Sukcesem jest poznanie samej siebie i życie w zgodzie ze sobą

2017-03-04 12:00:00(ost. akt: 2017-03-12 16:21:23)

Autor zdjęcia: Materiały udostępnione przez autorki

Chcą pokazywać kobietom, jak zauważać własne potrzeby i jak pogodzić się z różnymi elementami swojej osobowości. Wierzą, że nie trzeba pracować kilkanaście godzin dziennie, żeby odnieść sukces. Bo czym jest sukces? Z Sylwią „Nikko” Biernacką i Anną Maziuk rozmawia Hanna Łozowska
— Podczas warsztatów łączycie naukę fotografii z rozwojem osobistym: poszukiwaniem „miniaturowych kobiet” i różnych elementów swojej osobowości. Fotografia to dobry sposób, żeby je odkryć, dopuścić do głosu?

Sylwia „Nikko” Biernacka: — Fotografia jest bardzo dobrym narzędziem samopoznania, jeśli tylko poświęci się czas na uważniejszą obserwację siebie.

— Pojawia się też motyw autoportretów. Zastanawia mnie na ile fotografowanie się w różnych okolicznościach możemy powiązać z selfie?

S.N.B.: — Początki autoportretu są związane z malarstwem i rzeźbą. Gdy wynaleziono fotografię artyści zaczęli obiektywy kierować na siebie. To jest cały czas próba odpowiedzi na pytanie, kim jestem.
Autoportret to też forma zabawy swoim wizerunkiem, odklejania się od jednowymiarowości. Tutaj, w przeciwieństwie do selfie, nie tworzymy najlepszej siebie, nie oczekujemy od świata reakcji: „Wow, ale ona jest wspaniała”.
Bawimy się różnymi wersjami po to, żeby się poznać, ale też zaakceptować siebie wtedy, gdy jesteśmy np. chore albo opuchnięte od płaczu albo gdy przeżywamy ekstatyczną radość. Bo jednak selfie nas trochę ogranicza do „dzióbka”.

— Ty też robiłaś sobie takie zdjęcia w różnych momentach swojego życia.
S.N.B.: — Nadal je robię.

— Co takiego się wydarzyło, że zaczęłaś się fotografować w ten sposób, że sama zaczęłaś szukać odpowiedzi na pytanie o to, kim jesteś?

S.N.B.: — Najpierw rozstałam się z moim partnerem, potem w niedługim czasie odszedł mój ojciec, a na koniec się rozchorowałam. Możemy wewnętrznie dokonać dwóch wyborów: albo być bliżej śmierci, albo bliżej życia. Aparat utrzymał mnie wtedy po stronie życia.
A to był taki moment, że wydawało mi się, że chociaż żyję, to jednak jestem bliżej śmierci. Natomiast skoncentrowanie się wtedy na swoim przeżywaniu sprawiło, że wybrałam życie.

Anną Maziuk: — Tak może działać również malowanie, pisanie...

S.N.B.: — Kreatywność!

A.M.: — Ze względu na to, że wzrok to jeden z naszych najważniejszych zmysłów, fotografia jest tu genialnym narzędziem. Tekst wymaga więcej skupienia, na zdjęciach od razu widać wszystkie detale. Zauważyłam, że kiedy uśmiecham się tak trochę na siłę, jeden kącik ust mam wyżej niż drugi. Zupełnie inaczej wyglądam, kiedy radość przeżywam spontanicznie.

— Wasze warsztaty kierowane są wyłącznie do kobiet. Dlaczego?
S.N.B.: — To jest związane z moimi doświadczeniami z własną kobiecością. Jest mi bardzo bliska praca z kobietami, wspieranie ich w rozwoju i w tym, żeby uczestniczyły w różnych aspektach życia na równym poziomie z mężczyznami.

— Pewnie na różnych etapach, w jakimś stopniu dyskryminacji doświadczałyśmy na własnej skórze. Możemy wyartykułować, na czym ta nierówność polega?
S.N.B.: — Są to np. różnice na poziomie finansowym. Kobiety cały czas zarabiają mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach. Widzimy też niedoreprezentowanie kobiet w różnych sytuacjach społecznych. To takie złe przyzwyczajenie — często spotykam się z tym, że na jakichś spotkaniach, konferencjach, w sytuacjach związanych z ekspozycją społeczną grupy częściej składają się z mężczyzn niż kobiet.

A.M.: — To jest też kwestia socjalizacji, czyli wychowania w danej kulturze. Weźmy podręczniki szkolne, teoretycznie są dla wszystkich, czyli dla dziewcząt i chłopców.

— A w nich to dziewczynka sprząta...
A.M.: — Sprząta albo pomaga mamie gotować, a chłopiec gra z tatą w karty, ewentualnie naprawia z nim samochód. Czyli już na tak wczesnym etapie szkolnym istnieje rozdzielność, pewna nierówność. Dziewczynki słyszą w domach: „Jesteś dziewczynką, więc ty posprzątaj”. Chłopcu wolno więcej.
Przez 10 lat mieszkałam w Warszawie. Często słyszałam: „Feminizm to przeżytek, przecież nie musimy już walczyć o nasze prawa”. Zapraszam więc do Ostródy, w której się wychowałam. Kiedy spotykam się z ludźmi stąd, czasem słyszę np.: „Przy kobietach nie wypada opowiadać takich sprośnych żartów”.
Nam chodzi o wzmacnianie dobrze rozumianej kobiecości, czyli odczarowywanie tego, że kobiecość jest czymś złym, słabym. A takie słownictwo pojawia się już na poziomie wczesnoszkolnym czy przedszkolnym.

— Dziewczynki są delikatne...
A.M.: — Delikatne nie znaczy słabe. Poza tym, co oznacza: „słabe”? Wszyscy mamy prawo do słabości, mężczyźni również. Przyczyną fali agresji, jaką teraz obserwujemy, jest m.in. właśnie to, że nie wyrażamy naszych lęków w zdrowy sposób.

S.N.B.: — I po prostu przeżywać swoich uczuć. To dotyczy i kobiet, i mężczyzn w różnym wieku, z różnych miejsc. Mamy problem z tym, żeby kontaktować się ze swoimi uczuciami. Często wartościujemy: radość jest dobra, a smutek zły. Uczucia nie są ani dobre, ani złe. Nasze warsztaty to okazja do tego, żeby kontaktować się z różnymi odcieniami kobiecości i przyjąć wszystko to, co się pojawia bez oceniania, bez wartościowania.

Jeśli świadomość tego, co się ze mną dzieje, wzrośnie, to mam więcej siły i więcej pewności, żeby w trudnej sytuacji być przy sobie i mówić głośno: „To jest ok, a to mi się nie podoba”. W moim odczuciu dla wielu kobiet bardzo trudne jest odpowiednie reagowanie w sytuacjach niesprawiedliwości, nierówności, dyskryminacji związanej z płcią. Po prostu stawianie granic.

A.M.: — W ubiegłym tygodniu widziałam taką sytuację: kobieta zaparkowała pod supermarketem w miejscu, gdzie był zakaz. Siedziała w samochodzie, więc w każdej chwili mogła odjechać, poza tym w tamtym momencie nie blokowała przejazdu. Mimo to ruch stanął. Najpierw wysiadł mężczyzna z samochodu z naprzeciwka i zaczął na tę panią krzyczeć. Później wysiadł kierowca auta znajdującego się przed moim, zrobił to samo. Wszystko to, mimo że było miejsce, abyśmy wszyscy przejechali. Zamiast tego, ci mężczyźni wybrali pastwienie się nad kobietą. Podejrzewam, że równie dobrze mógłby się tam na chwilę zatrzymać mężczyzna.

— Chyba cały czas istnieje takie postrzeganie tego, że skoro to kobieta zatrzymała się w tym miejscu, to nie umie jeździć. A jeśli zrobi to mężczyzna? Może myślimy, że jest zaradny, bo nie traci czasu na szukanie miejsca?
S.N.B.: — To jest też kwestia tego, jak w życiu społecznym się komunikujemy. Bo przecież ci mężczyźni mogliby wysiąść z samochodów i powiedzieć: „Zatrzymała się pani na miejscu pożarowym, nie powinna pani tu stać”. Ten komunikat jest w porządku.

Trudno powiedzieć, jak by to wyglądało, gdyby w tym miejscu zaparkował mężczyzna, bo może to po prostu styl komunikowania tych osób, że zamiast prośby pojawia się żądanie? To też element tego warsztatu: pracujemy metodą „porozumienia bez przemocy”. Uczestniczki komunikują się z różnymi elementami swojej osobowości, które różnie są nazywane: miniaturowymi kobietami, „podosobowościami”, głosami... Wszystko po to, żeby nie podchodzić do swojego wewnętrznego krajobrazu z żądaniem, krytyką, w sposób przemocowy.

Może inaczej byśmy ze sobą rozmawiali, gdybyśmy w szkołach mieli takie przedmioty jak lekcje miłości, odpowiedzialności, rozwiązywania konfliktów...

— Niektóre dzieci wynoszą to z domów, ale przecież nie wszyscy mają takie doświadczenia.

S.N.B.: — To prawda. W różnych sytuacjach, czy to społecznych, czy prywatnych, kobietom czasami trudno postawić granicę.

— To jak reagować? Kiedy wiemy, że robimy coś wbrew sobie, ale nie chcemy być źle odebrane, jako np. źli rodzice, źli pracownicy?

S.N.B.: — Ta sama osoba może różnie zareagować w zależności od dnia. Może akurat źle się czuje, może jest w trudnej sytuacji. To, co najważniejsze, to danie sobie przestrzeni, żeby się zorientować, co się ze mną dzieje, wziąć głęboki oddech, policzyć do dziesięciu. I dopiero potem podejmować decyzje. Może być tak, że zdecyduję, że nie będę reagować, bo się gorzej czuję, nie mam siły, ale kwestią kluczową jest świadomość. Świadome podjęcie decyzji.

A.M.: — Zgoda na to, że w tym momencie nie mam siły, żeby zareagować, być silną i zadziałać jest bardzo ważna, bo mamy tendencję do bycia superbohaterkami. Nie musimy nimi być! I to nie znaczy, że coś jest z nami nie tak.

S.N.B.: — Kluczowym obszarem jest samoempatia, samowspółczucie. Nawet jeśli mamy wiele zrozumienia w relacji z drugą osobą, to wciąż mamy problem z dawaniem sobie przestrzeni na bycie człowiekiem, który ma swoje słabsze i mocniejsze strony, obszary do rozwoju albo na coś nie ma siły.

— Ale z drugiej strony cały świat krzyczy, że można więcej, że trzeba pracować ciężej, że trzeba starać się bardziej, żeby dojść do sukcesów na pewnych płaszczyznach...

A.M.: — Widzisz, gdzie mieszkam.

— W bloku przy lesie.

A.M.: — Tutaj przychodzą sarny, jest bardzo cicho. Dlatego nie mieszkam już w Warszawie, męczyło mnie to tempo i hałas. Paradoksalnie, gdy przestałam zmuszać się do robienia pewnych rzeczy, wszystko zaczęło się układać. I zawsze zdążam. Mimo tego, że najpierw napiję się herbaty, potańczę, pójdę na spacer, to i tak się wyrabiam, bo robię wszystko we własnym rytmie.

Oczywiście dla tych z nas, którzy pracują na etacie, w zamkniętych biurach, jest to trochę trudniejsze. Nie oznacza to, że nie możemy się na chwilę zatrzymać, odetchnąć, przejść się wokół budynku, może mamy jakiś ładny park w okolicy...

S.N.B.: — I dlatego od razu nasuwa mi się pytanie, czym jest sukces. Na tym etapie życia, na jakim jestem, czyli jako 40-letnia kobieta, sukcesem jest dla mnie jak najlepsze poznanie samej siebie i życie w zgodzie z sobą. Oczywiście marzę, żeby moje życie było szczęśliwe, ale przecież cierpienie też jest jego częścią.
Jestem w połowie swojego życia. Wcześniej częściej stawiałam sobie jakieś cele i zadania, co jeszcze chcę zrobić. Teraz też chcę zrobić różne rzeczy, ale podejście do bycia w działaniu jest inne. Nawet przy tak dużej ilości pracy, jaką mam teraz, i tak znajduję przestrzeń dla siebie. To niezbędne, żeby nie oszaleć. Zwłaszcza dla osób, które żyją w bardzo dużym tempie, mają dużo obowiązków, godzą bardzo różne role, nie tylko zawodowe, ale tez rodzinne.
A to szczególnie dotyczy kobiet, które nadal często występują w roli opiekunek: opiekują się domem, dziećmi, rodzicami, ciocią, wujkiem, którzy są chorzy.

A.M.: — Ja obserwuję jeszcze taką tendencję, że zaharowujemy się po kilkanaście godzin dziennie, a potem stwierdzamy: „Dobra, teraz jadę w góry!” albo: „Skoczę na bungee!”.

— Kolejny cel, kolejne wyzwanie.

A.M.: — I to znowu jest coś narzuconego, coś, co zamiast nas odprężać, zamyka nas i spina. Zamiast wsłuchania się w siebie i zadania sobie pytania, czy naprawdę potrzebuję tych wakacji na Karaibach, czy może wolę odpocząć w domu? Nawet nie z książką, ale po prostu śpiąc? To nie musi być nic użytecznego, nic nastawionego na cel.

S.N.B.: — I tutaj pojawia się problem. Oczywiście generalizuję trochę, ale jednak przechodzimy dużą część życia bez kontaktu z samym sobą. To jest kwestia swego rodzaju odmrożenia, posiedzenia ze swoimi uczuciami, emocjami, a nie postawy: pójdę sprzątać, bo jest mi smutno. Chyba że świadomie wybieram, że tu i teraz mam taką właśnie strategię.

— A wy możecie dzisiaj powiedzieć o sobie, że jesteście spełnione, wsłuchane w siebie?

S.N.B.: — Czasem tak, czasem nie.

— Z pełną akceptacją tego, że „nie” jest okej?

S.N.B.: — Tak. Ostatnio miałam taką sytuację, którą przeżywałam przez dwa dni. Uważam, że to długo, ale to daje mi większą pewność, żeby szybciej zareagować na coś, co mi nie służy. Jestem zwykłą osobą, tak jak ty. Raz udaje mi się być blisko siebie, słuchać siebie, a raz z różnych względów nie mam do tego dostępu.

A.M.: — Czasami tak dużo się dzieje, że trudno usłyszeć głos, który jest tym najlepszym, najbliższym. Jednak im więcej i im dłużej się to praktykuje, tym lepiej wychodzi. Ja również miałam ostatnio kilka trudnych sytuacji, które mnie w jakiś sposób testowały. To chyba taki czas we wszechświecie.

S.N.B.: — Chyba tak.

A.M.: — To oczywiście nie jest żaden test czy zawody, ale zachowałam się najlepiej, jak mogłam, byłam uważna na siebie. To już dużo. Jeśli nie mamy na coś siły, w porządku, niech przez jakiś czas wokół nas panuje bałagan. To minie.

Sylwia „Nikko” Biernacka i Anna Maziuk już 18 i 19 marca poprowadzą warsztaty „Różne twarze kobiecości” w Olsztynie.

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Lisek #2196864 | 37.47.*.* 7 mar 2017 19:30

    Zapraszamy na warsztat rozwojowo-fotograficzny "Różne twarze kobiecości" w Olsztynie 18-19 marca: https://www.facebook.com/events/15787948 8056606/

    odpowiedz na ten komentarz