Kryminalny PRL: Swoje ofiary gwałcił nawet po ich śmierci. Wampir z Baranowa w tym roku skończył 60 lat

2017-06-14 18:00:59(ost. akt: 2017-06-14 09:31:14)
Zdjęcie jest ilustracją do treści!

Zdjęcie jest ilustracją do treści!

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

To był najohydniejszy przykład dewiacji: gwałty, okaleczenia, nekrofilia. Ofiarami Wiesława C. były młode kobiety z Baranowa w pow. mrągowskim. Ale w więzieniu zbrodniarz wydobył się z moralnego bagna. Po 25 latach wyszedł na wolność.
Wiesław C. (rocznik 1957) ożenił się zaraz po zawodówce w wieku 18 lat. Ale żona – zaraz w ciąży — mu nie wystarczała. A gdy sobie popił, robił się agresywny i tracił wszelkie hamulce. Podobno próbował wszystkiego... także ze zwierzętami. Powoli stawał się seksualnym maniakiem, całkowicie uległ swoim popędom.

Pierwszego zabójstwa dopuścił się mając lat 19. Jego ofiarą, w listopadzie 1976 roku, była młodsza o parę miesięcy Alina L. Zaskoczył ją na leśnej dróżce, niedaleko Baranowa, gdzie oboje mieszkali. Robiło się już ciemno. Napastnik złapał dziewczynę za rękę, zaczął zagadywać, cel był brutalnie niedwuznaczny. Ta najpierw się broniła, potem się niby zgodziła, zaczęła nawet rozbierać, ale ostatecznie rzuciła do ucieczki.

Wiesław C. pogonił za nią, dopadł i w trakcie gwałtu udusił. Zorientował się, że dziewczyna nie żyje, ale długo jeszcze pieścił jej ciało.

Potem poszedł po rower, na ramie przewiózł zwłoki bliżej wioski, bo ponoć „chciał je mieć tylko dla siebie”. Nie dość na tym, zabranym z domu kuchennym nożem odciął ofierze pierś!!! Dopiero widok rany po tej zboczonej mastektomii i przykry zapach zakończyły okropieństwa. Dopiero wtedy zakopał ciało. Grób odnaleziono po dwóch miesiącach — sprawca pozostawał nieznany.

Tymczasem Wiesław C. zamordował kolejną osobę. Była to uczennica, która zabrał „na stopa” jadąc swoim służbowym żukiem. Podczas jazdy znienacka skręcił w leśną dróżkę. Wyciągnął przestraszoną dziewczynę, przewrócił i zaczął z niej zdzierać ubranie.

Broniła się, udało się jej nawet walnąć gwałciciela w łeb jakimś kamieniem. Ten jednak złapał ją za szyję i udusił. Dłuższą chwilę napawał się swoim „zwycięstwem”, popijał oranżadę, zabawiał martwym, całkowicie zdanym na jego chore pomysły ciałem dziewczyny.

Na drugi dzień wrócił na miejsce zbrodni z łopatą, przed zakopaniem ciała okrutnie bezczeszcząc jeszcze zwłoki.
Jego budząca grozę erotomania zaczynała nabierać znamion szatańskiego rytuału. Na okolicę padł blady strach, milicja bezskutecznie szukała sprawcy.
„Wampira z Baranowa” to jednak nie powstrzymało. Trzecią dziewczyną, też nastolatkę, zagadał w autobusie do Mrągowa. Jakimś sposobem zwabił ją do kotłowni zakładu, w którym wówczas pracował.

Tam ją zamordował, gwałcąc także wówczas, kiedy już nie żyła. Zachowywał się jak ktoś opętany tylko jedną myślą. Choć może nie do końca — po wszystkim nie zapominał okradać swoich ofiar. Nędzne łańcuszki im zabrane... dawał w prezencie żonie.
Ostatnią ofiarą zboczeńca, jesienią 1978, roku była Bogusława Ch. Dziewczyna pociągiem wracała wieczorem ze szkoły. Razem wysiedli w Baranowie. Zaczepił ją kiedy ze stacji szli w kierunku wsi. „No co, ulżyło ci!”, miała powiedzieć, kiedy zgwałcił ją po krótkiej szarpaninie.
Wiesław C. opowiadał potem psychiatrom, że tak właśnie mówiła do niego żona, kiedy – odganiany na wszystkie sposoby – domagał się swego.

Dla uczennicy z Baranowa te słowa oznaczały śmierć. Gwałciciel rozjuszony rzucił się na nią i udusił. W ciągu kolejnych godzin parę razy wracał do zwłok, bardzo ryzykując, bo to było blisko jej domu. Ostatecznie zakopał ciało pod płotem.
Na wiadomość o zaginięciu Bogusławy Ch. cała wioska zaczęła szukać nastolatki. Wiesław C. robił to razem z innymi, był nawet w domu dziewczyny, którą dopiero co zgwałcił i udusił.

Bliscy szukali Bogusi w Mrągowie, w Mikołajkach, powiadomili milicję. Znaleźli się jednak świadkowie, którzy zapewniali, że dziewczyna na pewno wysiadła w Baranowie.
Krąg się zacieśniał. Podobno na drodze ze stacji do wsi ktoś znalazł dokumenty należące do Wiesława C. Zabójca, który wcześniej w robocie w rozmowach z kolegami nabijał się z milicji, teraz sam zgłosił się na komendę.

Sytuacja go przerosła. Płakał, histeryzował, przyznał się do zabójstwa. Tego, i trzech wcześniejszych. Brał udział w wizjach lokalnych, wskazał miejsca, gdzie zakopał zwłoki... A potem na całe lata stał się obiektem zainteresowania psychiatrów i seksuologów.

Badały go aż trzy zespoły biegłych, wyciągając z niego nawet najbardziej drastyczne szczegóły. Mord z lubieżności, sadyzm seksualny, nekrofilia, zoofilia, ale także pedofilia, kompleks odstawienia od piersi itd.

To jednak właśnie lekarze uratowali Wiesława C. od stryczka. Uznali ostatecznie, że dopuszczając się seksualnych napaści, nie panował nad swoimi popędami i miał „w znacznym stopniu ograniczoną możliwość rozpoznania znaczenia swoich czynów”.
Sąd Okręgowy w Suwałkach, który sprawą zajmował się pięć lat, skazał Wiesława C. na 25 lat więzienia.

Od twierdzenia, którego trzymał się na początku. „To była nienawiść do kobiet, w każdej kobiecie widziałem żonę, a jej nienawidziłem” i myślenia: „Gdybym to ją zabił, nie byłoby tego. Odsiedziałbym osiem lat i już dawno był wyszedł”, Wiesław C. odbył długą drogę do przyznania, że „Lepiej byłoby, gdybym raczej siebie zabił”.

Miał szczęście, bo w Zakładzie Karnym w Iławie, gdzie odsiadywał karę, trafił na kapelana, który wstawił się za nim i przyjął do grupy duszpasterstwa. Zboczeńcy i gwałciciele w więzieniu są tępieni, traktowani gorzej niż śmieci. Przecież nawet najgorsi zbrodniarze mają siostry i wytatuowaną na piersi dewizę, że „pamiętają serce matki”.

Wiesław C. dostał jednak swoją szansę. Widomym znakiem cudu nawrócenia i resocjalizacji są witraże jego autorstwa w kaplicy iławskiego więzienia.

W grudniu 2003 roku, odsiedziawszy od deski do deski swoją karę, Wiesław C. wyszedł na wolność, chociaż jeszcze siedząc w więzieniu był badany i psychiatrzy nie ręczyli, czy nie wróci do swych manii.
Szczęśliwie nie wrócił. Pojechał do Ostrołęki, skąd pochodził i gdzie mieszkali jeszcze jego rodzice, ale nie wytrzymał tam długo.

Strach przed „wampirem z Baranowa” był wielki, TVN zrobiło w mieście jeden z odcinków programu „Uwaga”. Tropiony przez wszystkich Wiesław C. przeniósł się gdzieś pod Kętrzyn czy Węgorzewo do kobiety, którą poznał w czasie przepustek z więzienia.

Żona wzięła z nim rozwód jeszcze w trakcie trwania procesu, do dzieci (teraz już dorosłych synów) miał sądowy zakaz zbliżania się. W tym roku skończył 60 lat.

Stanisław Brzozowski

Komentarze (34) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ktoś #2287658 | 37.47.*.* 16 lip 2017 15:57

    ... podobno zaginięć młodych kobiet w tamtym czasie było dużo więcej ( m.in. z samego Mrągowa) ... do 4 morderstw się przyznał ... reszty mu nie udowodniono ...

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  2. Łza ofiary #2267174 | 37.47.*.* 16 cze 2017 16:28

    Nie ucieknie, nie schowa się, nie będzie szybszy od kuli. Szukam go......... Przysięgam że przeczytacie o jego śmierci. Wiesława Ciszewski...... Ty wiesz kim jestem.......

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (4)

    1. karrrr #2266810 | 83.31.*.* 16 cze 2017 03:33

      A kto zapewni że ten porąbaniec znowu kogoś nie zabije. Masakra zabił cztery kobiety !! cztery!! przecież on powinien gnić w więzieniu, a nie lekarze itp. wyszukują tu teorii jego chorego postepowania. czy powinno nam się zrobić przykro czytając o tym mordercy?! o nie! raczej niedobrze..

      Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

    2. olo #2266692 | 176.221.*.* 15 cze 2017 20:43

      Dlaczego czapę zamieniano na 25 a nie dożywocie?

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    3. GieTek #2266527 | 94.254.*.* 15 cze 2017 17:04

      To niech mu redaktor zloży jeszcze życzenia urodzinowe.

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (34)