Sympatyczna siostra Bożenka wciąż jeszcze za nią chodzi. Rozmowa z Edytą Jungowską

2017-08-10 21:00:00(ost. akt: 2017-08-10 16:23:11)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Według niej dziecko ma prawo, oczywiście w pewnych ramach, do podejmowania własnych decyzji i samostanowienia. I dziecko musi się tego nauczyć. Między innymi dzięki temu książki Astrid Lindgrencały czas są aktualne. Z Edytą Jungowską, aktorką rozmawia Agnieszka Porowska
— Jesteś znaną aktorką, ale Olsztyn tym razem odwiedziłaś, aby w Dniu Dziecka czytać dzieciom książki. Sporo masz takich spotkań z dziećmi?
— Tak. Bardzo często jestem zapraszana do otwierania przepięknie urządzonych nowych bibliotek dla dzieci. Nawet te starsze, przeznaczone głównie dla dorosłych, doczekały się przepięknych kącików, gdzie dziecko może sobie usiąść, pooglądać, poczytać, a nawet posłuchać książki w wersji audio. Naprawdę bardzo dużo się zmieniło przez te ostatnie lata. Widać, że biblioteki zachęcają dzieci do odwiedzin. I widać, że im się to udaje. Po latach królowania elektronicznych gier, książka znów przeżywa swój renesans. Pamiętajmy też o dzieciach, które żyją w rodzinach dysfunkcyjnych i biblioteki często bywają dla nich miejscem wyciszenia i pewnego rodzaju schronu. Książka może przynieść mu informację, że istnieje też inny, piękniejszy świat od tego, który widzi w domu. Może w istotny sposób wpłynąć na jego życie.

— Wydajesz audiobooki z literaturą dziecięcą. Twoje wydawnictwo specjalizujcie się głównie w prozie Astrid Lindgren. Czy współczesne wychowane na play station dzieci chcą jeszcze, by im czytano? Czy współczesne dziecko odnajdzie się w literaturze klasycznej?
— Nagrywając te książki nie myślałam o tym... Tak naprawdę nie zastanawiamy się przecież nad tym, czy Mickiewicz lub Sienkiewicz dotrą do naszych dzieci. Świetną literaturę, zawierającą w sobie wartości, które nigdy nie przemijają, zawsze należy promować, a Astrid Lindgren jest fenomenalną pisarką. Opowiada wspaniałe historie o budowaniu relacji między rówieśnikami, a także między dziećmi a dorosłymi. Zaczynaliśmy w 2010 roku wydaniem Pippi w wersji audio, następnie „Dzieci z Bullerbyn”, potem seria z "Karlssonem z Dachu", który w Polsce nie jest aż tak znany, jak na całym świecie. Następnie sięgnęliśmy po innego klasycznego pisarza Ericha Kästnera, który jest właściwie równolatkiem Astrid Lindgren. Jego literatura była bardziej znana w okresie dzieciństwa mojego, starszego o 5 lat, brata. Na przełomie lat 60. i 70. jego książki wychodziły w Polsce ze znakomitymi rysunkami Bohdana Butenki. Cieszyły się ogromnym powodzeniem. Postanowiliśmy go wskrzesić. Dla zachęty powiem, że te opowieści czytam tym razem nie ja, a Piotr Fronczewski. Obydwu tych dziecięcych pisarzy — Lindgren i Kästnera — łączy bardzo poważny stosunek do dzieci. Dziecko ma prawo, oczywiście w pewnych ramach, do podejmowania własnych decyzji i samostanowienia. I to dziecko musi się uczyć samodzielności i decyzyjności. Między innymi dzięki temu te książki cały czas są aktualne.

— Czy Astrid była w twoim życiu obecna od zawsze?
— Zdecydowanie tak. W latach 70. wszyscy siadali o 9 rano przed telewizorem, żeby obejrzeć Teleranek. Obecne były książki i i filmy na podstawie prozy Astrid. Pippi Pończoszanka była bohaterką mojego dzieciństwa.
Nie ukrywam, że wszystkich jej książek wtedy nie przeczytałam. Wróciłam do jej literatury już jako dorosła osoba. I tu odkryłam ją na nowo. Przygody „Braci Lwie Serce” czy „Rasmusa i Włóczęgi" wciągnęły mnie tak mocno, jakbym wciąż była małą dziewczynką. Wtedy też przyszło kolejne olśnienie i zaskoczenie. Miało tytuł „Dlaczego kąpiesz się w spodniach wujku”. Książka ta wyszła pod tym tytułem w latach 70. Potem długo funkcjonowała jako „My na wyspie Saltkrakan”. Postanowiliśmy ją wydać, ale doszliśmy do wniosku, że to jest taki tytuł, który trochę zniechęca czytelnika. Ta nazwa obca, szczególnie dla dziecka, jest trudna. Tytuł z lat 70 był znakomity, dlatego postaraliśmy się o zgodę wnuczki Astrid, która zajmuje się prawami po spuściźnie autorki, na to, aby wrócić do tamtego tytułu. I dostaliśmy ją! „Dlaczego kąpiesz się w spodnich wujku” okazało się bardzo aktualną opowieścią. To historia o tacie, który samotnie wychowuje czwórkę dzieci. O tym, w jaki sposób sobie radzi z tym zadaniem, a także jak same dzieci próbują go wesprzeć w jego zmaganiach. Nasz bohater jest pisarzem, więc jest trochę taką szaloną naturą. W dobie kiedy mężczyźni bardzo chcą się włączać w wychowywanie dzieci, w budowanie z nimi relacji, ta książka ma podwójną moc. To po prostu opowieść o... tacierzyństwie. Zupełnie przypadkiem okazało się, że trafiliśmy w niszę.

— „Dzieci z Bullerbyn” są lekturą w III klasie. Nie jest to dla współczesnego dziecka trochę za późno?
— Bohaterka tej książki Lisa ma 7 lat i pisze pamiętnik. Ja jako dziewięciolatka czytałam samodzielnie książki Astrid. Dziś wiedza i świadomość przychodzą do dzieci szybciej. Czasem jeszcze nie potrafią przeczytać, ale już potrafią przyswoić, zrozumieć i zidentyfikować się z bohaterami. Wtedy z pomocą przychodzi audiobook. Dzieci z biegiem czasu uczą się czytać, ale później również chętnie wracają do słuchania książek.

— Jakie znaczenie ma muzyka w audiobooku?
— Współczesne dzieci są bardzo nabodźcowane, muzyka wspiera dziecko, aby w łatwiejszy sposób mogło przyswoić fabułę. Rodzice teraz cenią sobie takie nieoczywiste formy spędzania czasu. Nie tylko kino, które skupia się na wizualnej stronie. Stawiają na coś, co wspiera dziecko w rozwoju jego kreatywności i wyobraźni. Dzięki książkom zarówno w wersji audio jak i papierowej, dziecko musi dokonać pewnego wysiłku, żeby albo ją przeczytać albo jej wysłuchać.

— Czy synowi też pani czytała? Wiktor ma teraz 23 lata. Tęskni pani za czasem jego dzieciństwem?
— Mój dorosły powrót do Astrid Lindgren zaczął się właśnie od tego, że czytałam Wiktorowi. Są nawet filmiki do znalezienia w internecie, kiedy ma 6 lat, a ja mu czytam fragment książki. To jest cudowne nagranie. Kiedy jest mi smutno, że już jest taki duży, włączam sobie to na pocieszenie. Jestem ambasadorem fundacji „Cała Polska czyta dzieciom” i staram się wspierać fundację w rozwoju czytelnictwa w Polsce. Była też taka bardzo znana akcja „Czytaj dziecku codziennie 20 minut dziennie”. I właśnie w ramach tej akcji pomyślałam, że chciałabym przeczytać "Pippi Pończoszankę".

— A pani pierwsze wspomnienia z dzieciństwa? Obrazek z lat najwcześniejszych?
— To takie zwykłe podwórko i ja z kluczem na szyi, trzepak koło śmietnika. Zabawa w klasy, w kapsle. Na naszym podwórku wierzba płacząca. To był taki nasz dom. Jej gałęzie dotykały ziemi, więc nam się zdawało, że nikt o tym miejscu nie wie, że nikt nas nie widzi. Mieszkałam na typowym PRL-owskim warszawskim osiedlu wokół ogrodów działkowych. Sporo zieleni, dzikich drzew owocowych, które pięknie pachniały. Dużo dzieci, a we wszystkich mieszkaniach tych dzieci taka sama meblościanka Kowalski. Więc jak się chodziło do kolegi, to zaskoczenia wielkiego nie było. Taki sam rozkład, takie same meble. Każdy się czuł jak u siebie.

— Studia aktorskie też były marzeniem z dzieciństwa?
— To było bardzo długotrwałe marzenie. Wszelkie zainteresowania, które rozwijałam, ciążyły jakoś w stroną aktorstwa, ale miałam swoje wzloty i upadki. Przeżywałam fascynacje, później odczuwałam znudzenie. W pewnym momencie chciałam iść na psychologię. Ale potem stwierdziłam, że skoro jako nastolatka tyle czasu poświęciłam teatrowi, to trzeba spróbować to wykorzystać. Postanowiłam zdawać do PWST. Bardzo rzetelnie się do tych egzaminów przygotowywałam. Zwróciłam się z prośbą o wsparcie i radę do swoich przyjaciół, którzy już się do niej dostali. Sama wybierałam teksty, ale potem prosiłam o ich recenzję. Efekt tego był taki, że dostałam się za pierwszym razem.

— A później....
— Później szok, że trzeba aż tak ciężko pracować. Mój tata do dziś wspomina i ze śmiechem mi wyrzuca, że „dziś to młodzi pracują na studiach... a ty co? Musiałem cię wozić rano, przywozić o pierwszej w nocy z tych studiów". To mimo wszystko było cudowne, że mogłam w tym czasie mieszkać w domu. Nauki było sporo, mieliśmy po 60 godzin zajęć w tygodniu. Gdybym mieszkała w akademiku, na pewno bardzo rozpraszałoby mnie szumne życie towarzyskie....

— Masz taki przyjemny, ciepły, ale i zawadiacki głos? Pracujesz jakoś szczególnie nad nim?
— Chodziłam do szkoły muzycznej, śpiewałam. W liceum poszłam do koła teatralnego, ale nikt wtedy nie mówił, że mam jakiś bardzo charakterystyczny głos. Jako nastolatka miałam sopran koloraturowy, i śpiewałam bardzo wysokie dźwięki. Potem w Szkole Teatralnej musiałam pracować nad jego obniżeniem.

— Dlaczego?
— Wysokie głosy u aktorek nie są pożądane, a w jakiś sposób są nawet drażniące. Pracuje się nad obniżeniem jego barwy.

— Wielu odbiorców kojarzy cię głównie z ról serialowych, ale przecież grywasz też w filmach. Którą rolę filmową wspominasz najcieplej?
— Ról filmowych nie było aż tak wiele, ale jest jedna, którą wspominam szczególnie miło. To postać zagrana w filmie „Jestem” Doroty Kędzierzawskiej, gdzie gram matkę z rodziny dysfunkcyjnej. Jest to autentyczna historia o chłopcu, który został oddany przez matką do domu dziecka. Była alkoholiczką i nie potrafiła się tym dzieckiem zająć. Historia skończyła się tragicznie, chłopiec zginął. Wszystko przepięknie i wzruszająco opisane. Film był wielokrotnie nagradzany, a moja rola również nie przeszła bez echa. Była nominowana do nagrody Orłów w roku 2006 przyznawanych przez Polską Akademię Filmową.

— Czy rola sympatycznej siostry Bożenki z „Na dobre i na złe” dalej za Tobą chodzi?
— Często jestem zaczepiana przez ludzi właśnie w związku z tą postacią. Spędziłam w tym serialu 15 lat. Dał mi rozpoznawalność. Nie wszyscy przecież słuchają z dziećmi audiobooków, chodzą do teatru czy oglądają Teatr Telewizji.

— Debiutowałaś w Teatrze Telewizji...
— Tak, to był rok 1993. Zadebiutowałam fantastyczną sztuka w reżyserii Macieja Wojtyszki u boku Zbyszka Zamachowskiego i pana Zbigniewa Zapasiewicza pt. „Amadeusz”. To był bardzo spektakularny debiut i od tego momentu moje życie zawodowe potoczyło się bardzo płynnie. Od tej chwili wszystko było już łatwiejsze.

— Nad czym teraz pracujesz? I jakich ról Ci życzyć?
— Wiele czasu zajmuje mi wydawnictwo. Chciałbym wziąć się za kolejnych ukochanych autorów. Przymierzam się do innych klasycznych pozycji dla dzieci, ale też książek współczesnych polskich autorów. No i oczywiście będzie kontynuacja serii Astrid Lindgren. Za teatrem, nie ukrywam, tęsknię. Jestem otwarta na ciekawe propozycje. Jak się nie doczekam, to niewykluczone sama sobie coś zaproponuję – bo teatr zawsze był moim ukochanym miejscem.

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. trew #2306480 | 31.0.*.* 12 sie 2017 13:45

    Życzę dalszego spełniania się w pracy. Bardzo cenię Pani aktorstwo.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz