Kryminalny PRL: Pijany i w amoku zadźgał starszą kobietę. Wpadł po prawie 25 latach przez odciski palców

2017-06-30 20:30:00(ost. akt: 2017-06-30 16:06:38)
Zdjęcie jest ilustracją do treści

Zdjęcie jest ilustracją do treści

Autor zdjęcia: Archiwum GO

To zabójstwo przez prawie 25 lat pozostawało niewyjaśnione. Zagadkę rozwiązało policyjne Archiwum X. ponownie sprawdzając palców pozostawione na rowerze porzuconym na miejscu zbrodni. Zabójca był zaskoczony, ale... poczuł ulgę.

Psychicznie nas było dwóch. Byłem tam, czy nie byłem? — zastanawiał się w sądzie Zbigniew N.

— Matka miała 71 lat, wystarczyłoby, żeby ją odepchnął — mówił z kolei starszy syn zabitej kobiety, Janiny U. Przez lata pytał sam siebie, co naprawdę się stało tamtej listopadowej nocy 1984 roku. Jaki motyw mógł mieć zabójca? Czego szukał w domu przy drodze z Dobrego Miasta do Olsztyna, skoro niczego nie ukradł? Dlaczego zadał kobiecie aż osiem ciosów nożem? Dlaczego tak ryzykował? Przecież nie mógł wiedzieć, że Janina U. była w domu sama.

Zabójca, Zbigniew N., przez lata też pewnie próbował to sobie wytłumaczyć. Ale raczej robił wszystko, żeby zapomnieć. Na pewno zmarnował czas dany mu na pokutę, nie próbował się poprawić. Życia sobie nie ułożył, rodzina mu się rozpadła, co chwila zresztą coś nowego zbroił, za rozbój siedział nawet we więzieniu. Wpadł jednak banalnie.

W 2008 roku, trafił za kratki, kolejny raz przyłapany na jeździe rowerem po pijanemu. Recydywiście-cykliście zdjęto w więzieniu odciski palców. To jest rutyna, kryminalistyczna technika jednak poszła naprzód i zeskanowane odciski kontrolnie zostały przepuszczone przez komputerowy program policyjnego Archiwum X. Wynik był sensacyjny. Pasowały do odcisków palców, pozostawionych na rowerze porzuconym na miejscu zbrodni.

— Odbiłem się jak od ściany — Zbigniew N. zdębiał, kiedy zapukała do niego policja, przedstawiając mu zarzut zabójstwa. Mówił potem, że nieraz, jak rozmawiał z bratem czy siostrą, „aż go ściskało”, żeby opowiedzieć wszystko, zwłaszcza że pewnie dziesiątki razy przejeżdżał obok domu, w którym był tamtej nocy. Nigdy się jednak na to nie zdobył. Teraz wreszcie mógł to z siebie zrzucić, przyznając się, poczuł ulgę.

To właściwie ponura, pijacka historia. 11 listopada 1984, za generała Jaruzelskiego, Święta Niepodległości w PRL-u się nie obchodziło. Ale była niedziela, a przed nią sobota. Zbigiew N., wtedy lat 22, pracownik OZOS-u, mieszkający w Olsztynie na stancji, przyjechał na weekend do domu, do Dobrego Miasta. Spotkał jakichś kolegów z wojska. Weterani stanu wojennego mieli co wspominać, oczywiście nie na trzeźwo i raczej nie przy „lampce wina”, lecz przy paru piwach, a potem litrze wódki, w dodatku bez zagrychy — bo pamiętamy, że sklepy oferowały wtedy tylko ocet i zapałki — w niedzielę zaś jedynym lokalem w mieście była chyba tylko poczekalnia na stacji PKP. Wieczorem, po dwóch dniach walki, na zmianę tracąc przytomność i trzeźwiejąc, rezerwa poszła w rozsypkę.
Zbigniew N., ani — jak w piosence — nie „trzasnął drzwiami”, ani „pożegnał się z kumplami”.

Już była późna noc, gdy ocknął się na ławce pod bocianią basztą nad Łyną ze świadomością, że o szóstej rano zaczyna swoją zamianę w OZOS-ie.
Do domu już nie wracał, trochę pokręcił się po mieście, ale żadna zmotoryzowana okazja do Olsztyna mu się nie trafiła. Błąkając się między blokami, zauważył rower. Nie myśląc wiele wsiadł na grata i ciemną nocą popedałował w kierunku Olsztyna. Ledwie wyjechał z miasta, poczuł się głodny. Podobno miał zamiar poprosić o jedzenie, ale w mijanych domach nigdzie nie paliło się światło.

Dom Janiny U. był może drugim, czy trzecim, do którego zachodził. Nie był zamknięty, klamka puściła. Od wejścia były schody na piętro, a zaraz z sieni drzwi do kuchni. Dobrze znał takie poniemieckie domy. W kuchni, wiedziony instynktem, łatwo znalazł chleb, nóż. Ukroił sobie pajdę, znalazł w lodówce kiełbasę, podobno już miał zamiar wychodzić. Starał się być cicho, ale może podłoga zaskrzypiała. W drzwiach stanęła wyrwana ze snu Janina U. i włączyła światło.

Zaskoczenie było obopólne, ale to rabuś miał w ręku nóż. Rzucił się na kobietę. Kompletnie oszalał, zadał jej osiem ciosów nożem. Zdążył tylko zauważyć, że padła na plecy, że z nosa pociekła jej krew. Sam też się trochę zakrwawił, wytarł się chusteczką czy rękawicą. Wybiegł z domu i zostawiając otwartą furtkę popędził w kierunku drogi. Podobno dopiero po kilku kilometrach wróciła mu świadomość. Nad ranem jakiś samochód z nadleśnictwa podrzucił go do Olsztyna, na ranną zmianę w OZOS-ie zdążył. O rowerze zostawionym pod płotem zapomniał.

Ten rower, do którego nie przyznawał się nikt z rodziny zabitej Janiny U., od początku był ważnym tropem. Milicja dokładnie go obejrzała, technicy „zabezpieczyli” odciski palców, a kiedy znalazł się właściciel oświadczając, że mu ten rower skradziono 11 listopada spod bloku, stało się jasne, że obce odciski mogą należeć do zabójcy.

Pod takim zarzutem, po 25 latach, w grudniu 2009 roku Zbigniew N. — wtedy lat 47 — stanął przed Sądem Okręgowym w Olsztynie. Rok w areszcie wystarczył, że choć zaraz po zatrzymaniu się przyznawał, w obliczu Temidy zmienił front. Zaczął opowiadać, że nie miał wyjścia, że to milicja wymusiła na nim zeznania, bo on rzeczywiście był feralnej nocy w mieszkaniu Janiny U. Ale nie sam, lecz z kolegą Adamem, którego nazwiska nie znał. I to oczywiście nie on, ale Adam zabił kobietę, on jedynie stał w przedsionku.

Opowiadał, że tego Adama potem jeszcze chyba tylko raz spotkał, a ostatecznie dowiedział się, że kolega w 2003 roku zginął w wypadku samochodowym... w Hiszpanii. Opowiadając sądowi nową wersję wydarzeń, Zbigniew N. prosił nawet, żeby go przepadano wariografem. Także w ostatnim słowie zapewniał, że jest niewinny. Przez skórę czuł jednak, że nikt mu nie wierzy, chyba też zostało mu trochę ludzkich uczuć, bo jednak przeprosił obecnego na sali syna Janiny U. i ostatecznie poprosił... o łagodny wymiar kary.

Prokurator żądał dla niego 25 lat pozbawienia wolności. Sąd skazał go na lat 15. Wyrok zapadł 19 stycznia 2010 roku.

Stanisław Brzozowski

Komentarze (24) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zbych #2276267 | 83.31.*.* 30 cze 2017 20:41

    zdjęcie jest ilustracją do tekstu? przecież to polna droga z Bartążka do Kielar.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Sędzia #2276269 | 37.47.*.* 30 cze 2017 20:45

    Za jaja i na latarnię!!!!

    odpowiedz na ten komentarz

  3. docho #2276277 | 83.9.*.* 30 cze 2017 20:59

    No to juz wyszedł za dobre sprawowanie na zwolnienie warunkowe.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. cde #2276280 | 178.235.*.* 30 cze 2017 21:02

      Pamiętam. Jechałem z kierowcą serwisować sprzęt a tu kontrola drogowa, milicjanci z peemami i pogłoski, że uciekinier z więzienia zamordował kobietę.

      odpowiedz na ten komentarz

    2. zorz #2276284 | 88.156.*.* 30 cze 2017 21:07

      "We więzieniu siedział"...

      Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      Pokaż wszystkie komentarze (24)