Elżbieta Wójtowicz, olsztyńska "położna na medal": "Utarło się, że to kobieta powinna służyć kobiecie w czasie porodu"

2018-05-05 18:30:00(ost. akt: 2018-05-07 14:04:57)
Elżbieta Wójtowicz położna

Olsztyn-Elżbieta Wójtowicz  druga najlepsza w Polsce położna pracuje w Szpitalu Wojewódzkim Nz.dziecko Julian Hincman

Elżbieta Wójtowicz położna Olsztyn-Elżbieta Wójtowicz druga najlepsza w Polsce położna pracuje w Szpitalu Wojewódzkim Nz.dziecko Julian Hincman

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak



Elżbieta Wójtowicz, położna z bloku porodowego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie, została położną na medal. W ogólnopolskim konkursie, którego organizatorem była Akademia Maluch Alantan, zajęła drugie miejsce w Polsce.





— Kto przyjął panią na świat?

— Położna i lekarz w toruńskim szpitalu. Rodzice opowiadali mi, że był to piękny, lipcowy dzień, na porodówce panowała życzliwa atmosfera. Zostałam przyjęta z zachwytem, choć byłam brzydka i krzycząca. Tato z radości pobiegł do ogrodu mojej babci, gdzie ściął wszystkie róże i mieczyki i ofiarował mojej mamie. Babcia ciągle opowiadała w żartach o tych straconych kwiatach i to mi się najbardziej kojarzyło z tym dniem.

— Tato zwariował z radości, bo urodziła się córka?
— Tak, był zachwycony! Byłam drugim dzieckiem. Pierwsze dziecko, mój brat, był wcześniakiem, urodził się w siódmym miesiącu ciąży, ale dzięki opiece toruńskich położników wszystko dobrze się skończyło, co na tamte czasy można określić jako cud. Ja urodziłam się w terminie i spieszyłam się na świat.

— Czy te opowieści o porodach sprawiły, że została pani położną?
— Szczerze? Nie dostałam się na studia medyczne w Gdańsku. Pójście do studium medycznego było moim sposobem na przeczekanie do kolejnych egzaminów. W tym czasie poznałam mojego męża, szkoła w Olsztynie mi się spodobała i zostałam położną. Tam poznałam swoich nauczycieli lekarzy, z którymi później pracowałam na oddziale — dr. Marka Stefanowicza i dr. Krzysztofa Węgrzyna.


— Położna musi być zarazem silna psychicznie i delikatna. Tego można nauczyć się w szkole?
— Nie, to ma się w sobie. Trzeba w sobie kształtować cechy, które są przydatne innym. Kobieta, która rodzi, potrzebuje zrozumienia, ale musi też czuć siłę charakteru i fachowość położnej. Wierzyć, że położna otoczy ją mentalną i psychiczną opieką.

— Jakie ma pani najgorsze wspomnienia z sali porodowej?
— Najgorszych nie chciałabym przywoływać. Dwadzieścia kilka lat temu wcześniacze porody kończyły się dużo wyższym odsetkiem śmiertelności i, choć medycyna poszła tak mocno do przodu, nadal jest to plagą współczesnego położnictwa.
 Teraz bardzo rzadko przychodzą na świat dzieci z wadami, które nie zostały wcześniej rozpoznane. Zdarzają się niepowodzenia i sytuacje nieoczekiwane, na które nie mamy wpływu, dramaty, które kończą się w sposób bardzo bolesny dla matki, np. utratą możliwości urodzenia następnego dziecka.

— A dobre wspomnienia z porodów?
— Po latach wracają do mnie "moje dzieci". Kiedyś odbierałam czwarte dziecko pewnej pani. Po 10 latach spotkałam na oddziale kobietę z synkiem, która przedstawiając mi chłopca w garniturku, powiedziała "Ta pani była przy twoich narodzinach". A Mareczek zwrócił się do mnie: „Dziękuję pani Elu, że pomogła mi przyjść na świat”. Niedawno Marek, czy raczej pan Marek, przyszedł na oddział z żoną. Urodziła im się córeczka, którą razem przyjęliśmy na świat. Tak więc zostałam „babcią”.
Na moim oddziale pracuje od dwóch lat położna, bardzo młoda dziewczyna, która w szpitalnym archiwum odnalazła książkę rejestrującą porody, a w niej nazwisko swojej mamy. Okazało się, że ja byłam przy jej narodzinach. W związku z tym pracuję ze swoim „dzieckiem” (śmiech).

— Jakie sytuacje zapadły pani w pamięć?
— Kiedyś to były urodziny bliźniąt, bo nie było takiej diagnostyki, jak dziś. „To niemożliwe” — mówiła rodząca kobieta, ale drugie dziecko już chciało wyjść na świat i za chwilę niemożliwe stawało się realne. 
Dziś nie dochodzi do takich sytuacji, bo diagnostyka jest bardzo zaawansowana.

— Czy mężczyźni powinni rodzić z kobietami?
— Nigdy niczego nie należy narzucać parze, nikt ani nic nie ma prawa wpływać na tę decyzję. To para umawia się między sobą. I to jest ich wspólna decyzja. W czasie porodu, gdy ojciec chce wyjść, powinien to zrobić. Gdy mama chce, by opuścił porodówkę, niech wyjdzie. Obecność jest korzystna, jeśli oboje tego chcą. Dopingują, pomagają sobie, wzmacniają więź między sobą.

— Bywają też sytuacje zupełnie inne, gdy kobieta przychodzi do szpitala, żeby urodzić i zostawić dziecko.
— Tak zdarzają się kobiety, które od razu po przyjeździe mówią, że urodzą i zostawią niemowlę w szpitalu. Nie chcą karmić piersią, nawet nie chcą patrzeć na dzieci. Są też takie, które mają zamiar zostawić noworodka, ale nikomu o tym nie mówią i opuszczają szpital bez słowa, zostawiając dziecko. Czasami położne z wieloletnią praktyką potrafią rozpoznać takie zachowania. Pewnej nocy zdarzyło mi się przyjmować do porodu młodą dziewczynę. Zachowywała się inaczej niż zwykle przyszłe mamy, płakała, była poddenerwowana, niepewna. Gdy na nią patrzyłam, uciekała wzrokiem. W końcu zapytałam ją w czasie porodu: „Posłuchaj, czy chcesz urodzić to dziecko i zabrać ze sobą?”. Była zaskoczona, zaczęła płakać, pokręciła głową. Przeżywała dramat. Powiedziała, że nie może go wziąć. Nie ma trudniejszej sytuacji dla kobiety niż urodzić dziecko, zostawić je i uciec.

— Pamięta pani swój pierwszy odebrany poród?

— Jeden z pierwszych porodów. Rodziła moja przyjaciółka. Na dyżurze była ze mną starsza, dużo bardziej doświadczona koleżanka, wspaniała pani Jadzia. Gdy doszło do kulminacyjnego momentu, poprosiłam ją, by odebrała za mnie poród, bo emocjonalnie nie dam rady. Stanowczym głosem odpowiedziała: „Musisz to zrobić, teraz albo nigdy, musisz”. Założyłam maskę, czapkę i w tym momencie zapomniałam, że to przyjaciółka, że jestem tak bardzo z nią związana. To była moja prawdziwa nominacja na położną.

— Gdy pani zaczynała pracę, kobiety nie miały lekko na porodówkach.
— Nie miały. Rodziły na wznak, leżąc na starych łóżkach, w dużej, wspólnej sali porodowej podzielonej na boksy, bez możliwości chodzenia. W szpitalach używaliśmy sprzętu wielorazowego użytku… Teraz sprzęt i środowisko są przyjazne dla rodzącej, kobieta może mieć swoje ubrania, co też ma wpływ na jej nastrój. Technika jest na wysokim poziomie, a monitorowanie rodzącej i dziecka wpływa na bezpieczeństwo porodu. Obecnie jest coraz więcej porodów wymagających ścisłego nadzoru.

Elżbieta Wójtowicz położna

Olsztyn-Elżbieta Wójtowicz  druga najlepsza w Polsce położna pracuje w Szpitalu Wojewódzkim Nz.dziecko Julian Hincman

— Jak powiedzieć matce, że urodziła chore, niepełnosprawne dziecko?
— To niezwykle trudne, ale robimy to w sposób delikatny. Po prostu trzeba być człowiekiem.

— Jak położna wraca do normalnego życia po takim porodzie lub gdy dziecko zmarło?
— To są momenty traumatyczne, nie można powiedzieć, że pracę zostawia się za drzwiami szpitala. Zawsze towarzyszy nam myśl o tym, co się wydarzyło. Wychodzimy z traktu porodowego z tym obrazem w sercach, w emocjach i musimy mierzyć się z codziennością.

— Pani mąż to wytrzymuje?
— Gdy wracam z pracy, czeka na mnie z gorącą kawą. Od 34 lat pracuję w każde święta. Wielogodzinne dyżury to praca wyczerpująca fizycznie i psychicznie. Całe nasze rodzinne życie było i jest podporządkowane mojemu grafikowi. Jeśli chcemy iść do kina, sprawdzamy, czy zdążę wrócić przed 19, bo wtedy zaczynam dyżur. Mąż całodobowo opiekował się naszymi córkami, gdy były małe. Dla mnie rodzina jest akumulatorem, poduszką bezpieczeństwa, by w pracy mieć siły i dawać z siebie wszystko. W wolnym czasie jeżdżę na rowerze, chodzę na długie wycieczki, czytam, rozkoszuję się ciszą i spokojem.

— Znam kilka położnych, które porzuciły ten zawód.
— Tak, brakuje położnych. Średnia wieku naszego zawodu to 50 plus. Położne odchodzą z zawodu z powodów ekonomicznych. I nie każdej pasuje praca w piątek i świątek. W Olsztynie na UWM istnieje wydział położnictwa, więc czekamy na absolwentki.

— Spotkała pani mężczyznę w tym zawodzie?
— Znam położnego, który pracuje w Krakowie, ma 40  lat. To jest jego pierwszy zawód, choć skończył też technikum samochodowe (śmiech). Pytałam go kiedyś, czy pacjentka prosiła, by zastąpiła go w obowiązkach inna położna na porodówce. Tak, było kilka takich sytuacji. Myślę, że utarło się, że to kobieta powinna służyć kobiecie w czasie porodu.

— Myślała pani o porzuceniu tego zawodu?
— Nie, a nagroda w konkursie utwierdziła mnie, że to mój zawód na całe życie. To duża satysfakcja. Mogę tylko podziękować wszystkim paniom i ich rodzinom, które oddały na mnie głos w plebiscycie.

— Pani dzieci spełniły pani marzenia o medycynie?
— Tak, moja starsza córka skończyła Akademię Medyczną. Jest lekarzem.

BB

Komentarze (14) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ZOMOWIEC #2496451 | 213.76.*.* 5 maj 2018 18:57

    dlaczego kobieta? mężczyźni i księża znają się lepiej na tych sprawach. tak samo jak na wychowaniu, rodzinie, prowadzeniu firmy itp.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  2. Aneta #2496458 | 83.6.*.* 5 maj 2018 19:21

    Najlepsza położna na świecie

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  3. Pacjentka #2496521 | 81.15.*.* 5 maj 2018 21:04

    Pani Elu, jest Pani niesamowita kobieta!

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. Ja #2496534 | 31.0.*.* 5 maj 2018 21:24

    Graruluję serdecznie :) Dwa razy rodziłam w tym szpitalu, nie trafiłam na panią Elę, za to były dwie inne położne i spisały się na medal. Dodam tylko, że jednej z nich przyjęcie porodu zajęło zaledwie 30 minut, może mniej. Moja bohaterka :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. yaca #2496565 | 95.160.*.* 5 maj 2018 22:39

      brawo Pani Elu

      Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (14)