Pieczony kurczak z antybiotykiem, czyli ... nie wiemy, co jemy

2018-03-13 20:13:26(ost. akt: 2018-03-13 20:31:46)
Pewnie, że martwię się, w jaki sposób hodowano kurczaki, ale nie mam wyjścia. W moim wieku pewnie nic złego mi się nie stanie, ale dzieci mają przed sobą całe życie - mówi Andrzej Rostek

Pewnie, że martwię się, w jaki sposób hodowano kurczaki, ale nie mam wyjścia. W moim wieku pewnie nic złego mi się nie stanie, ale dzieci mają przed sobą całe życie - mówi Andrzej Rostek

Autor zdjęcia: Ada Romanowska

Polscy hodowcy powszechnie stosują antybiotyki w produkcji drobiu i trzody chlewnej. Bo tak jest i taniej, i szybciej. Ale czy zdrowo? Wyniki kontroli NIK są przerażające. Jednak czy na pewno mamy się czego obawiać?
Gdy w 2013 roku wyszło na jaw, że hodowcy zwierząt w Polsce wykorzystali 562 tony antybiotyków, wszystkich zmroziło. Dzisiaj wyniki kontroli NIK wskazują, że w hodowlach zwierząt antybiotyki cały czas są powszechnie używane. Zwłaszcza na fermach indyków i kurcząt rzeźnych, gdzie odnotowano zawartość antybiotyków u 80 proc. zwierząt. U hodowców wieprzowiny było to 46 proc. W każdym zbadanym wypadku użycie antybiotyków było uzasadniane względami leczniczymi.

Tylko czy takie tłumaczenie przekonuje zwykłego Kowalskiego? — Gdy piekę kurczaka, nie myślę o tym, że mięso jest naszprycowane — twierdzi Andrzej Rostek, emeryt z Olsztyna. — Gdy kupuje się kiełbasę, można sprawdzić, czy ma w składzie 80 procent mięsa, czy o połowę mniej. Przy świeżym mięsie nie ma takiej możliwości. Pewnie, że martwię się, w jaki sposób hodowano kurczaki, ale nie mam wyjścia. W moim wieku pewnie nic złego mi się nie stanie, ale dzieci mają przed sobą całe życie.

— My kupujemy mięso w sprawdzonych sklepach i wierzymy, że kupujemy dobrze i zdrowo — uważa Magdalena Kudrzycka z Olsztyna. — Nigdy się nie zraziliśmy.
— Ja jestem ze wsi i widzę wielką różnicę w smaku mięsa — dodaje Piotr Kudrzycki. — Rosół z kury wiejskiej jest nieporównywalny w smaku. Brojlery, żeby urosnąć, potrzebują dwóch, nawet trzech miesięcy. Normalna kura rośnie cztery miesiące. A na fermach dzieją się cuda w miesiąc.

Dane opublikowane przez Europejską Agencję Leków pokazują, że stosowanie antybiotyków w Europie jest ponaddwukrotnie wyższe u zwierząt niż u ludzi. W europejskich gospodarstwach ponad 91 proc. tych substancji podawanych jest zwierzętom masowo, najczęściej w przemysłowej hodowli świń i drobiu. Choć od 2006 roku w naszym kraju zabronione jest dodawanie antybiotykowych stymulatorów wzrostu, to jednak producenci po nie sięgają. Statystyczny kilogram mięsa zawiera w sobie około 150 mg antybiotyków lub pozostałości leków — to aż trzy razy więcej niż wynoszą dopuszczalne normy.

Najwięcej tego typu substancji można znaleźć w hiszpańskim mięsie. Polska znajduje się w połowie tej niechlubnej klasyfikacji. Przykład możemy brać jedynie z krajów skandynawskich, które stawiają na produkcję ekologiczną i jak najmniejszą ingerencję człowieka w to, co zostało stworzone siłami natury.

— To, czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal — podkreśla Jolanta Śliżewska, nauczycielka z Olsztynka. — Bardzo mało jem mięsa ze sklepu, bo jest wodniste. Mój tata hoduje kury, więc mam dostęp do zdrowego mięsa. Cieszę się, że biorą się za hodowców. Mam nadzieję, że w końcu w sklepach będziemy mieli dobre mięso.

Stosowanie antybiotyków wśród zwierząt jest obciążone surowymi przepisami. Można je podawać tylko wtedy, kiedy zagrożone jest ich życie, a po antybiotykoterapii trzeba zachować okres karencji. Nie każdy hodowca jednak tego przestrzega. Często opłaca się zapłacić stosowną karę (w Polsce to około 92 tys. zł) i zwyczajnie łamać prawo. 

Jest kilka przyczyn, dla których zwierzętom podaje się antybiotyki. Pierwsza sprawa to choroby. Zwierzęta stłoczone na małej powierzchni narażone są na stres, okaleczenie, brud i ryzyko wystąpienia epidemii. Jednak — wbrew wszelkim zakazom — część hodowców podaje leki profilaktycznie przez cały okres hodowli. Hodowcy, w szczególności drobiu, najbardziej upodobali sobie metronidazol i doksycyklinę. Wyniki badań dowiodły, że metronidazol wykazuje działanie mutogenne, co powoduje raka. Doksycyklina hamuje rozwój kości i zębów, dlatego też niedopuszczalne jest jej podawanie dzieciom poniżej 12 roku życia.

— Antybiotyki są groźne, jeżeli są źle stosowane — uważa prof. Jerzy Jaroszewski z Katedry Farmakologii i Toksykologii na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej UWM.

I dodaje: — Nie ukrywajmy, jest szara strefa. Głównie z Chin są importowane substancje czynne, które są stosowane nielegalnie. Metronidazolu absolutnie nie powinno być. Jeśli chodzi o doksycyklinę, są dopuszczalne limity pozostałości. Jednak nie dajmy się zwariować. Bo to, co zostało stwierdzone, nie zawsze jest groźne. Szczegóły mają znaczenie. Podam przykład BSE, czyli choroby szalonych krów. Dziesięć lat temu nikt nie chciał kupować wołowiny. A możliwość zjedzenia zakażonego mięsa było nikłe. Dzisiaj może być podobnie z antybiotykami. Do tego mięso poddajemy obróbce termicznej, a drobiu na przykład nie jemy codziennie. Doksycyklina też nie wchłania się całkowicie. To ma znaczenie. Oczywiście trzeba być uważnym. Zwykły Kowalski nie ma takich możliwości, ale od tego jest odpowiedni nadzór, który ma obowiązek kontroli.

Kontrole żywności, które weryfikują zgodność towarów z obowiązującymi przepisami, co jakiś czas donoszą, że drób zawiera nie tylko niedozwolone ilości środków konserwujących, ale też nadmiar substancji o działaniu przeciwbakteryjnym, a nawet... wody utlenionej.

NIK zbadał hodowców z Lubelszczyzny. Mięso z tamtych regionów sprzedawane jest na terenie całej Polski, również na Warmii i Mazurach. To początek ogólnopolskiej kontroli.

ar

Komentarze (14) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. obserwator #2462269 | 83.6.*.* 14 mar 2018 11:28

    ja mam tuczniki sprzedaję ,ale antybityku nie podaję ,wyjątkowo jak są małe.Wychodzi jednak na to że muszę skonczyć z chowem bo nie sprostam wymagań ASF

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  2. C#@12yt #2462223 | 94.254.*.* 14 mar 2018 10:50

    562 tony to oficjalny obieg potwierdzony fakturami zakupu. Dodajmy do tej ilości dziesiątki /setki ? / ton przeszmuglowanych z Ukrainy których nikt nie zarejestrował. Pazerność ludzka, chciwość "producentów" trujących nas świadomie dla pieniędzy zwycięża . Jeszcze jedna posiadłość, jeszcze jeden milion na koncie, jeszcze jedna limuzyna - i tak w nieskończoność kosztem naszego zdrowia a w następstwie często życia. Jednak podłość i bezczelność pazernych nie zna granic a Państwo nie radzi sobie albo lekceważy. Bo przecież można zorganizować system kontrolny ferm.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. olo #2462193 | 188.146.*.* 14 mar 2018 10:23

    ...a może czas sie trochę samsmu postarac, zacząć czytać etykiety, nie kupować karkówki w promocji za 9.99 pln...odciąć sie od takich promocji i mięs...czy w sklepie jest napisane, ze ''musisz kupić''? Nie...to mozecie miec pretensję tylko do siebie..

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  4. Nowotworowy początek. #2462160 | 79.187.*.* 14 mar 2018 09:52

    Druga strona drobiu to dodawane hormony i mamy super kurczaka, po którym sraka to pestka.

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

  5. Marek #2462116 | 83.9.*.* 14 mar 2018 09:03

    Najgorsze są indyki z ferm podolsztyńskich. Traktowane fatalnie, karmione antybiotykami, wrzucane do TIRa jak kartony u kurierów, połamane skrzydła, nogi. Cierpienie i barachło na talerzu, stucznie napompowane mięso. Jak można żyć z takiego biznesu? Brak wrażliwości i empatii.

    Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (14)