Żona z córką wsadziły go do worka i wrzuciły do jeziora. Nie przeżył jednak dopiero wizyty zięcia

2017-05-08 20:00:45(ost. akt: 2017-05-08 21:12:57)
Zdjęcie jest ilustracją do treści

Zdjęcie jest ilustracją do treści

Żona z córką wsadziły go jak szczeniaka do worka, worek zawiązały i utopiły w jeziorze. Wtedy się jeszcze jakoś wyplątał, ale wizyty „zięcia” Gustaw T. nie przeżył.
Między Gustawem T. a jego żoną Ellą-Katarzyną było 21 lat różnicy. Gdy się żenili, tuż po wojnie, w 1948 roku, jeszcze to nie grało roli. Ale w roku 1969 Ella, mimo kilku porodów, ciągle była „babką do rzeczy”, on zaś był starcem grubo po sześćdziesiątce, w dodatku chorym na gruźlicę. Po prostu wrak.
Mieszkali na wsi pod Mrągowem z najstarszą córką Anitą (dwie młodsze były gdzieś u ludzi na służbie) i synem, który miał ledwie dwa latka.

Od kilku lat mieszkał z nimi Tadeusz D. Mężczyzna po trzydziestce, nieudanym małżeństwie, bez konkretnego fachu. Niby pomagał w gospodarstwie, ale wszyscy wiedzieli, że i gdzie indziej. Najpierw matce, potem córce. Gospodarz, coraz bardziej przyginany chorobą do ziemi, tylko przeszkadzał. Zwłaszcza, gdy wypominał im obrazę boską.

Nikt tego nie widział, ale ludzie we wsi plotkowali, że pewnej nocy Ella z córką zapakowały starego do worka po kartoflach i wrzuciły do jeziora. Gdy rano zastały go przed drzwiami nie mogły uwierzyć, jak udało mu się wyplątać. Nie chciały go wpuścić do domu. Gustaw T. wiele razy się na to skarżył, raz nawet przyszedł urzędowo z sołtysem.

Późną jesienią 1969 roku sprawa stanęła na ostrzu noża. „Młodzi” wyprowadzili się do jakiejś opuszczonej chałupy na kolonii 2-3 kilometry dalej, „starzy” zostali i kłócili się. Na przykład o to, kto ma palić w piecu. Skończyło się tym, że i żona wyprowadziła się do młodych. Razem z tym, co było w domu.
Kiedy Gustaw T. doczłapał się na piechotę na kolonię błagać, żeby wróciła — chłop naprawdę nie miał już na nic siły i nie dawał rady – ona w domu, przy pomocy córki i „zięcia”, wyprowadzała ostatnią krowę z szopy, zbierała swoje tobołki oraz resztę pieniędzy. Minęli się w połowie drogi i chociaż stary Mazur dalej prosił, tylko splunęli na niego. Dopiero jakiś przejeżdżający akurat sąsiad się nad nim zlitował i wziął przewracającego się już w błoto Gustawa T. na wóz. Elli to nie wzruszało, próbującemu coś powiedzieć sąsiadowi odpyskowała, żeby się nie wtrącał i pilnował swego.

Tak się złożyło, że do Tadeusza D. akurat przyjechał młodszy od dziesięć lat brat Franciszek. To był zupełny wariat, kilka razy siedział w więzieniu, w swojej okolicy (rodzina D., dobry tuzin braci i sióstr, pochodziła spod Krakowa) siał prawdziwy strach, nawet rodzona matka się go bała. Tamtego roku w Zaduszki po pijanemu rzucił się z nożem na szwagra, milicja podejrzewała go też o kilka kradzieży... Więc zanim sprawy nie przyschną, postanowił ukryć się na Mazurach. Z Tadeuszem łapali jakieś fuchy, co zarobili, to przepijali. Franciszek D. szybko pokazał na co go stać. Po pijanemu właził pod motocykle na drodze, z wojskowym pasem w ręku gonił pod sklepem wioskowych.
W tamtych dniach we wsi umarł jakiś 17-letni chłopak. Rodzice wystawili w domu trumnę z ciałem, wśród przychodzących oglądać nieboszczyka byli też bracia D.
„Taki młody, a już umarł, a ten ch... jeszcze żyje” — miał powiedzieć któryś z nich.

Chodziło oczywiście o Gutawa T. Ella nadawała na niego bez przerwy, dolewając oliwy do ognia. W końcu powiedziała: „Róbcie z nim co chcecie, bo ja już z mężem nie mogę dalej wytrzymać.”

Po kilku godzinach takiego gadania mężczyźni zdecydowali: „No to pójdziem!”.
Co się działo, gdy w nocy dotarli do domu Gustwa T., tylko oni wiedzą. Było ciemno, zimno, stary leżał zagrzebany w bety, wydawało się, że wystarczy go tknąć palcem, żeby umarł. Ale bracia D. użyli czegoś więcej, Franek chyba swojego wojskowego pasa z ciężką sprzączką. Sekcja zwłok po ekshumacji wykazała, że głowa Gustwa T. była dosłownie zgruchotana.
„To nasza rzecz”, mieli mówić bracia, gdy po powrocie Ella T. wypytywała ich co i jak. Do rana już nikt nie spał. Zastanawiali się co robić i wymyślili. Wcześnie rano kobiety zaprzęgły konia i pojechały do Wyszemborka, umyły i mniej więcej porządnie ułożyły stężałe już zwłoki, ogarnęły też trochę izbę. Postanowiły udawać, ze stary po prostu umarł. Żona tak przekonująco robiła bolesną minę, że felczer w sąsiedniej wiosce, do którego pojechały z córką powiadomić o śmierci, bez problemów wystawił akt zgonu. Wiedział, że Gustaw T. miał zaawansowaną gruźlicę, nie chciało mu się przy takiej pogodzie włóczyć parę kilometrów i oglądać trupa. A oni wrócili do domu z kupioną w Mrągowie trumną. Tadeusz D. odżałował swój garnitur, żeby gospodarz dobrze w tej trumnie wyglądał. Gdy wszystko było gotowe trzeba było powiadomić młodsze córki. Do domu dotarły one dopiero wieczorem, w izbie gdzie leżał ojciec, specjalnie nie zapalano światła, ale i tak można było zauważyć, że twarz ma dziwnie siną. „To gruźlica tak go zmieniła, ostatnio cały czas pluł krwią”, tłumaczyła matka.

Córki następnego dnia musiały wracać do roboty, a oni po prostu załadowali trumnę na sanki i pojechali na cmentarzyk, gdzie Tadeusz i Franciszek D. wcześniej wykopali płytki (był koniec listopada) grób. Bez sąsiadów, bez księdza, jak psa. Jak tak można! — burzył się młodszy z braci, ale starszy zaraz wyjaśnił mu, że „stary był heretykiem, a u ewangelików pogrzeby tak wyglądają”.
Nie było czasu bawić się w subtelności. Uznali tylko, że po tym, co się stało, lepiej będzie jak Franciszek D. zniknie ludziom z oczu. Już w rodzinnych stronach, przy flaszce, miał się chwalić kolegom, że „zabił Niemca sprzączką od pasa”.

A pozostali na miejscu próbowali żyć jak wcześniej. Ella T. dalej usuwała ślady. Rzeczy męża zakopała, łóżko, na którym został zamordowany i większość domowych sprzętów spaliła. Na początku grudnia pojechała w Urzędu Stanu Cywilnego w Mrągowie, po urzędowy akt zgonu. Z Tadeuszem D. znaleźli nawet świadka, który za flaszkę zeznawał tam „na okoliczność zgonu i pogrzebu” Gustawa T. Papier dostała i mogła się czuć legalną wdową, ale wieś aż huczała od plotek.

Ludzie dowiedzieli się na przykład, że chociaż Gustaw T. leżał w grobie, Ella próbowała odebrać paczkę, którą na święta przysłał mu brat z Niemiec. Ten brat pisał potem także do prokuratury informując — po niemiecku i po polsku — że Gustaw T. „w listach za życia pisał smutne rzeczy, że jego córka Anita i żona uprawiały nierząd. Skoro on mówił to, był bity i grożono mu, jak również, że jego syn nie jest jego, ale tego młodego”. 19 grudnia 1969 roku, w trzy tygodnie po fakcie, prokurator zarządził ekshumację i wszystko się wydało.
Wyrok w tej sprawie Sąd Wojewódzki w Olsztynie wydał 5 marca 1971 roku. Franciszek D., główny wykonawca zbrodni, został skazany na 25 lat więzienia, a „zięć” Tadeusz D. na 15 lat. Ella-Katarzyna T. za nakłanianie do zabójstwa i zacieranie śladów, dostała 10 lat.

Stanisław Brzozowski

Komentarze (19) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Aśka #2240958 | 94.254.*.* 9 maj 2017 17:42

    Kurczę ! Palenie na klatkach schodowych w blokach mieszkalnych i w piwnicach to po prostu zwykłe chamstwo. Palcie sobie w mieszkaniach i na balkonach. Uszczelnijcie drzwi wejściowe do swoich mieszkań bo smród /którego już nie czujecie palacze niestety/ niesie się po klatce schodowej. Przejście taką zaśmierdziałą jak popielniczka klatką schodową to dla niepalących katorga. Nie wszyscy na bezdechu wejdą szybko do swoich mieszkań lub z nich zejdą schodami na zewnątrz. Trochę kultury i poszanowania czyjegoś zdrowia. Swojego "PALACZE" nie szanujecie więc dajcie możliwość oszczędzić innym.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Martyna #2240878 | 89.228.*.* 9 maj 2017 16:04

    Dawno nie czytałam czegoś równie słabego stylistycznie i merytoycznie DRAMAT! Kto to pisał i kto to opublikował??

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. Do "polonistów" #2240556 | 81.190.*.* 9 maj 2017 09:15

    Nie pitolcie, że ten artykuł jest aż tak źle napisany. Chętnie przeczytam zdania poprawione przez was. Przytoczcie kilka przykładów, może reszta też się czegoś nauczy.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  4. 3 #2240488 | 37.201.*.* 9 maj 2017 07:36

    Artykul powinien wydrukowany zostac na 1 Kwietnia z tytulem " takich autorow zatrudniamy w Gazecie Olsztynskiej, ktorzy oblali mature z jezyka polskiego "

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  5. VOLVO #2240466 | 94.254.*.* 9 maj 2017 06:08

    cyt.wsadziły go jak szczeniaka do worka. Jakby wsadzanie szczeniaka do worka było czymś normalnym redaktorka. Tytuł poniżej krytyki

    Ocena komentarza: warty uwagi (23) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    Pokaż wszystkie komentarze (19)