Dlaczego jazda kleszcza na myszy źle się dla nas kończy?

2017-06-06 21:00:31(ost. akt: 2017-06-06 16:49:17)

Autor zdjęcia: Pixabay

Co roku wiosną powraca temat nieznośnych... kleszczy. Naukowcy odkryli, że da się przewidzieć czy w danym roku będzie ich więcej lub mniej. A wszystko zależy od... żołędzia. Nasi rozmówcy o kleszczach wiedź wszystko! Z naukowcami: Michałem Bogdziewiczem i Joanną Zajkowską rozmawia Adam Nowiński.
— Panie doktorze, co ma żołądź do kleszcza?
Doktor Michał Bogdziewicz z Zakładu Zoologii Systematycznej na Wydziale Biologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu: — Ma i to sporo. Najpierw warto zaznaczyć, że wielkość opadu żołędzi drastycznie zmienia się pomiędzy latami. W uproszczeniu można powiedzieć, że dęby produkują nasiona raz na kilka lat. Jednak jak już, to robią to z przytupem. Taki impuls zasobów powoduje dość duże zamieszanie w lesie. Jednym z efektów jest właśnie silne zwiększanie się liczebności populacji myszy. Dzięki nieograniczonemu dostępowi do pokarmu świetnie sobie radzą, silnie się rozmnażają i rok po wysypie żołędzi w lesie jest kilkakrotnie więcej gryzoni. Kilka lat temu w Bieszczadach po roku nasiennym gryzonie dosłownie biegały nam po stopach w czasie wędrówek.
— No dobrze, ale co mają wspólnego myszy z wysypem kleszczy?
— Już tłumaczę. Wysyp myszy wpływa na populację kleszczy w taki sam sposób jak nasiona na myszy. Gryzonie są świetnym gospodarzem, którego łatwo w takim czasie odnaleźć. Dlatego rok po wspomnianym wysypie myszy (a dwa lata po wysypie żołędzi) możemy się spodziewać większej liczebności kleszczy. Warto też zaznaczyć, że myszy są rezerwuarem boreliozy. Oznacza to, że są „skuteczne” w przekazywaniu bakterii kleszczom. Mamy więc nie tylko dużo kleszczy, ale też dużo zainfekowanych kleszczy.
— Czyli kleszcze nie rodzą się zainfekowane?
— Tak, w znakomitej większości przypadków samica składa jaja i nie przekazuje krętka potomstwu. Kleszcze nabywają bakterię później, w czasie posiłków na kręgowcach, np. gryzoniach czy kopytnych. Dlatego zmiany w liczebności gryzoni mają tak silny wpływ na ryzyko zachorowania na boreliozę. W latach, gdy gryzoni jest dużo, jest większa szansa, że kleszczowy posiłek odbędzie się na myszy — jest ją po prostu łatwiej znaleźć. Posiłek na myszy częściej kończy się przekazaniem bakterii niż w przypadku innych zwierząt.
— Czyli pana praca naukowa polega właśnie na wykazaniu związku pomiędzy ilością żołędzi w lasach a liczbą kleszczy?
— Oparłem się między innymi na pracach Richarda Ostfedla z USA. Tam takie badania uczeni prowadzili od lat osiemdziesiątych. Gdy pierwszy raz przeczytałem te prace, bardzo chciałem się dowiedzieć czy takie zależności wykazano też dla naszego rejonu świata. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że do tej pory nigdzie tego nie sprawdzano! Wraz z dr. Jakubem Szymkowiakiem (UAM) postanowiliśmy to sprawdzić na już dostępnych danych. Wysłaliśmy prośby do różnych instytucji, m. in. Lasów Państwowych czy Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, z prośbą o udostępnienie odpowiednich danych. Następnie użyliśmy kilka prostych metod statystycznych by sprawdzić, czy liczba zgłoszeń boreliozy w Polsce zmienia się w zależności od wielkości zbioru żołędzi. Wyniki pokazały, że w Polsce częściej diagnozuje się boreliozę dwa lata po roku nasiennym dębów. Sprawdzaliśmy też, czy podobne trendy można zauważyć w Google. Tutaj założenie było takie, że im więcej osób „łapie” kleszcza, tym większa będzie liczba zapytań w wyszukiwarkach z użyciem słowa „kleszcz” i „borelioza”. Ta analiza dała takie same wyniki — dwa lata po dużym opadzie żołędzi, Polacy częściej szukają w Google informacji o kleszczach. Natomiast liczba tych wyszukiwań jest pozytywnie skorelowana z liczbą odnotowanych przypadków boreliozy w danym roku.
— Jakie są prognozy na ten rok? Czy dwa lata wcześniej było więcej żołędzi niż zwykle?
— W 2015 roku nie było spektakularnego opadu żołędzi, więc wysoka liczba przypadków, o których słyszy się w tym roku w mediach nie jest raczej związana ze zjawiskiem, o którym rozmawiamy. Trzeba pamiętać, że na to co się dzieje, wpływa cały szereg czynników, min. pogoda.
— Pogoda?
— Tak, dość ciepła zimna, którą mamy za sobą może spowodować, że sezon 2017 będzie obarczony dużym ryzykiem. Natomiast myślę, że gdybyśmy mieli w 2015 roku dużo żołędzi i do tego jeszcze słabe zimy to ryzyko byłoby jeszcze wyższe. Aktualnie rozpoczynamy badania tego typu zależności. Chcemy się dowiedzieć w jaki sposób na liczbę przypadków boreliozy w Polsce wpływa zmienność w opadzie nasion drzew z uwzględnieniem zmienności pogodowej. Które czynniki są najważniejsze? Jakie pomiary pozwolą na najlepsze prognozy? W jaki sposób ocieplenie klimatu wpłynie na boreliozę w Polsce? Mam nadzieje, że do końca roku poznamy odpowiedzi.
— Jak pan prognozuje? Czy za rok będziemy mieli wysyp kleszczy?
— Raczej tak, bo w 2016 roku było sporo żołędzi i myślę, że spowoduje to zwiększone ryzyko w 2018.

— Ostatnio w mediach pojawiły się informacje o kleszczu zwanym obrzeżkiem gołębim...
Prof. dr hab.n.med. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku:
— To szczególny rodzaj kleszczy, tzw miękkich, żerujących na gołębiach. Może znajdować się w pobliżu dachów, na starych strychach i gdy nie ma ptaków, może atakować człowieka. Nie wiemy o przenoszeniu przez ten rodzaj kleszczy chorób, ale samo pokłucie ma działanie silnie alergizujące.
— Skoro ten gatunek atakuje przede wszystkim gołębie, skąd więc jego zainteresowanie człowiekiem?
— Może nie człowiekiem jako gatunkiem ludzkim, ale możliwością pobrania krwi, która umożliwia przeżycie. One atakują przy braku innych żywicieli. Jak się nie ma co się lubi… (śmiech)
— No tak, a jak z nimi walczyć?
— Prosto: sprzątać strychy, usuwać stare ptasie gniazda czy to ze strychów, czy te znajdujące się w pobliżu okien.
— Jakiego jeszcze gatunku występującego w Polsce możemy się obawiać?
— Człowiek powinien się obawiać Ixodes ricinus, to ten najpopularniejszy i rzadziej atakujący człowieka. Najczęściej jego ofiarą padają jednak panie, szczególnie z długimi włosami. Ten gatunek bezbłędnie kieruje się w kierunku owłosionej głowy. Teraz jeszcze dominuje Dermacentor retikulatus. Jest większy i rozpoczyna żerowanie wcześniej, pierwszy budzi się po zimowej pauzie.
— Gdzie najczęściej możemy być narażeni na atak kleszcza?
JZ: Tam gdzie znajdują się zwierzęta i ptaki. Kleszcz nie jest wybredny, żeruje na około 200 gatunkach i bezbłędnie czatuje wzdłuż miejsc ich przemieszczania się: wzdłuż ścieżek, na skraju lasu, gdyż tam ma największą szanse spotkać swego żywiciela i pozwolić mu się „zgarnąć”.
— Na jakiej wysokości najczęściej przebywają i atakują?
— Do 1,5 metra, najczęściej tam gdzie mogą się wspiąć po źdźbłach trawy i gałązkach lub tam gdzie pozostawi je poprzedni żywiciel. Młode formy przebywają częściej do wysokości traw, starsze — krzewów, ale nie wyżej niż przebiegające największe zwierzęta.
— Skąd kleszcz wie, że się zbliżamy?
— Kleszcze uzbrojone są w narządy zmysłu umieszczone na przednich odnóżach, tzw. narząd Hallera. Czatując na źdźbłach trawy ustawiają te odnóża do góry tak, żeby wyczuć drgania, ciepło, dwutlenek węgla i to, czym pachnie zbliżający się ciepły kształt, który może dać posiłek niezbędny do przetrwania.
— Które miejsce do ataku na nasze ciało upodobały sobie kleszcze?
— Kleszcz atakuje trochę inaczej niż komar. Pozwala się zgarnąć przechodzącemu zwierzęciu czy człowiekowi i zaczyna wędrować: po sierści, ubraniu tak, żeby znaleźć miejsce, gdzie skóra jest cienka i wilgotna, z płytko położonymi naczyniami. U człowieka jest to na granicy włosów na karku lub okolice pachy, pachwiny, brzucha lub na fałdach skórnych.
— Czy są miejsca względnie bezpieczne w które możemy zabrać na spacer w plenerze naszego psa?
— Najlepiej tam, gdzie tren zielony jest poprzecinany licznymi ścieżkami, bardziej rozfragmentowany, gdzie trudniej przemieszczać się zwierzętom, a tym samym mniej będzie kleszczy.
— Czy kleszcz, zgodnie z obiegową wiedzą, może przeskoczyć ze zwierzęcia na człowieka?
— Z tym skakaniem to on ma kłopoty, raczej sobie drepcze (śmiech). Jeśli nie udało mu się wkłuć w skórę domowego pupila, to głaszcząc czy siedząc w pobliżu zwierzaka możemy zachęcić go do siebie i wtedy wybierze nas.
— Czy istnieją jakieś środki chemiczne, które skutecznie mogą nas ochronić przed jego atakiem?
— Środki kleszczobójcze stosowane są u zwierząt. Człowiek może wykorzystać tzw. repelenty, czyli substancje, które ogłuszają zmysły kleszcza i stajemy się dla niego nieapetyczni.
— A jeśli już zasmakuje w nas? Jeśli już się wkłuje? Próbować walczyć z nim samemu, czy oddać się w ręce lekarza?
— Można sobie dać radę samemu, chyba że jest to miejsce dla nas trudnodostępne, wtedy potrzebna jest pomoc innej osoby.
— A jeśli wybierzemy opcję samodzielnego usunięcia kleszcza, to jak się do tego zabrać?
— Po pierwsze zdezynfekować skórę. Jest na niej dużo bakterii, poza tym kleszcze też nie są jałowe. Kleszcz wkłuwa tylko część aparatu gębowego służącego do pobierania krwi. Wbrew obiegowym opiniom, nie wkłuwa głowy zrośniętej z tułowiem ani odnóży. Wyciąga się go prostym ruchem bez obracania, można wykorzystać pęsetę. Tak, żeby nie zmiażdżyć kleszcza naciętą kartę płatniczą albo zrobić pętelkę z nici i wyciągnąć go do góry. Na koniec należy wszystko zdezynfekować. Można też użyć specjalnego sprzętu do wyciągania kleszczy oferowanego w aptekach.
— Niektórzy uważają, że należy go „utopić” w alkoholu, czy to prawda?
— O nie! Nie można go topić ani smarować niczym, ponieważ jeśli utrudnimy mu oddychanie i podrażnimy go, kleszcz może zwrócić do wytworzonej ranki nadmiar pobranych płynów wraz z patogenami, które się w nim znajdują.
— Niektórzy uważają, że kwestia kleszczy staje się bardziej problemem psychologicznym...
— Zmiany środowiskowe otaczające nas sprzyjają atakom kleszczy i, niestety, jest obiektywnie więcej zachorowań na choroby odkleszczowe. Ale wiemy też, jak je rozpoznawać i radzić sobie z nimi. Borelioza, wbrew powszechnym opiniom, wdzięcznie się leczy antybiotykami, a przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu powstała bardzo dobra szczepionka, dzięki której regularnie szczepieni leśnicy przestali chorować.

Adam Nowiński
a.nowiński@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (11) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ja #2261434 | 7 cze 2017 09:00

    moim zdaniem większy wpływ na ilość kleszczy na zakaz wypalania traw dawniej podczas takiego wypalania dużo kleszczy ginęło

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Anka #2261459 | 82.139.*.* 7 cze 2017 09:37

      A co ma żołądź do żołędzia.Panie redaktorze A.Nowiński-żołądź to chyba nie żołędź!!!!!!

      Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. www #2261377 | 83.9.*.* 7 cze 2017 08:01

        Wygląda na to, że pan doktor przeprowadził badania nie odchodząc od komputera. Ciekawe, kiedy ostatnio był w lesie ?

        Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

      2. Żołądź #2261303 | 37.47.*.* 6 cze 2017 22:45

        ??????

        Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. Rafał #2261414 | 151.248.*.* 7 cze 2017 08:41

          W takim razie wytnijmy wszystkie dęby :D

          Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

        Pokaż wszystkie komentarze (11)