Zdarzają się gorsze momenty, trzeba mieć dużo siły, żeby to przetrwać. Grzegorz Skawiński o karierze [wywiad]

2017-06-14 20:01:00(ost. akt: 2017-06-14 10:02:57)

Autor zdjęcia: archiwum zespołu

Gdy wchodzi do sklepu z gitarami, jest jak małe dziecko. Chciałby je wszystkie. W innych sytuacjach też nie czuje się dorosły. Bo wiek to stan umysłu, a nie metryka. Z Grzegorzem Skawińskim rozmawia Ada Romanowska.
— Schudłeś trzydzieści kilogramów.
— Z tą wagą to u mnie różnie bywa, czasem jak to waga — waha się. Myślę, że poza kwestiami estetycznymi ważne są kwestie zdrowotne i to głównie mnie zmusza do specjalnych diet. Muszę powiedzieć też, że gdy jestem w trasie, czasami strasznie trudno jest utrzymywać stałość i zasady. Ale dla zdrowia zawsze polecam zrównoważoną dietę, trochę ruchu i sportu.



— Grzegorz Skawiński bez okularów przeciwsłonecznych to jak Charlie Chaplin bez melonika. Dlaczego cały czas masz je na nosie?
— Tak naprawdę nie ma w tym żadnego podtekstu czy tajemnicy. To kwestia image. Choć wiele osób chciałoby pewnie zobaczyć mnie bez. W sieci jest dużo moich zdjęć bez okularów. Zawsze więc można poszukać sobie, jeśli to kogoś jakoś specjalnie interesuje. W sytuacjach publicznych zakładam ciemne okulary, we wszystkich innych nie. Do toalety na przykład chodzę bez okularów.



— A może potrzebne ci są różowe okulary?
— Dziękuję! Wcale mi nie są potrzebne! Z natury jestem optymistą. Ciągle i uparcie wierzę w ludzi, choć z pewnością trudno mnie nazwać osobą naiwną.

— Czujesz się „królem życia”?
— A skąd! Jestem Grzegorzem Skawińskim i nikim innym. Ta praca i pasja to nie jest droga usłana różami. Zdarzają się i gorsze momenty w tak zwanej karierze i trzeba mieć dużo siły, żeby to przetrwać. Ale ta sinusoida jest wpisana w życie każdego z nas. Tu nie ma wyjątków. Trzeba umieć poradzić sobie z sukcesem i z porażką. Dla wielu ludzi sukces jest siłą niszczącą, sporo osób z mojej branży sobie z nim nie poradziło.

— Twoje kawałki nucą trzy pokolenia.
— Bo działam w branży muzycznej już ponad czterdzieści lat. Siłą rzeczy ze swoją muzyką udało nam się trafić do kilku pokoleń. To jest niesamowite, jak się widzi na naszych koncertach ludzi w różnym wieku, od dzieci do osób w moim wieku i starszych. Cieszy mnie to, jak wspaniale reagują na nasze piosenki, a przecież dla każdego pokolenia co innego znaczą. 


— Grasz na juwenaliach, choćby olsztyńskiej Kortowiadzie, więc dla polskiej młodzieży. To trudna młodzież?
— Mamy wspaniałą młodzież, a przynajmniej większość to ludzie inteligentni i wrażliwi. Nie różnimy się niczym od krajów wysoko rozwiniętych. Myślę, że młodość to też stan umysłu, a niekoniecznie metryka. Ja czuję się wiecznie młody!



— Kiedyś słyszałam: młody, to i głupi…
— Moja młodość w pewnym sensie się nie skończyła, bo to stan umysłu. Nie chciałbym „dorosnąć” i mentalnie się zestarzeć. Robiłem i robię różne głupoty, choć pewnie dziś jestem bardziej odpowiedzialny i rozważny. Wiele z tych rzeczy, które robiłem, nie nadaje się do publikacji.

— W szaleństwie jest metoda.
— No tak… Zdradzę ci, że kąpałem się w jednym z mazurskich jezior nago podczas burzy. To nie było rozsądne. Pioruny waliły dookoła, a ja siedziałem w wodzie. Ale przeżyłem!

— To pewnie niejedyne wspomnienie z jezior…
— Pochodzę z Mławy, Olsztyn znam dość dobrze. Warmię i Mazury też. Często jeszcze z rodzicami jako dzieciak jeździłem nad jeziora i wspominam to z nostalgią. Potem już w czasach licealnych były wypady pod namiot, podróże autostopem. Była magia i ten nieskrępowany niczym sposób bycia. Wiele z tych chwil zostanie w mojej pamięci i w sercu.

— Masz jakieś swoje ulubione miejsce?
— Jest wiele pięknych miejsc, z którymi łączą mnie wspomnienia. Na przykład Kurki w okolicach Nidzicy. Ale więcej nie powiem.

— W milczeniu też jest metoda… Dziś zmądrzałeś?
— Cały czas jestem trochę jak dziecko. Nigdy nie mam dość kupowania kolejnych gitar, wzmacniaczy czy efektów gitarowych. To jest jak nałóg! Niestety, silniejszy ode mnie, bo cały czas kupuję — nieważne, że mam już wystarczająco dużo. W sklepie muzycznym czuję się właśnie jak dziecko w sklepie z zabawkami. Chciałbym mieć wszystkie! (śmiech)

— Wasz najnowszy album nosi tytuł „Wszystko jest jak pierwszy raz”. Czego jeszcze nie próbowałeś?
— Skoku ze spadochronem, ale nie wiem, czy się odważę. Chyba jednak mogę sobie wyobrazić swoje życie bez tego. 


— Ale bez Waldka Tkaczyk już pewnie nie. Czterdzieści lat razem… Nadal jesteście kumplami czy może jesteście już jak bracia?
— Łączy nas przyjaźń muzyczna i osobista, inaczej by się nie dało tego utrzymać. 


— Nie wierzę, że cały czas mówicie sobie „słodkiego, miłego życia”.
— Mamy swoje „ciche dni”, góry i doliny… Zresztą poza trasą raczej odpoczywamy od siebie. Ale urodziny, imieniny, święta czasami spędzamy wspólnie.



— Masz za sobą wiele rozstań: ze Sławkiem Łosowskim, z Agnieszką Chylińską czy Jankiem Plutą, waszym perkusistą, który w 2013 przegrał walkę z ciężką chorobą. Czy każde rozstanie boli tak samo?
— Myślałem kiedyś, że można było niektóre sytuacje uratować. Oczywiście poza tymi nieuniknionymi... Ale w wielu wypadkach było to myślenie życzeniowe, niektórych układów nie da się utrzymywać za wszelką cenę, nawet gdyby nasi fani bardzo tego chcieli... W zespołach zazwyczaj mamy do czynienia z indywidualnościami i bardzo silnymi osobowościami. Nie da się pogodzić wody z ogniem. Dlatego czasami rozstania są bardzo emocjonalne i bolesne.
Niestety w show biznesie wiele z tych spraw jest rozstrzyganych na forum publicznym, na portalach społecznościowych czy w kolorowej prasie. Zasadniczo staram się tego unikać i nie wdaję się w publiczne pranie brudów, brzydzę się tym. Z emanacji złą energią jeszcze nic dobrego nie urodziło się.

— Kiedyś grałeś w zespole Akcenty… Nazwa kojarzy mi się z dzisiejszym Akcentem. W czym według ciebie tkwi fenomen disco polo?
— Zespół Akcenty był grupą eksperymentalną grającą muzykę instrumentalną z pogranicza fusion i free jazzu, więc skojarzenie zupełnie nietrafione. Poza nazwą. Ale o gustach się nie dyskutuje. Nie zawracam sobie głowy dociekaniem przyczyn tego fenomenu. Zajmuję się swoją muzyką i tak jest dobrze. Niech każdy robi to, co lubi czy potrafi.



— Gdyby padła propozycja od gwiazdy disco polo na duet. Przystałbyś?
— Niekoniecznie... Choć zdaję sobie sprawę z popularności tego gatunku i generalnie nie mam nic przeciwko temu, że to komuś się podoba. Ale dla siebie nie znajduję tam nic ciekawego muzycznie i tekstowo.


Komentarze (12) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Benek #2266048 | 80.62.*.* 14 cze 2017 20:16

    Dobry kumpel pierdonia i jego męża

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

  2. observer #2266076 | 88.156.*.* 14 cze 2017 20:59

    Grzesiula, a kiedy TY zdobędziesz się na odwagę?

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. trol warmiński #2266084 | 83.6.*.* 14 cze 2017 21:11

      Może by tak kiedyś zagrać z Łosowskim ? To by się podobało ....

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

    2. OMG #2266087 | 86.62.*.* 14 cze 2017 21:15

      Za czasów ONA mówił, że granie w Kombi to był obciach, ONA jak się rozsypało powołał Kombii i już nie obciach bo kasa jest

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

    3. strasznie #2266119 | 89.228.*.* 14 cze 2017 22:06

      nie lubiłem kombi , nie mogłem na nich patrzeć

      Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (12)