W roli Jagi obejrzano ją prawie 3 miliony razy. Rozmowa z Katarzyną Pośpiech

2017-01-11 19:10:00(ost. akt: 2017-01-11 19:27:56)

Autor zdjęcia: Legendy Allegro

Katarzyna Pośpiech wystąpił w krótkometrażowej formie Tomka Bagińskiego "Jaga". Ewelina Zdancewicz-Pękala rozmawia z aktorką o tym jak została tytułową Jagą.
— Kilka dni temu miała premierę kolejna część serii krótkometrażowych filmów „Legendy Polskie”, produkowanych przez Allegro. W „Jadze”, czyli po prostu legendzie o babie Jadze wciela się pani w tytułową rolę. To bardzo wyrazista postać: waleczna i twarda. To także pani osobiste cechy?

— Na pewno Jaga jest w jakiś sposób „przepuszczona” przeze mnie, więc pewne jej cechy są też moimi cechami. Moi znajomi się śmieją, że bardzo pasuję do tej roli. Być może rzeczywiście czasem jestem wiedźmowata (śmiech). Starałam się, żeby w momentach, kiedy ma walczyć Jaga była mocna i waleczna. Poza tym starałam się też, żeby w tych momentach, kiedy nie walczy była postacią, którą po prostu da się polubić. Myślę, że Jaga ma moją wrażliwość i nieśmiałość, poza tym pewną zadziorność i dążenie do celu. Ja na przykład przy nowych osobach czasem bywam nieśmiała i nie zawsze potrafię wchodzić drzwiami i oknami. Jadze chciałam nadać kompletnie nowy charakter, poza tym to też było narzucone, żebym jako ona była słowiańska i delikatna.

— Sceny walki, w których nie jest już taka delikatna są bardzo spektakularne i precyzyjne. Pewnie niełatwo było nauczyć się, jak walczyć specjalnie pod ten film?

— Rzeczywiście, nie było to łatwe zadanie. Na castingu Tomek (Tomasz Bagiński - red.) zapytał mnie, czy jestem sprawna fizycznie. Odpowiedziałam, że tak, bo myślałam, że to będzie kwestia wycięcia się czy przebiegnięcia... A potem się okazało, że mam walczyć (śmiech). To była mnie mnie totalna nowość. Trzeba było mnie postawić na nogi i stworzyć ze mnie małego potwora. Na szczęście trafiłam pod bardzo dobre skrzydła. Zajął się mną zespół Grześka Jurka, czyli chłopaki z kaskaderki. Przez pięć dni trenowali ze mną podstawowe ruchy. Ta walka była już przygotowana i przemyślana, więc musiałam tylko po kolei nauczyć się całej sekwencji. Uważać na to, gdzie i jak ma pójść ręka, jak ma wyglądać postawa, tak żeby to wyglądało tak, jakby wydarzyło się naprawdę. A że chłopaki są najlepsi w tym co robią, to sami grają tak, że rzeczywiście wygląda to, jakbym była super bohaterem (śmiech).

— Tym, co jeszcze przyciąga wzrok są różne kolory oczu Jagi. W trakcie nagrań praktycznie cały czas miała pani na oczach bardzo grube soczewki. Nie było to bolesne?

— Było mi o tyle łatwiej, że mam wadę wzroku i na co dzień noszę soczewki. Nie było więc problemu z ich wkładaniem i wyciąganiem, co zawsze jest najtrudniejszym momentem. Jednak mimo mojego przyzwyczajenia do soczewek starałam się je wyciągać, kiedy mogłam, bo mieliśmy dość trudne warunki. Wszystko nagrywaliśmy w stodole, więc było dużo pyłu i kurzu. To był czerwiec, więc jak przyjeżdżaliśmy na plan o 5 rano, to temperatura była znośna, ale potem robiło się już gorzej. W środku stodoły było naprawdę gorąco. Z kolei wieczorami robiło się bardzo zimno. Niektóre sceny kręciliśmy przy temperaturze 0 stopni. Ale daliśmy radę! Akurat te warunki nie były najcięższe z tego wszystkiego.

— A co było?

— Na pewno walka, o której już mówiłam. Poza tym tekst. Zazwyczaj jest dla nas czymś prostym, co trzeba zapamiętać i dobrze zinterpretować. Tutaj dostałam tekst, który był pisany trochę jak dialekt. A to zdanie nie było dla mnie proste i logiczne, a to czasownik się znalazł na końcu... Musiałam ten tekst przystosować do swojej twarzy, żeby mi to dobrze leżało. A skoro jesteśmy przy twarzy, to dużą trudność sprawiło mi też jej kontrolowanie. Przy takim wysiłku, jaki musiałam włożyć w sceny walki, w tym m. in. wyskokach,ta mimika zupełnie inaczej pracuje. Starałam się, żeby nie było tego widać, żeby Jaga robiła to wszystko z lekkością tak, jakby taki wysiłek był dla niej chlebem powszednim. W filmie oczywiście wszystko jest przyśpieszone, ale nagrywaliśmy to specjalnym sposobem, gdzie wszystko widać w zwolnionym tempie. I tak każde moje wyjście ciałem i mimiką z pozy owocowało tym, że było to bardzo widoczne. Teraz może walka trwa sekundy, ale wtedy było to długi i każdy nieproszony gest był natychmiast zauważany na ekranie.

— Cały film trwa 12 minut. Jak długo go nagrywaliście?

— Ja byłam na planie 3 dni. Ale to były tylko moje sceny, bo reszta była nagrywana znacznie dłużej, w tym sceny z Piotrem Machalicą i Tomaszem Drabkiem.

— Wcześniej wspomniała pani o castingu, czyli do „Legend” trafiła pani właśnie przez casting?

— Tak. Dostałam informację od mojej agentki, że jest taki casting i postanowiłam się zgłosić. W naszym zawodzie jest to już pewną rutyną. Na castingach trzeba się po prostu pojawiać i próbować. Choć ja traktuję to z dużym dystansem,. Nigdy nie zakładam, że pójdę na casting i że na pewno mi się uda. To zawsze jest kwestia dnia, szczęścia, tego, czy aktor pasuje do danej roli... Mi tym razem się udało.

— To był już pani kolejny casting, więc ta bardzo się pani nie denerwowała. Ale pewnie pierwsze podejścia były stresujące?

— Tak, na początku jest to ogromne wyzwanie! Trzeba się do tego przemóc. Cały czas jesteśmy oceniani, ktoś nas kontroluje, ktoś wyznacza granice i mówi nam, co można a czego nie. Nie jest to przyjemne, ale taka praca (śmiech).

— Zapewne wy sami,kandydaci, też się wzajemnie oceniacie podczas oczekiwania na przesłuchanie?

— Ciężko mi to stwierdzić, bo to kwestia indywidualnego podejścia. Poza tym zależy to od tego, kto jest na jakim etapie, z czym przychodzi, w czym już zagrał... Dodatkowo z wieloma kandydatami po prostu się znamy. Kojarzymy się z festiwalu szkół teatralnych, więc na castingach często spotykamy się ze znajomymi, z którymi można porozmawiać. Oczywiście to, kogo spotykamy zależy od tego, na jaki casting się udajemy. Ja na przykład mam małe doświadczenie w reklamie.

— No właśnie, co pani sądzi o występowaniu w reklamach przez profesjonalnych aktorów? W Polsce z reguły odbierane jest to jako porażka przez społeczeństwo.

— Na pewno kiedyś patrzyłam na to inaczej niż obecnie. Ale inną kwestią jest to, że kiedyś, jako ludzie uczący się zawodu na wszystko patrzyliśmy inaczej. Kiedyś było tak, że bardzo chcieliśmy grać w teatrze, bo tam aktor udoskonala ten swój warsztat. A cała reszta była na zasadzie: jak się uda, to wtedy tam zagramy. Jednak czas mija, my wychodzimy ze szkół, a rynek jest okrutny i trzeba się jakoś w nim odnaleźć. Trzeba było więc przemóc się i do występowania w serialach i w reklamach. Nie wiem, czy uważam to za porażkę, bo jest to duże słowo. Po prostu... w gruncie rzeczy chodzi tu o pieniądze. Zaczynamy wchodzić w dorosłe życie i próbujemy się sami utrzymać, a występ w reklamie jest zastrzykiem gotówki. Oczywiście trzeba do tego podchodzić z głową i wybierać reklamy, w których wystąpimy, a nie brać wszystko po kolei. Inną kwestią jest reklama banku lub czegoś,co dobrze wygląda, a inną reklama serka czy pieluch. Trzeba w tym przebierać i uważać, bo możemy skończyć jako twarz reklamy, jeśli coś będzie trwało dłużej. W ten sposób można niechcący się wpakować w coś, z czym niekoniecznie chcielibyśmy być zawsze kojarzeni. Z drugiej strony w naszym zawodzie jest ciężko o pracę. Więc gdybym za trzy dni mogła zarobić takie pieniądze, których na razie nie jestem w stanie zarobić, to dlaczego nie?

— Czy oprócz chodzenia na castingi jest pani związana na stałe z jakimś teatrem?

— Nie jestem na etacie, ale mam to szczęście, że już na tzw. dyplomach w szkole udało mi się zacząć swój ciąg grania w teatrach. Najpierw dostałam propozycję wyjazdu do teatru w Koszalinie i tam zrobiłam swój pierwszy spektakl. Potem wzięłam udział w innym projekcie w Teatrze Nowym w Poznaniu. Teraz od roku gram gościnnie w "Dziadach" w Teatrze Narodowym w Warszawie. Także wygląda to tak, że jedno następuje u mnie po drugim bez większych przerw, z czego jestem bardzo zadowolona.

— Taką furtką do rozpoznawalności stała się dla pani właśnie "Jaga", prawda? Tylko ten odcinek „Legend” obejrzało ponad 2 mln osób.

— Wie pani co, do tego też podchodzę z dużym dystansem, tak samo jak do castingów. Cieszę się, że mogłam brać udział w takim projekcie. Dużo mnie to nauczyło i poznałam tam świetnych ludzi. Myślę, że nigdy więcej nie trafi mi się taka okazja, żeby zagrać taką postać. Ale czy coś zmieni się po tym występie? Na razie na nic się nie nastawiam, bo w tym zawodzie jest różnie. Ciężko jest tu na coś liczyć.


— Doskonale zdaje sobie pani sprawę z sytuacji aktorów na runku pracy. Czy wobec tego nie miała pani obaw przed pójściem w tym kierunku?

— Oczywiście, tylko na początku jest tak, że gonimy za swoimi marzeniami. Jeszcze do końca nie znamy tego rynku i nie wiemy, jak to będzie wyglądało. Pierwszym progiem jest dostanie się do jakiejś szkoły. Na przykład na moim roczniku startowało 1500 osób na 24 miejsca. Przez to samo dostanie do szkoły wydaje się nierealne. Dlatego potem ma się wrażenie, że jak to się udało przejść, to potem już będzie z górki. A dopiero w trakcie studiów się okazuje, że potem wcale nie jest łatwiej. Są chociażby osoby, które od dziecka są wysyłane przez rodziców na castingi albo pochodzą z rodzin aktorskich i już coś w kierunku swojej kariery zrobiły.

— A czy pani jest z rodziny aktorskiej?

— Nie. U mnie nikt nie ma z tym nic wspólnego. Pochodzę z małego miasta, a aktorstwo zawsze miałam z tyłu głowy jako coś, co chciałabym robić. Moja mama mnie wspierała i wysyłała mnie na różnego rodzaju kółka do domu kultury i konkursy recytatorskie. Myślę, że zaczynałam tak jak każdy. Potem było liceum o profilu humanistyczno-artystycznym, więc moje działania zawsze zmierzały właśnie do aktorstwa. Ale jak przyszedł moment podjęcia decyzji, co chcę robić dalej, to mimo wszystko nie byłam tego pewna. Ponadto między szkołą a studiami miałam rok przerwy, wyjechałam wtedy do Krakowa. Tam jakoś tak się wszystko poukładało, że trafiłam do studium przygotowującego w kierunku aktorskim. Zawsze jednak miałam z tyłu głowy, że muszę mieć jakąś rezerwę i nie mogę się nastawiać, że koniecznie będę aktorką. Obiecałam sobie, że tylko raz spróbuję dostać się do Akademii Teatralnej. Miałam takie myśli, że być może to nie dla mnie, że może to tylko takie "marzenie księżniczki".

— Jakie miała pani alternatywy?

— Jestem z Wielkopolski i wszyscy moi znajomi mieli studiować w Poznaniu, więc ja też byłam przekonana, że na pewno wybiorę Poznań. A co konkretnie? Nie miałam wybranych kierunków, ale myślałam o czymś związanym z naukami humanistycznymi. Ewentualnie miało to być fryzjerstwo, kosmetyka lub charakteryzacja. Ale to wszystko tak samo jak aktorstwo było tylko różnymi opcjami, nad którym musiałam się zastanowić. Albo poczekać, aż los sam zdecyduje (śmiech). Na szczęście zdecydował właśnie o aktorstwie. Bardzo się z tego cieszę!




Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Grzes #2158263 | 178.235.*.* 12 sty 2017 15:08

    Nie prawda - nie ma żadnego nowego odcinka na dzień dzisiejszy :(

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Lemur #2158001 | 94.254.*.* 12 sty 2017 10:13

    wywiad akurat z tą panią w gazecie olsztyńskiej był bo...?

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)