kobiet, a także na pogardę wobec niepełnosprawnych, co widzieliśmy w Sejmie. Słabszych uważa się za gorszy sort. Państwo pozwala na to, by ofiary przemocy pozostawały bezbronne.
Z drugiej strony mówi mi, jak mam żyć i próbuje wkraczać w moją moralność. Powiedziałabym, że jesteśmy krajem katolickim, ale mało chrześcijańskim. Nie muszę w pełni akceptować tego, co robią geje, ale muszę ich szanować. Osoby homoseksualne i tak niosą przez życie ogromny ciężar, często poczucie odrzucenia, a nie mają przecież wpływu na swoją orientację. Dlatego cieszę się, że w serialach jest choć trochę otwartości obyczajowej.

— Telewizja ma wpływ na zachowania ludzi, może kształtować ich postawy, dyktować mody. Może pełnić  pozytywną  lub negatywną rolę. 

— Nie bez powodu mówi się o mediach jako czwartej władzy, która wpływa na postrzeganie rzeczywistości, na mentalność ludzi. Ważne jest jednak również osobiste doświadczenie. Moja córka miała okazję porozmawiać z moim homoseksualnym przyjacielem i po tej rozmowie przestała być tak radykalna w swoich osądach. Stała się delikatniejsza w ocenach. Bo kiedy patrzymy komuś prosto w oczy, wsłuchujemy się w jego historię, czasem dramatyczną, trudniej o hejt.


— Dzisiejsza młodzież jest w trudnej sytuacji. W szkole nie ma edukacji seksualnej, ale seksualne aluzje są wszechobecne. Z drugiej strony młodzi ludzie słyszą o tym, że seks przedmałżeński, pozamałżeński i gejowski jest grzechem. Co mają robić rodzice?  

— Jestem za otwartością w tych sprawach, ale z własnego doświadczenia wiem, że dzieciom trudno rozmawia się o seksie z rodzicami. Mają z tym problem, dlatego warto, by w szkole były mądre osoby, które potrafiłyby o seksie mówić w niesensacyjny sposób.
Moja córka staje się powoli kobietą i staram się z nią o tych sprawach rozmawiać. Seks nie jest w moim domu tematem tabu.


— Pani córka uprawia boks. Nie boi się pani o jej nos?
— Już nie uprawia. To etap zakończony, z czego akurat się bardzo cieszę, choć wspierałam ją, jak mogłam...


— Wiele dziewczyn i młodych kobiet trenuje boks. Czy nie jest to demonstracja siły?
— Na pewno. Dziewczyny pokazują, że mogą się obronić.


— Zmaga się pani, jak my wszyscy, z różnymi  problemami, tyle że pani robi pod ostrzałem nie zawsze życzliwych obserwatorów. Jest pani „na widelcu”. Co pani daje siłę?

— Wiara. Od 17 lat jestem członkiem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego.

— To bardzo silna wspólnota, prawda?

— Przede wszystkim to moja osobista wspólnota z Panem Bogiem. W codziennym życiu często zapominamy, gdzie jest źródło prawdziwej mocy. A to ona pomogła mi przetrwać najtrudniejsze momenty, takie, kiedy wydawało mi się, że już nie dam rady się podnieść. Ale pomogła mi też rodzina i przyjaciele. I, o dziwo, w najtrudniejszych chwilach mojego życia nie straciłam przyjaciół. A nawet zyskałam nowych. Jestem też osobą, która nie skupia się wyłącznie na sobie i swoim problemie. Staram się robić coś dla innych. Zawsze jest ktoś kto ma gorzej, komu jest trudniej. I kolejna rzecz, która mi pomaga, to sport.

— Jaki? 

— Biegam, ćwiczę intensywnie crossfit, a kiedy mogę, jeżdżę konno. Mieszkam blisko lasu i bieganie w nim resetuje mnie. Ale też tam, gdzie można, walczę o swoją godność. Mam za sobą wygrany proces m.in z „Faktem”, czekam właśnie na publikację zasądzonych przeprosin. Czasem jednak potrzebujemy namacalnych dowodów, że potrafimy bronić swoich praw. Wiele osób pytało mnie, skąd we mnie taki spokój, czy uprawiam jogę i jakie tabletki łykam. A to „tylko” studiowanie Biblii i modlitwa. Działa!


— Powiedziała pani o lesie. Czy przypadkiem zamiłowania do biegania wśród drzew nie wyniosła pani z  rodzinnego domu czyli z Olsztyna?

— O, tak! W Warszawie szukałam miejsca, które byłoby choć namiastką łąki i lasu, przy których mieszkałam na osiedlu Mazurskim w Olsztynie. Nie mam tu niestety jeziora. Ale mieszkam w pięknej, zielonej części Warszawy. Kocham przyrodę i do Olsztyna  wracam chętnie, kiedy tylko mogę.    


— Czym jest dla pani aktorstwo?
— Kocham to, co robię. Aktorstwo pozwala wyrzucić z siebie emocje w sposób, na który nie zdobyłabym się w codziennym życiu. Nigdy nie zdemolowałabym mieszkania w emocjach, a w filmie miałam okazję to zrobić. Aktorstwo mobilizuje, bo na planie muszę dobrze wyglądać, a złe nastroje muszę zostawić za sobą. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez pracy. Bardzo lubię też spotkania z ludźmi na planie czy na scenie oraz z publicznością. Uwielbiam też  prowadzić warsztaty aktorskie.


— Jak wspomina pani udział w filmie „Smoleńsk” Antoniego Krauzego? I jak ocenia pani decyzję zagrania w nim teraz? Bo była to jednak decyzja trochę polityczna.
— W moim przypadku nie miało to nic wspólnego z polityką. Był to moment, kiedy miałam mniej pracy w serialu. Dawno nie grałam w filmie fabularnym i miałam ochotę to zrobić. Moje zapatrywanie na katastrofę smoleńską jest zupełnie inne niż twórców filmu, ale to nie miało żadnego znaczenia. Zresztą granie postaci o charakterze podobnym do mojego jest nudne. Zagranie kogoś zupełnie innego, wbrew sobie, to jest dopiero wyzwanie.
Roli dziennikarki w „Smoleńsku” nie żałuję, nie zamierzam bić się w piersi, traktowałam ją jako wyzwanie aktorskie. I cieszę się, że  mogłam pracować z Antonim Krauze, wybitnym reżyserem. I powiedzmy sobie szczerze, w polskiej kinematografii było kilka gorszych filmów...


Anna Samusionek

— Wspomniała pani o warsztatach dla młodzieży. Wkrótce zaczną się egzaminy do szkół teatralnych, m.in. w Olsztynie. Ma pani dla kandydatów na aktorów jakąś radę? 





Aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. Zadebiutowała w 1997 roku rolą Zosi w filmie „Darmozjad polski”, za którą otrzymała nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Potem przyszły kolejne filmowe i serialowe role, m.in. w „Prawie ojca”, „Zakochanych”, „Tygodniu z życia mężczyzny", „Plebanii”, „Miasteczku”, „Linii życia”, „Oficerach”, „Czasie honoru" czy „Przepisie na życie”. Obecnie gra w serialu „Na Wspólnej”, gdzie wciela się w rolę bizneswomen. 


Anna Samusionek: