Chciałbym zagrać postać tak złą, żeby ludzie rzucali we mnie jajkami [ROZMOWA]

2017-09-09 14:30:08(ost. akt: 2017-09-13 19:50:24)

Autor zdjęcia: archiwum aktora

Nigdy nie planował zostać aktorem. Z wykształcenia jest pedagogiem, a aktorstwo w jego życiu pojawiło się przez przypadek. Chciałby zagrać seryjnego mordercę, bo najbardziej interesują go czarne charaktery. Ale lubi skrajności, więc chciałby też zagrać miłego tatę z przedmieścia. Z Michałem Waleszczyńskim rozmawia Ewelina Zdancewicz-Pękala.
— Możemy zacząć lokalnie? Wzbudzasz w Olsztynie niemałe zainteresowanie. Kwestia tatuaży czy kariery aktorskiej?
— Myślę, że to kwestia popularności serialu („Detektywni w Akcji” — red.). Ludzie często mnie zaczepiają, prosząc o autograf lub możliwość zrobienia sobie ze mną zdjęcia. To miłe. A co do tatuaży, to myślę, że sprawiają po prostu że jestem rozpoznawalny z większej odległości. Jednak bezpośrednio działają na ludzi raczej odstręczająco, więc kwestię zainteresowania kierowałbym bezpośrednio na serial.

— Masz problemy przez tatuaże? Nie mogłeś dostać jakiejś roli?
— Nie, w dostawaniu ról mi to nie przeszkadza. Oczywiście tatuaże zrobiłem świadomie, wiedziałem, że w niektórych zawodach mogę być zablokowany. Ale jestem szczęśliwy i nie wyobrażam sobie, jakby to było ich nie mieć. Czekam tylko na kolejne.

— Pomijając zainteresowanie, jakie wywołujesz w rodzinnym mieście, jak ci się tu mieszkało?
— Żyłem tutaj przez 25 lat, obecnie mieszkam w Łodzi. Olsztyn jest trochę wymarłym miastem, nie uważasz?

— Coś w tym jest.
— Jest bardzo fajny na weekend, ale rozwijanie się tutaj jest dość problematyczne, chociażby w mediach.

— Czy to znaczy, że nie zamierzasz tutaj wracać?
— Zamierzam. Docelowo planuję wybudować dom na Warmii i Mazurach. To jest moja ostoja, lubię to miejsce. To, że nie mam tu tak rozległych możliwości rozwoju jak w innych miastach nie znaczy, że się od Olsztyna odcinam. Wręcz przeciwnie — Olsztyn jest w porządku.

— Myślisz, że ma jeszcze szansę, mimo że młodzi stąd uciekają, stać się prawdziwą stolicą regionu?
— Wszystko zależy od władz miasta.

— Dyplomatycznie. Wróćmy więc do aktorstwa. Z tego co wiem, to aktorem zostałeś przez przypadek.
— To dość zabawne. Znajoma mi osoba napisała do mnie, że dostała zaproszenie na casting do serialu "Detektywi w Akcji", a ja właśnie wtedy wracałem z zagranicy przez Wrocław. Postanowiłem więc, że nie będzie wracała sama po nocy. Dlaczego miałaby to robić, skoro mogę ją ze sobą zabrać. Poszedłem z nią na casting. Po tym, jak już spróbowała swoich sił, mnie także zapytano, czy nie chciałbym spróbować. Odpowiedziałem, że nie, bo... nie mam czasu na pierdoły. Jednak w końcu i tak poszedłem. Po tygodniu dostałem telefon, że jest główna rola do wzięcia. Na początku odmówiłem, ale po dwóch dniach stwierdziłem, że warto spróbować.

— Diablo w "Detektywach" to chyba twoja najbardziej rozpoznawalna rola.
— Nieskromnie mówiąc, tak sądzę.

— Zagrałeś także m.in. u Patryka Vegi w "Pit Bullu" rolę dowódcy byłych Jednostek Wojskowych Formozy. Jak ci się współpracowało z Vegą? Różne opinie słyszy się o tym reżyserze.
— Patryk Vega jest takim reżyserem, jakim powinien być reżyser. Czyli potrafi odpowiednio zmotywować aktora i wymaga, a to dobrze. Reżyser powinien trzymać wszystko w ryzach na planie. Moja przygoda z "Pit Bullem" wyglądała w ten sposób: miałem być tam statystą, bo chciałem chociażby pokazać się u Vegi. Lubię jego twórczość. Ale Vega zapytał nas, czy ktoś potrafi otworzyć gębę. Powiedziałem więc, że ja potrafię. Miałem około 10 minut, żeby przygotować się do tej sceny. Jestem z niej zadowolony, ale dzisiaj zrobiłbym to lepiej, gdybym miał chociaż kilka dni na przygotowanie. Czyli tak naprawdę to był kolejny przypadek w moim życiu.

— Stresowałeś się?
— Nie. Uważam, że jestem osobą pozbawioną stresu. Nie mam w sobie obaw.

— Czyli na castingi chodzisz spokojny.
— Staram się iść po swoje.

— Co planowałeś robić zamiast aktorstwa?
— Zajmowałem się w życiu wieloma rzeczami.

— Jakieś szczegóły?
— Pracowałem, w sumie jeszcze dalej pracuję w nieruchomościach. Planowałem iść w tym kierunku. Jednak aktorstwo daje mi dużo więcej radości i możliwości rozwoju. Dla mnie liczy się przede wszystkim radość z wykonywanego zawodu. Bardzo ważne jest to, żeby robić w życiu to, co się lubi. A nie potem sobie pluć w brodę, że można było coś zrobić, ale tego się nie zrobiło.

— Pochodzisz z aktorskiej rodziny?
— Nie, ale zawsze byłem taką czarną owcą (śmiech), zarówno w szkole, jak i w rodzinie.

— Ale to nie jest jedna z tych historii, że zawsze uparcie brałeś udział w szkolnych przedstawieniach?
— Jest (śmiech). Zawsze się darłem, że chcę mieć główną rolę w każdym kabarecie szkolnym i teatrzyku. Potem jakoś to w sobie stłumiłem.

— A jak potem było z twoim wykształceniem? Na co się zdecydowałeś?
— Studiowałem na Akademii Pomorskiej w Słupsku pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą z resocjalizacją. Ale przyznam, że gdybym mógł teraz cofnąć czas, to poszedłbym od razu do szkoły, do której teraz się zapisałem. Ale dobrych studiów też nie żałuję, nauczyły mnie bardzo dużo w życiu. Wiem, że wiedzę, którą tam pozyskałem, mogę też wykorzystywać w innych dziedzinach życia niż tylko zawodowe. W ogólnym rozrachunku nie żałuję tych studiów.

— Musisz dużo podróżować w związku z zawodem?
— Jak cholera. Czasem dostaję szału. Teraz byłem tydzień na planie, jeden dzień w Łodzi, bo tam mam dziewczynę i z nią przyjechałem tutaj i zaraz znowu wracam na tydzień. Teraz mieszkam bardziej w Łodzi i we Wrocławiu, ale od zimy planuję wrócić na dłużej do Olsztyna.

— Cierpi na tym życie prywatne?
— Nie, wiedziałem na co się godzę i jestem na to gotowy.

— A związek na odległość?
— To nie jest związek na odległość. To w sumie niewidzenie się przez kilka dni. W skali miesiąca więcej się widzimy niż nie widzimy, więc jest dobrze. Większe dramaty świat widział.

— Twój zawód wymaga pokazywania się nie tylko na ekranie. Ale czy aktor powinien być celebrytą?
— Są dwie drogi, które można obrać. Można pakować się w każdą rólkę, róleczkę i na siłę wzbudzać kontrowersje, pokazywać wszystko na Facebooku i Instagramie. Ja już kiedyś pewnej propozycji odmówiłem. Ważne jest to, żeby ludzie mnie zapamiętali z bardziej ambitnych rzeczy. A faktem jest też, że jednak żyjemy w takich zepsutych czasach, w których ludzie wrzucają na Instagrama cały swój dzień, zaczynając od śniadania. Oczywiście sam mam też fanpage, na który wszystkich serdecznie zapraszam, ale staram się nie zajmować widza wszystkim co robię i aż tak się nie uzewnętrzniać.

— Gdzie jest ta cienka granica miedzy tym, co powinieneś wrzucać i tym, co nie powinno się pojawić w sieci? Bo ty, jako osoba publiczna, musisz wręcz pokazywać się w internecie.
— Mam problem z takimi rzeczami, jak zamieszczanie zdjęć z rodziną czy wyjść z dziewczyną. Staram się prywatną sferę zatrzymać dla siebie. Wrzucam rzeczy, które moim zdaniem mogą ludzi zainteresować. Jakieś fotki z planu, filmiki. Uważam też, że nie wszystko jest na sprzedaż.

— O tym, że są role, których byś się nie podjął, już wiem. A czy są role, które chciałbyś zagrać?
— Koniecznie chcę zagrać seryjnego mordercę. Najbardziej interesują mnie czarne charaktery. Chciałbym zagrać postać tak złą, że po seansie w kinie ludzie będą we mnie rzucali jajkami, kiedy będę szedł po bułki do sklepu.

— Czy to ma jakiś związek z resocjalizacją, którą studiowałeś? Studiowaniem ludzkiej natury?
— Na pewno ma związek z jakąś stroną mojej natury. Wiem, że byłbym w stanie to zagrać. Ale czy akurat nauka związana z pedagogiką i resocjalizacją ma się do chęci odegrania seryjnego mordercy...? Nie, ja bardziej poszedłem na studia dlatego, że chciałem pomagać ludziom. Czy to w domach dziecka, czy w rozmowach z osadzonymi.

— Nie sądzisz, że taka rola mogłaby cię przygnieść?
— Nie, to by znaczyło, że jestem świetny w tym co robię, skoro aż tak działałoby to na ludzi, że nie byliby w stanie zapomnieć o tej postaci.

— Dotychczas raczej trafiały ci się role właśnie czarnych charakterów...
— Nie, na przykład czy dowódca Formozy... Czy był zły? Był raczej "na sprzedaż". A detektyw Diablo jest na wskroś dobry, ale jest szaleńcem.

— Mam na myśli to, że nie trafiła ci się rola miłego taty z przedmieścia.
— A czy ja wyglądam na miłego tatę z przedmieścia? (śmiech)

— A chciałbyś go zagrać?
— Pewnie że tak! Kontrasty są świetne. Jestem w stu procentach pewien, że odnalazłbym się w takiej roli. Musiałbym tylko zakryć tatuaże, ale to da się zrobić. A granie różnych skrajności bardzo mnie interesuje.

— Grasz w kilku produkcjach, które dopiero mają się ukazać.
— Tak, miejcie oczy szeroko otwarte na film "Totem", który w tym roku pojawi się w kinach. Będzie to zejście w totalną ciemność. To wygląda jak połączenie Smarzowskiego z czymś strasznym. Film będzie mroczny i bardzo ciężki. Gram też w dwóch serialach HBO, ale o tym na razie nie mogę mówić.

— Jaka jest twoja rola w "Totemie"?
— Jestem w nim windykatorem mafii.

— Czyli znowu czarny charakter.
— Ale tam wszystkie charaktery są czarne. Wszyscy są tak samo zepsuci.

— Nie obawiasz się łatki czarnego charakteru?
— Nie, bo wszystko jest w naszych rękach. Jeśli będę się mocno starał i będę chciał zagrać postać pozytywną, na pewno mi się to uda. Przecież sami kreujemy własną rzeczywistość.

— A gdzie widzisz siebie za 10 lat jako aktora?
— Widzę siebie po trzech, czterech głównych rolach w filmach kinowych. Widzę siebie ze skończonymi studiami aktorskimi. I w domu, z rodziną, z dużą liczbą psów i kotów.

— O studiach wspomniałeś już wcześniej, właśnie teraz się na nie wybierasz?
— Zaczynam studia w szkole filmowej w Łodzi. Muszę to zrobić. Ciężko przechodzi mi słowo "aktor" w odniesieniu do mnie, kiedy nie skończyłem tej szkoły. Chcę zachować szacunek do ludzi, którzy ją skończyli. I wtedy też będę mógł się określić mianem aktora w stu procentach. Chcę przebrnąć przez wszystko to, co przeszli ci ludzie, żeby poczuć to mięcho w tym wszystkim.


Ma 29 lat, pochodzi z Olsztyna, mieszka w Łodzi. Planuje skończyć szkołę filmową w tym mieście. Dotychczas zagrał w m. in. takich produkcjach jak "Nie wywołuj wilka z lasu" (2016 rok, główna rola mściciela), "Pitt Bull. Niebezpieczne Kobiety" (2016, rola dowódcy byłych Jednostek Wojskowych Formozy), "Wataha" (2017, rola nacjonalisty). Najbardziej rozpoznawalny jest dzięki roli w "Detektywach w akcji", czyli serialu kryminalnym TVP4, gdzie gra rolę detektywa Michała „Diablo” Warłaka. Już niedługo zobaczymy go w filmie "Totem" Jakuba Charona, którego premiera ma odbyć się w tym roku.

Michał Waleszczyński:


Komentarze (18) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. W dalszym ciagu #2324104 | 89.228.*.* 9 wrz 2017 15:16

    Nie wiem kim jest ten człek i czemu to czytałem.

    Ocena komentarza: warty uwagi (19) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Cichy #2324106 | 83.9.*.* 9 wrz 2017 15:19

      Fascynujący wywiad...!

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

    2. Fifi #2324168 | 83.6.*.* 9 wrz 2017 17:28

      A chodzilem z ziomkiem od podstawowki 5 az po koniec gim 12 i nie spodziewsl bym sie hehe oj oj i nie pal tyle zielska bo aktorem nie zostaniesz hehe

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Ja #2324173 | 188.146.*.* 9 wrz 2017 17:34

        29 i planuje. .póki co skończyć filmówkę

        Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

      2. ZEEB #2324252 | 89.228.*.* 9 wrz 2017 20:15

        Trzeba realizować marzenia, tak trzymać. P.S. moje to akurat z rdzenną murzynką ze środkowej Afryki. Pozdrawiam.

        Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        Pokaż wszystkie komentarze (18)