Józef Greifenberg: "Ciągle jest coś do zrobienia"

2018-05-31 20:21:00(ost. akt: 2018-05-31 20:51:02)
Józef Greifenberg OSP Sząbruk powiat olsztyński

Józef Greifenberg OSP Sząbruk powiat olsztyński

Autor zdjęcia: archiwum GO

Nawet pospać dłużej nie ma kiedy. Józef Greifenberg jest strażakiem ochotnikiem od ponad czterdziestu lat. I chociaż zawodowo już nie pracuje, wciąż ma bardzo dużo zajęć.
Józef Greifenberg ma pięcioro wnuków. Ma też obowiązki, bo to jemu w udziale przypadło odprowadzanie dwójki z nich do przedszkola i szkoły. I przyznaje, że czasami chciałby dłużej pospać, ale nie ma kiedy.

— Jak jest pobudka, to trzeba wstawać i zaczynać kolejny dzień — śmieje się pan Józef. Skończył 67 lat i mówi, że przyzwyczaił się już do tego, że ciągle jest coś do zrobienia. Przez niemal całe dorosłe życie jest strażakiem ochotnikiem, od lat pełni funkcję prezesa Ochotniczej Straży Pożarnej w Sząbruku w powiecie olsztyńskim.

— Teraz już nie wyjeżdżam do pożarów czy wypadków drogowych, bo zabraniają tego przepisy po skończeniu 65. roku życia. Ale wciąż jest dużo do zrobienia w straży i zajmuję się sprawami organizacyjnymi.


Urodził się w Gietrzwałdzie, ale do Sząbruka przeprowadził się dla żony. Przez 43 lata pracował w gietrzwałdzkim urzędzie gminy, a za sobą ma 46 lat stażu pracy. Większość tego czasu na stanowisku sekretarza. Kiedy raz poszedł na walne zebranie ochotników z Sząbruka, już go wciągnęło w te tryby. I zostało tak do dzisiaj.

Usiąść i odpoczywać przed telewizorem? Nawet mi to do głowy nie przyszło, żebym mógł w taki sposób spędzać czas teraz, kiedy już nie pracuję zawodowo i jestem na emeryturze. Chyba nie byłoby mi dobrze przed tym telewizorem — mówi Greifenberg. — W straży ciągle coś się dzieje i wciąż jest coś ważnego do zrobienia.

I tak było zawsze. A to samochody trzeba kupić, a to remizę postawić, a to garaż ochotników wyposażyć. To jego pasja i bez działalności w straży pożarnej życie byłoby nudne.

— Pamiętam, jak kiedyś paliła się stodoła w Tomaszkowie. Pojechaliśmy wtedy ciągnikiem, żeby ją gasić. Dojechały tam także inne jednostki, a także straż zawodowa z Olsztyna. Ale to właśnie my podaliśmy pierwszy strumień wody — choć od tego czasu minęły długie lata, Józef Greifenberg do dzisiaj pęka z dumy
— W gazetach nawet nas wtedy opisali — chwali się.

Żona Gertruda dawno już pogodziła się z tym, że tak być musi. Miała pretensje do męża, że sama musiała wychowywać troje dzieci, bo jej mąż ciągle miał jakieś zadania poza domem.

— I żona miała rację, ja to wiem. Mam świadomość, że nie pomagałem jej, albo pomagałem zbyt rzadko i za mało. Niektórzy ludzie mi też mówili: Józek, ty za mało się domem zajmujesz. Tylko że z drugiej, jak inaczej działać społecznie? To polega właśnie na poświęcaniu swojego prywatnego czasu. I gdyby wszyscy myśleli tak jak ci, którzy mnie krytykowali, to w ogóle nie byłoby społeczników — tłumaczy Józef Greifenberg.

MK

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. katechetka #2511527 | 89.228.*.* 1 cze 2018 19:27

    Pan Józek jest bardzo fajny.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. M. #2511171 | 176.221.*.* 31 maj 2018 23:06

    Szkoda że nie pracuje Pan już w Gietrzwałdzie. Tam się teraz strasznie kłócą w tej gminie. Taki mądry, doświadczony, z pasją społecznikowską oraz znający lokalne stosunki człowiek, mógłby wiele pomóc na te układy i niezgody.

    odpowiedz na ten komentarz