Ukrainka wykrzyczała, że została zgwałcona. Potem zniknęła

2018-04-06 12:00:33(ost. akt: 2018-04-06 10:55:08)
Zdjęcie jest tylko ilustracją tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją tekstu

Autor zdjęcia: Archiwum GG

Wykrzyczała, że ją zgwałcili i słuch o niej zaginął. Sprawa wyszła na jaw dzięki przebywającemu w Polsce Ukraińcowi, który w środę rano pojawił się w komisariacie w Olsztynku.
Opowiedział funkcjonariuszom, że zadzwoniła do niego znajoma Ukrainka pracująca na Kurpiach. Płakała, krzyczała, że została zgwałcona. Z tej rozmowy wynikało, że dramat spotkał ją tuż przed Wielkanocą w Warszawie. Po tym telefonie kontakt z nią się urwał.

Mężczyzna nie mógł się już do niej dodzwonić. Nie wiedział nic o jej dalszym losie i dlatego postanowił powiadomić policję. Pracuje w Olsztynku, wybrał więc miejscowy komisariat. Policjanci przyjęli zgłoszenie i natychmiast przekazali je do Ostrowi Mazowieckiej. To tam mieszka i pracuje kobieta, która miała być ofiarą gwałtu. Na razie w sprawie jest sporo znaków zapytania i na wiele pytań brakuje odpowiedzi.

— Jeszcze w środę, tuż po tym, jak zgłoszenie wpłynęło do miejscowej komendy, policjanci pojechali do jej mieszkania. Nie było jej w domu — mówi w rozmowie z rozmowie z „Gazetą Olsztyńską” Andrzej Krystosiak, szef Prokuratury Rejonowej w Ostrowi Mazowieckiej. — Nie wiemy, gdzie przebywa. Nie wie tego także osoba, która złożyła zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Będziemy podejmować czynności, aby zweryfikować, co mogło się wydarzyć.


Musimy także ustalić, czy nie podjęła decyzji o powrocie do domu. Skontaktujemy się również z ambasadą Ukrainy — dodaje prokurator Krystosiak. Na polecenie prokuratury sprawę prowadzą policjanci z Ostrowi Mazowieckiej i to tam mogą się zgłaszać osoby, które mogą pomóc.

mk