Śmierć naszych dzieci musi mieć jakiś sens

2017-09-30 08:00:00(ost. akt: 2017-09-29 22:36:59)

Autor zdjęcia: Barbara Chadaj-Lamcho

Na cmentarzu w Dąbrównie leżą obok siebie osiemnastoletnia Ola i jej dwie koleżanki, szesnastoletnie Paulina i Ola. Zginęły tego samego dnia, w wypadku samochodowym w okolicach wsi Brzeźno Mazurskie, gdy jechały do szkoły. Kierowcą był ich kolega. Tylko on przeżył tragedię.
Mroźny, zimowy dzień 22 grudnia 2016 roku, kilkanaście minut po godzinie 7 rano. Osiemnastoletni kierowca wiózł trzy koleżanki do szkoły w Działdowie. Rano panowały na drodze trudne warunki atmosferyczne, było ślisko i niebezpiecznie. W okolicach wsi Brzeźno Mazurskie kierowana przez chłopaka skoda na zakręcie wpadła w poślizg. Auto zjechało na przeciwległy pas ruchu, wpadło do rowu i uderzyło w przydrożne drzewo.

Na miejscu zginęła 18-letnia Ola, która siedziała na tylnym siedzeniu. Druga, 16-letnia pasażerka, w bardzo ciężkim stanie została przetransportowana do szpitala w Działdowie, trzecią, też 16-letnią dziewczynę helikopter zabrał do szpitala w Olsztynie. Lekarze przez kilkanaście godzin walczyli o ich życie. Niestety, obrażenia były zbyt poważne. Ola i Paulina zmarły tego samego dnia wieczorem. Rannego kierowcę skody karetką przewieziono do szpitala w Działdowie.

Dziś groby dziewczynek są tuż obok siebie na cmentarzu w Dąbrównie. Przyjaciółki zostały razem na zawsze. Rodzina i przyjaciele przynoszą często kwiaty i znicze. Zawsze ktoś tu jest, a najczęściej rodzice. Chociaż od tej tragedii minęło już dziewięć miesięcy, wciąż trudno im o tym mówić.

Jan Karbowski, ojciec Oli, z trudem i przez łzy wspomina tragicznie zmarłą córkę, jedyną jaką miał. — To jest mała społeczność, tu się wszyscy znają — mówi Jan Karbowski. — Moja Ola i sprawca wypadku znali się od dziecka. Razem chodzili do podstawówki, potem do gimnazjum i później jeszcze dojeżdżali do szkoły w Działdowie, ale od wypadku go nie widziałem. Myślę, że nas unika.

Co by mu powiedział, gdyby dziś spotkał sprawcę wypadku?
— Nie wiem — mówi po chwili milczenia pan Jan. — Był czas na rozmowy. Od wypadku minęło dziewięć miesięcy. Teraz chyba jest za późno.

Mama Pauliny, Katarzyna Ogrodnik, nie ukrywa, że ma do chłopaka żal. — Czekałam na niego, bo potrzebowałam rozmowy — mówi pani Katarzyna. — Ja wiem, że w czasie wypadku był blisko Paulinki. On tam był w ostatnich chwilach jej życia. Może coś powiedziała. To byłyby dla mnie bardzo ważne słowa. Ostatnie słowa mojej córki. A on traktuje nas jak powietrze. Tak nie powinno być. Tym bardziej, że przecież mieszkamy tu razem, wszyscy się znamy. Powinien zachować się po ludzku, przynajmniej przyjść i porozmawiać.

Codziennie na cmentarzu jest też mama szesnastoletniej Aleksandry, Beata Dzik.
— Nigdy się nie pogodzę z tym, że kierowca, który spowodował taką tragedię, zniszczył życie mojej córki i całej mojej rodziny, nie poniesie stosownej kary — mówi Beata Dzik. — Ona miała przed sobą całe życie, a on jej je zabrał — dodaje kobieta płacząc.

Jan Karbowski ma za sobą inne tragiczne przeżycie. Kilka lat temu jechał samochodem poza terenem zabudowanym. Miał na liczniku około 70 km/h, był słoneczny, marcowy dzień. Mijał dwóch rowerzystów, gdy nagle jeden z nich bez ostrzeżenia skręcił w lewo, tuż pod koła jego samochodu. Zahamował, ale potrącił mężczyznę. Tamten miał tylko złamaną nogę, jeszcze chciał uciekać z miejsca wypadku. Pan Jan wezwał pogotowie i policję. Rowerzysta trafił do szpitala. Jak się później okazało, był pijany. Drugi z mężczyzn uciekł. Jeszcze tego samego dnia odwiedził rodzinę potrąconego rowerzysty. — Wszedłem do ich domu, siedzieli wszyscy przy stole i zapytałem, jak się czuje — wspomina Jan Karbowski.
— Wtedy jego siostra powiedziała: on nie żyje. Brat jeszcze dodał: ale panu narobił kłopotów. Okazało się, że poza złamaną nogą, miał krwiaka w mózgu, uderzenie spowodowało jego rozlanie i było bezpośrednią przyczyną śmierci. I chociaż to nie była moja wina, rowerzysta był pijany, to nie ma dnia, żebym o tym nie myślał. Ciężko z czymś takim żyć. Dlatego podkreśla, że nie chce osądzać sprawcy wypadku, w którym zginęła jego córka. Chce tylko sprawiedliwości.

Sprawca ma postawione zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci i niedostosowania prędkości do warunków atmosferycznych. Dobiega końca postępowanie prokuratorskie, niedługo zacznie się proces. — Przysiągłem Oli, że będę walczyć o to, żeby sprawcy takich wypadków ponosili stosowne kary — mówi Jan Karbowski. — Prześledziłem orzeczenia sądów w takich zdarzeniach i o ile kierowca nie był pijany i nie uciekł z miejsca wypadku, to sąd orzeka najczęściej karę w zawieszeniu. I to wszystko. Chcę walczyć o to, by każdy kierowca, który spowoduje taką tragedię przez własną lekkomyślność i na przykład, niedostosowanie prędkości do warunków jazdy, poniósł konsekwencje. Nam już nic nie zwróci dzieci. Ale nieuchronność kary musi być przestrogą dla innych kierowców, żeby każdy, kto siada za kierownicą, czuł tę odpowiedzialność.

Rodzice spotykają się często na cmentarzu w Dąbrównie przy trzech ukwieconych nagrobkach. Spoglądają z nich ze zdjęć trzy młode, piękne dziewczyny. — Co z tego, że te pomniki są ładne? — pyta pan Jan. — Ich tu w ogóle nie powinno być! Przecież to trzy życia tak nagle odebrane. Wcześniej jak widziałem rodziców, którzy potracili dzieci, to sobie myślałem, że mają takie dziwne, puste spojrzenia. Teraz już wiem, jaki to ból, gdy się straci dziecko. Dzieci nigdy nie powinny umierać przed rodzicami. I dlatego przysiągłem mojej Oli, że póki mi starczy sił będę walczył, by takie tragedie nie uchodziły sprawcom bezkarnie. Żeby ta śmierć naszych córek była przestrogą dla wszystkich kierowców, którzy tak łatwo przekraczają prędkość. Może to nada tej tragedii jakiś sens. Bo nam już tylko to zostało.

Komentarze (81) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Smutna #2339778 | 88.110.*.* 30 wrz 2017 08:29

    Straszne co spotkalo te rodziny. Nawet w najgorszych snach nie mozna wyobrazic sobie bolu po stracie dziecka. Ten mlody czlowiek powinien poniesc kare jesli nie dostosowal predkosci. Jesli szpanowal jazda przed dziewczynami. Smierc zabiera wszystkich, rowniez i mlodych. Trzeba miec troche rozsadku i byc opdpowiedzialnym za czyjes zycie majac je w rekach. Przykre , ze nie porozmawial z rodzina. Moze brak odwagi? Bo w sumie co ma powiedziec- przpraszam? To nie zadziala w tym przypadku. Kondolencje i sily dla rodzin dziewczynek.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-8) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Andrzej #2339779 | 83.6.*.* 30 wrz 2017 08:29

      Nie zgadzam się z podejściem pana Jana. Niestety obawiam się, że nawet jeśli ten młody kierowca dostanie bezwzględna karę pozbawienia wolności to nie odnajdzie pan w tym sensu śmierci trójki młodych ofiar wypadku. Mój syn (19 lat) zginął w wypadku razem z dwójką swoich rówieśników. Tez przeżyła ten wypadek jedna osoba tyle, że pasażer. Kierująca zginęła. Według danych z akt jechała zbyt szybko. Czy w związku z tym mam ją obwiniać za śmierć mojego syna? Czy kierująca działała celowo aby się zabić? Podejrzewam, że ten chłopak również nie chciał i tylko cudem nie zginął. A dlaczego do pana nie przyszedł i nie powiedział słowa? Nie znam go, ale potrafię to zrozumieć. Gdy miałem lat 20 samobójstwo popełnił mój serdeczny przyjaciel. W tym czasie byłem w innej części kraju i nie miałem wpływu na jego postępowanie. Do tej pory nie wiem dlaczego to zrobił. Mimo tego, że nie miałem z tym nic wspólnego już nigdy nie zamieniłem słowa z jego rodzicami. Dlaczego? Właściwie nie wiem. Nie miałem pojęcia o czym miałbym z nimi rozmawiać. Tak jak wielu moich znajomych po śmierci mego syna też unika tego tematu a nawet mnie. Może ze względu na pustkę w moich oczach o której pan wspomina...

      Ocena komentarza: warty uwagi (45) odpowiedz na ten komentarz

    2. man #2339782 | 83.15.*.* 30 wrz 2017 08:35

      może jakby rodzice dziewczyn zapewniali im codzienny transport do szkoły, to byłoby inaczej... dlatego nie ma co iść na łatwiznę, bo kolega jedzie i podwiezie córkę/syna, a ja nie muszę sob ie głowy zawracać.

      Ocena komentarza: warty uwagi (30) odpowiedz na ten komentarz

    3. Andrzej #2339783 | 83.6.*.* 30 wrz 2017 08:36

      Na nagrobku mego syna są słowa, które wypowiedział, gdy pocieszał swego przyjaciela po stracie bliskiej mu osoby. "Wszystko ma jakiś sens tylko czasem trudno go dostrzec". Też staram się, aby jego śmierć jakiś sens miała choć się z nią wewnętrznie nie godzę. To jest informowanie młodych ludzi z mego małego środowiska, gdzie większość się zna, że nie są nieśmiertelni, że muszą uważać kierując czy wsiadając z kimś do auta. Że muszą zwracać uwagę koledze, który jeździ zbyt szybko, że mają zabrać kluczyki koledze, który chce jechać po pijaku a jak nie pomoże to obić mu gębę. Ukaranie tego nieszczęśnika żadnej ulgi nie przyniesie - jestem o tym przekonany. Natomiast świadomość, że ktoś być może został w porę ostrzezony trochę ulgi i sensu przynosi.

      Ocena komentarza: warty uwagi (25) odpowiedz na ten komentarz

    4. Kik #2339789 | 89.228.*.* 30 wrz 2017 08:43

      Młodzi często powodują wypadki, ze względu na brak doświadczenia. Niestety takie mamy ośrodki szkoleniowe, które nie uczą nas zachowania w trudnych warunkach.. Oczywiście. Można mieć za złe temu chłopakowi, ale żeby się na nim mścić, to bez sensu. On żyjąc z tą świadomością, będzie pokutował do konca swych dni...

      Ocena komentarza: warty uwagi (13) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      Pokaż wszystkie komentarze (81)