Katarzyna Enerlich: Język wymaga ciągłej gimnastyki [WYWIAD]

2017-11-07 10:28:41(ost. akt: 2017-11-07 11:02:10)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Każdy rodzaj i gatunek literacki oraz każdy twórca są warte uwagi. Z Katarzyną Enerlich, pisarką pochodzącą z Mrągowa, rozmawia Marta Wiśniewska
— Jaki ma pani stosunek do języka, który jest pani narzędziem pracy?
— Rzeczywiście, można tak powiedzieć, iż język jest moim narzędziem pracy, które wymaga nieustannego doskonalenia poprzez czytanie książek. Nie można być czytelniczym ignorantem i jednocześnie marzyć o wydaniu książki. Jestem zdziwiona, gdy ktoś, kto pretenduje do bycia pisarzem na pytanie, czy czyta książki, odpowiada, że nie ma czasu. Krzysztof Beśka, mój kolega po fachu, powiedział mi kiedyś, że osoba uprawiająca nasz zawód pisze cztery godziny dziennie i czyta cztery godziny dziennie, co daje etatowe osiem godzin pracy. Coś w tym jest.

— Jakie książki czyta pani najchętniej?
— Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, tak samo, jak trudno jest mi wskazać ulubioną porę roku. Każdy rodzaj i gatunek literacki oraz każdy twórca są warte uwagi ze względu na swoje wady i zalety. Sporo zależy również od mojego nastroju. Nierzadko bywa również tak, że muszę przeczytać pozycje służące mi do udokumentowania moich powieści. Wtedy są to książki historyczne, reportaże lub memuarystyka. Mogę jednak dodać, że wychowałam się na polskiej literaturze, do której miłość zaszczepili we mnie moi rodzice. Wszystkie książki, które później spotkałam jako szkolne lektury, przeczytałam już we wczesnym dzieciństwie, więc mam do nich sentyment. Z chęcią wracam do np. „Nad Niemnem”, „Nocy i dni” czy „Chłopów”.

— Dlaczego w książce pt. „Rzeka ludzi osobnych” poruszyła pani temat starowierców, tych prawosławnych, którzy nie uznali liturgicznej reformy patriarchy Nikona z XVII w., i których potomkowie zamieszkiwali i wciąż zamieszkują Mazury?
— Umówiłam się sama ze sobą, że będę pisać o historii Mazur, a tej nie da się opowiedzieć, nie wspominając o starowiercach czy mormonach, a także wyznawcach wielu innych religii, których nie wymienię, ponieważ pewnie jeszcze o nich napiszę (śmiech). Nie można zapominać, że żyli tutaj nie tylko katolicy, ewangelicy i żydzi. Były obecne również inne wierzenia, które powstały w wyniku rozłamów w Kościołach Wschodnim i Zachodnim.

— Jaka, pani zdaniem, jest historia Mazur, jeśli weźmiemy pod uwagę losy mieszkańców?
— Jeśli idzie o losy ludzi, to na pewno wstrząsająca. Zawsze przerażało mnie to, co stało się na Mazurach w 1945 roku. Mimo że ród Enerlich, z którego się wywodzę, pochodził z Prus Wschodnich, to w pewnym momencie znaleźliśmy się po innej stronie granicy, więc te tragiczne wydarzenia nie dotknęły mojej rodziny. Mogło zdarzyć się jednak wszystko... Jakim innym przymiotnikiem niż „wstrząsający” można nazwać sytuację, w której w ciągu kwadransa musisz opuścić swój dobytek z małą walizką najpotrzebniejszych rzeczy? I przede wszystkim taka właśnie jest dla mnie historia Mazur, chociaż pojawiały się w niej jaśniejsze momenty. Myślę, że powinnością mieszkańców tej ziemi, nawet jeśli nie pochodzą stąd, ale tu mieszkają, jest przypominanie o niej. To ona bowiem stanowi o regionalnym dziedzictwie i warunkuje niepowtarzalny klimat Mazur.

— Na Mazurach mówi się jeszcze gwarą?
— Tego języka właściwie na Mazurach już nie ma, ponieważ historia obeszła się z tym regionem o wiele gorzej niż np. ze Śląskiem, którego rdzenni mieszkańcy pozostali na swojej ziemi i w sposób godny pozazdroszczenia kultywują tradycję swojego języka. Na Mazurach są oczywiście osoby, które mówią gwarą mazurską, ale jest ich zaledwie kilka, i są to osoby w podeszłym wieku, które – niestety – zaraz odejdą.

— Fotografie, przede wszystkim stare, są integralną częścią pani książek. Jaką pełnią funkcję?
— Wzbogacają moje historie. Nie wszystko bowiem da się wyrazić tylko za pomocą języka. Aby się o tym przekonać, wystarczy wykonać następujące ćwiczenie: opowiedzieć komuś o jakimś miejscu, a potem tego kogoś tam zabrać. Każdy wyobrazi je sobie inaczej, tzn. zazwyczaj to wyobrażenie nie będzie pokrywało się z rzeczywistością. Poza funkcją ubarwiającą, jest to też swego rodzaju ukłon w stronę czytelnika, któremu staram się w ten sposób powiedzieć: tak, ta historia tak wyglądała, niczego nie zmyśliłam, a to zdjęcie jest tego dowodem.

— W swoje powieści wplata pani świat baśni, podań, legend i czarów, który jest przecież rzeczywistością pół żartem, pół serio. Skąd ten pomysł?
— Prości ludzie za pomocą chociażby legend tłumaczyli sobie cały porządek świata. Przekazywane z pokolenia na pokolenie opowieści wyjaśniały wiele. Dzieciom np. w ten sposób tłumaczono, czym jest posłuszeństwo. Strasząc babojędzą, która porywa dzieci, przestrzegało się je przed wychodzeniem na pole w celu zrywania kwiatów. Była to zatem postać z mazurskich wierzeń, która spełniała funkcje wychowawcze, a to tylko jeden z wielu przykładów.

bb

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. z doswiadczenia #2374506 | 2.121.*.* 14 lis 2017 22:44

    wiem ze francuski wymaga niezlej gimnastyki zarowno partnera jak i partnerki zwlaszcza w poz 69

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz