Twierdzi, że żyje bez jedzenia i picia. Żywi się... energią światła

2017-05-21 13:10:37(ost. akt: 2017-05-21 12:13:55)

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Wszystko zaczęło się od fascynacji joginami. Po latach nie wierzy już jednak wszystkim. Została wielka miłość do Indii oraz niejedzenie i niepicie. I choć nie ma na to naukowych dowodów, twierdzi, że żyje w takim stanie od czterech lat. Z Mariuszem Piotrowskim, breatharianinem, rozmawia Agnieszka Porowska
— Mówi pan o sobie: breatharianin. Brzmi to dość tajemniczo... Co to właściwie znaczy?
— Breatharianizm to stan niejedzenia oraz niepicia określany również terminem inedia. U mnie trwa on już od czerwca 2013 roku. Choć muszę przyznać, że nie była to moja pierwsza próba. Trzy razy już się do tego zabierałem. Wytrzymywałem kilka tygodni. Teraz, po czterech latach w tym stanie mam prawo sądzić, że tym razem mi się uda.

— Stan niejedzenia i niepicia?! Każde dziecko przecież wie, że żeby żyć trzeba jeść i pić... Ludzie, zwierzęta, rośliny... Wszystko, co żyje potrzebuje wody. Wie pan co na ten temat mówi medycyna?
— Tak, istota ludzka bez wody może obejść się maksymalnie siedem dni, bez jedzenia około miesiąca, oczywiście pod warunkiem, że będzie miała dostęp do wody. Są to wartości względne, wszystko zależy od organizmu i jego osobistych cech i predyspozycji.
Generalnie organizm zdrowy i młody w czasie odcięcia mu źródeł pokarmu i wody, wytrzyma dłużej niż ktoś w podeszłym wieku. Mnie to jednak nie dotyczy.

— Jak to rozumieć? Jest pan wyjątkiem?
— Mnie samemu ciężko to wytłumaczyć. Wiem również, że nie jest to droga dla każdego. To dzieje się na poziomie podświadomości. To wszystko, ta przemiana musi się wydarzyć w środku, gdzieś na poziomie komórkowym. Trzeba mieć niezwykłe zaufanie do swojej duszy i swojego ciała. Do przejścia na inedię, niezbędna jest rozwinięta świadomość, że jest się istotą także niefizyczną.
Nie można nauczyć kogoś bycia breatharianinem. To się po prostu czuje, to niczym niewytłumaczalne przeświadczenie i przekonanie, że dam radę. Nigdy nie ma pewności, że ktoś się na dłużej w tym stanie osadzi. Jest wielu, którzy próbowali i albo zagłodzili się na śmierć, albo w stanie skrajnego wyczerpania lądowali w szpitalu.

— Rozczarował mnie pan... Czyli nie da się poprzez breatharianizm zwalczyć problemu głodu na świecie?
— Jak powiedziałem jest to "proces nienauczalny". Tak zwany przeciętny człowiek korzysta tylko z pewnej, niewielkiej części swego mózgu. Być może mam to szczęście, że mój mózg działa trochę inaczej niż mózg 90 proc. populacji ludzkiej.
Poza tym może to rozwija się tylko wtedy, gdy psychika wie, że w każdej chwili jesteśmy w stanie sięgnąć po coś do jedzenia, że zawsze jest ta możliwość.
Myślę, że kwestia wyboru, a nie przymusu jest tu sprawą kluczową. Nigdy bym się nie podjął uczenia kogoś tego, jak na stałe odstawić jedzenie... Co innego jednak kilkudniowe głodówki. Do tego namawiam prawie każdego.

— Dlaczego? Co nam taka głodówka może dać?
— Po pierwsze chodzi o detoksykacje organizmu. Wraz z posiłkami spożywamy wiele złego. Warto czasem się odtruć. Ta lekkość, żar i ogień, który czuje się, gdy odstawimy jedzenie jest nieporównywalna z niczym innym. Poza tym chodzi o zrozumienie istoty tego, jak ważne są rzeczy proste i oczywiste, na które na co dzień nie zwracamy uwagi. Chodzi o nabranie pewnej świadomości czym jest dla nas jedzenie.
Pamiętam, kiedy po jednej z moich głodówek spróbowałem soku grejfrutowego... To była poezja! Ale to była poezja, bez której akurat jestem w stanie się obyć. Ważne jest, żeby gdy już spożywamy pokarmy robić to w sposób świadomy, by w jakiś sposób zespolić się w ten sposób z naturą. I nie nadużywać ofiarowanych przez nią dóbr.
Głodówka świetnie wpływa też na odbudowanie układu odpornościowego. Ja na swoje zdrowie nie narzekam. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio miałem katar.

— Jak się przygotować do takiej kilkudniowej głodówki?
— Jak to ze wszystkim, nie można zrobić tego nagle. Jak coś za szybko pójdzie, to i się za szybko skończy. Uważnie obserwuj siebie, zanurz się w sobie. Zdaj sobie sprawę, że większość twoich nawyków żywieniowych, większość twoich wyborów — jeśli chodzi o jedzenie — to sprawa emocji, a nie prawdziwa potrzeba organizmu. Ludzie uwielbiają zajadać stresy i robić zapasy. Mają fioła na punkcie gromadzenia.
Ja namawiałbym do pewnego rodzaju minimalizmu. Tak naprawdę nawet te 2000 kalorii, o których mówi się, że powinniśmy codziennie spożywać jest liczbą mocno zawyżoną. Stopniowo ograniczaj pokarmy od 5 do 10 proc. dziennie w stosunku do tego ile jadłeś wcześniej.
Kolejnym krokiem jest zamiana pokarmów stałych na płynne. Koktajle, zupy, soki. Potem same soki. Potem zamiast soków woda. Potem już nic. Przez pierwsze 3-4 dni głodówki nie pij nawet wody. Po takiej podróży w głąb siebie, wrócisz do świata odmieniony.

— A pan czuje się odmieniony? Jak breatharianizm wpłynął na pana życie?
— Zdecydowanie bardziej skoncentrowałem się na kontemplacyjnej stronie mojej osobowości. Spotkania towarzyskie, książki, filmy trochę poszły w odstawkę. Przez wiele lat byłem dziennikarzem prasy lokalnej. Ilość informacji, które codziennie musiałem przez siebie przepuścić była przytłaczająca.
Teraz od tego odpoczywam. Kontakt z naturą, aktywność fizyczna jest tym na czym się skoncentrowałem. Mieszkam 15 km od miasta. Do pracy w centrum Bydgoszczy jeżdżę rowerem lub chodzę pieszo. Kilka lat temu bym się na to nie zdecydował, byłem za ciężki... I to nie tylko w sensie fizycznym, ale i mentalnym.

— Wróćmy jeszcze do niejedzenia. Utrzymuje pan, że od czterech lat nic pan nie je, nie pije pan wody. Skąd więc ma pan energię? Pochłania pan energią słoneczną? Stosuje pan jakieś specjalne łóżko solarne?
— Nie jest tak, że całymi dniami wygrzewam się na słońcu, jak kot na dachu. Ze słońca korzystam zupełnie w ten sam sposób jak przeciętny człowiek, lubię się w nim pogrzać, jednak bez przesady.
Breatharianie żyją na różnych szerokościach geograficznych, nawet tam gdzie słońce nie rozpieszcza. Najważniejszy w życiu każdego niejedzącego człowieka jest, jak sama nazwa wskazuje, oddech („breath” po angielsku oznacza oddech — przyp. red.). Chodzi o to by to oddychanie w miarę kontrolować, odpowiednio nim zarządzać. Ono jest naszym głównym motorem.

— A może czerpie pan siły ze snu? Ile godzin na dobę pan przesypia?
— Odkąd nie spożywam pokarmów, mój sen zdecydowanie się skrócił. Kiedyś spałem normalnie, po osiem godzin na dobę, a jak już coś wypiłem to i 10 było mało. Teraz śpię po cztery godziny dziennie, przeważnie od 20.30 do 00.30. I to mi wystarcza.

— Mogę być niedyskretna? Korzysta pan w ogóle z WC?
— Korzystam choć w sposób szczątkowy. Mocz wydalam może z raz w tygodniu, kał to jeden mały bobek na 2-3 tygodnie...
Nie zapominajmy, że absorbujemy wodę również poprzez skórę. Jeśli chodzi o to drugie, to tłumaczę to samoczynnym łuszczenie się jelit. Odkąd nie spożywam pokarmów zdecydowanie mniej się też pocę. To bardzo wygodne i... ekonomiczne.

— Zupełnie porzucił pan pracę dziennikarza?
— Nie jest tak, że zupełnie odszedłem od sztuki słowa. Nie pracuję jako dziennikarz na co dzień, ale gościnnie piszę do „Czwartego wymiaru”. Prowadzę swoje wydawnictwo, publikuję książki.
Bardzo interesuje mnie tematyka Indii i o tym głównie staram się pisać. Często tam bywam. Był w moim życiu czas, że przeżywałem ogromną fascynację indyjskimi jogginami i mistrzami.

— To się zmieniło?
— Kilkanaście lat temu byłem pod ich przemożnym wpływem, wystąpiłem nawet w programie „Nie do wiary”, gdzie bardzo ich broniłem. Teraz nawet trochę się tego wstydzę, bo życie i wielokrotne wyjazdy do Indii mocno nadszarpnęły mój nabożny stosunek do nich.
Wierzyłem w fałszywe cuda. Gdy się temu lepiej przyjrzałem okazało się, że wielu mistrzów to tak naprawdę sprytni iluzjoniści. W Indiach są nawet organizowane kursy iluzji dla guru. Niektórzy są nawet na tyle bezczelni, że nie bardzo im się chce przygotowywać do swoich przedstawień — materializują pierścienie czy inne przedmioty dość niezdarnie wyciągając je zza fotela.
Oczywiście idą za tym wielkie pieniądze. Ich wyznawcy nie szczędzą im wszelakich darów. Także wielu Europejczyków jest omamionych ich kultem. Widziałem takich, którzy byli wyciągani przez rodzinę wręcz za uszy z Indii, a mimo to robili wszystko, by wrócić do swojego mistrza. Nawet na bosaka. Nie mówię jednak, że nie ma prawdziwych, zrealizowanych guru. Mówię tylko, że trzeba bardzo uważać.

— No to jak rozróżnić zrealizowanego guru od zwykłego naciągacza?
— Guru zrealizowany nic od ciebie nie chce, nie wyciąga do ciebie po nic ręki. Trwa w swym mistycznym stanie, możesz się od niego uczyć, możesz go obserwować bez wchodzenia w żadne zależności. Guru fałszywy długo cię zwodząc będzie zabiegał o jak największe audytorium.

— Ale w dalszym ciągu podróżuje pan do Indii?
— Tak byłem tam już 26 razy. Ale nie jeżdżę już do mistrzów. Przez wiele lat zawiązałem tam wiele przyjaźni, pokochałem wielu ludzi. Teraz jeżdżę tam po prostu do bliskich mi osób. Poza tym tęsknię do hinduskiego rytmu życia, do ich niespieszności.

— A czy w Polsce mamy wielu sympatyków breatharianizmu?
— Na pewno nie tylu co przeciwników. Jest jednak garstka osób, które interesują się tym zagadnieniem. I właśnie z nimi wyjeżdżam na pierwsze przygotowane przeze mnie warsztaty. Spędzimy tydzień w urokliwej warmińskiej wsi Zerbuń rozmawiając, spacerując, pływając kajakami i oczywiście niejedząc.
Ważne, by w momencie podjęcia próby być we wspólnocie, która nas rozumie i wspiera. I aby nic nas nie rozpraszało. Ja gdy zmagałem się z przejściem na breatharianizm robiłem to wręcz w konspiracji. Zwłaszcza przez pierwsze najtrudniejsze 21 dni.
Presja społeczna, że należy coś jeść, żeby żyć, jest tak duża, że niełatwo się jej nie poddać. Ja nie jem już tyle lat, a wciąż słyszę od mojej mamy: „Synku może być coś zjadł?”. To jest chyba silniejsze od niej.

— I mimo wszystko nie zje pan?
— Nie mam takich planów. Stan, w którym obecnie się znajduję, jest wart tych wyrzeczeń.


Niejedzenie (breatharianizm, inedia) to rzekomy stan, w którym nie jest spożywane pożywienie, a czasami także woda. Niejedzący twierdzą, że trwają dzięki "energii światła", i że przy odpowiednich technikach jest to opcja prawie dla każdego.
Uwaga! Nie ma akceptowanych naukowych dowodów na tezy wysuwane przez niejedzących. Dzisiejsze naukowe teorie na temat odżywiania mówią, że każda osoba niejedząca umarłaby z głodu (przy braku jedzenia), lub pragnienia (przy braku jedzenia i wody).
Jednym z przypadków niejedzenia jest hinduski jogin Prahlad Jani, który zgłosił się na ochotnika do obserwacji w warunkach klinicznych. Z powodu zdanych pomyślnie prób wynikających z badań w szpitalu Discovery Channel zdecydowało się na wyprodukowanie i emisję programu na jego temat.
Źródło: Wikipedia


Komentarze (67) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. boy #2926317 | 188.147.*.* 27 maj 2020 21:49

    Co drugi piątek robię sobie oczyszczającą głodówkę ( litr wody, a w zimie 2 kubki herbaty ziołowej ) spoko, fajna sprawa

    odpowiedz na ten komentarz

  2. kilof #2819123 | 95.88.*.* 14 lis 2019 22:45

    Komentarze są na poziomie tego co zjadacie. Takie śląskie przysłowie: bele co zjesz i gówno godosz. Najedz się dużo i co wtedy masz? Leżeć się chce, natomiast podczas głodówki człowiek dostaje energii. Najpierw wypraktykujcie a później oceniajcie.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. Kris #2745037 | 83.11.*.* 10 cze 2019 18:34

    Pan Mariusz Piotrowski jest dla mnie ważną osobą bo w latach 90-tych XX w. założył wydawnictwo LIMBUS z książkami o szeroko pojętej parapsychologii, o duchowośći wschodu, o jodze. Inne tematy tam prezentowane to reinkarnacja, temat życia po śmierci, podróże, jakie odbywa dusza, gdy znajduje się poza ciałem itp. Były też pozycje które traktowały o pozycje, które traktowały o naturalnych metodach leczenia i psychouzdrawianiu. Mam ponad 50 pozycji wydawnictwa Limbus i często wracam do niektórych tematów; polecam wydawnicze serie związane z parapsychologią czy duchowością Wschodu.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. Robert #2665481 | 5.173.*.* 18 sty 2019 20:34

    Zapomniałem dopisać że możecie mu pozazdrościć ponieważ nie jedząc nie musi dużo pracować i stać go na częste wyjazdy do indii. Jest takie przysłowie żeby nie d.pa to złota chałupa.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  5. Robert #2665478 | 5.173.*.* 18 sty 2019 20:29

    Nie twierdzę jak ktoś wcześniej napisał że jesteście BARANAMI, ujmę to inaczej jesteście nieoczytanymi niedowiarkami, Jest wiele opisanych przypadków gdzie ludzie żyją bez jedzenia. A niedowiarek lub nieoczytany o fizjologii człowieka zawsze będzie krytykował. Nie będę się rozpisywał na temat Jezusa bo to dla większości osób jest także kosmos.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (67)