Na Greya robiliśmy zapisy

2017-08-11 14:47:54(ost. akt: 2017-08-11 15:01:36)
Ewa Szóstak

Ewa Szóstak

Autor zdjęcia: Agnieszka Porowska

Nasza akcja\\\ W domu Ewy Szóstak książki były od zawsze. Tą pasją zaraziła ją mama Teresa. Mała Ewa czytała wszystko, co tylko znalazła. Gdy jako czternastolatka wpadła na „Sztukę kochania” Michaliny Wisłockiej, rodzina musiała interweniować.
Od zawsze żebrałam wieczorem o jeszcze kilka chwil, żeby poczytać. Nie bardzo obchodziło mnie to, że rano trzeba wstać do szkoły. Podróże z literackimi bohaterami były ciekawsze — wspomina pani Ewa.

„Ania z Zielonego Wzgórza”, „Jeżycjada”, proza Krystyny Siesickiej — wsiąkała w te światy bez reszty. Fascynowały ją też horrory.
— Jako nastolatka uwielbiałam się bać. Z niektórych dokonanych wtedy wyborów, np. książek Guy N. Smitha, nie jestem dumna, ale dzięki temu, że ciągnęło mnie w świat grozy, natknęłam się na niekwestionowanego mistrza Kinga. Jego książki towarzyszą mi do dziś — opowiada.

Po maturze wybór był prosty. — Polonistyka. To bardzo otworzyło mnie na klasykę, choć mam do siebie żal, że wciąż czytam jej za mało — podkreśla.
Ewa Szóstak pracuje w jednej z olsztyńskich księgarni. Obracając się cały czas wśród nowości i ludzi, którzy wciąż o nie pytają, trudno jej wrócić do korzeni i tradycji. Ze współczesnych „znanych i lubianych” książek dobrze pamięta „50 twarzy Greya”. — To był istny szał. Robiliśmy na nią zapisy — wspomina.

W związku z tym, że każdy szanujący się księgarz musi wiedzieć, co rozpala umysły przychodzących do księgarni ludzi, postanowiła to przeczytać. Skończyło się jednym wielkim rozczarowaniem.
— A może ja po prostu nie jestem zbyt romantyczna i nie lubię romansów? — zastanawia się z uśmiechem.
Pani Ewa uwielbia za to absurd i czarny humor. Charles Bukowski, Kurt Vonnegut oraz Roland Topor to pisarze, których ceni najbardziej. — Uwielbiam ich prześmiewcze podejście do świata. Zwłaszcza ten ostatni to groteska w czystej postaci — rekomenduje.

Teraz jest po lekturze gigantycznego „Wzgórza psów” Jakuba Żulczyka. — Ta książka ma ponad 800 stron i ani na chwilę nie wydała mi się na siłę pompowana i przedłużana. Akcja jest wartka, zaskakująca. Dużą rolę pełni język — Żulczyk nagina go na swoje potrzeby jak sprężynę — recenzuje.
To już kolejna pozycja młodego pochodzącego z Mazur autora, którą w swojej biblioteczce ma pani Ewa. — Przeczytałam „Instytut” i zachwycił mnie. Przeczytałam „Radio Armageddon” i się zawiodłam. Dlatego sięgając po najnowszą powieść Żulczyka, nie widziałam, czego się spodziewać. Ale „Wzgórze psów” okazało się strzałem w dziesiątkę — opowiada.

Ewa Szóstak jest mamą 4-letniej Rity. Sporo razem czytają. — Ostatnio zostałam zaproszona do jej przedszkola, żeby poczytać dzieciom. Wybrałam „Niesamowite przygody dziesięciu skarpet” Justyny Bednarek, teraz naszą ukochaną książkę. Zainteresowanie maluchów było, że tak powiem, średnie. W zasadzie nie wiem, czego się spodziewałam? Że wszystkie zamrą w bezruchu? Chyba za wiele wymagałam od trzylatków? — mówi ze śmiechem. — Ale duch książki w narodzie nie ginie. Do naszej księgarni przychodzi mnóstwo dzieci, które w napięciu czekają na kolejne tomy ulubionych powieści. Aż miło popatrzeć.

Źródło: Gazeta Olsztyńska