Walka o głosy do ostatniej godziny

2014-11-10 09:12:34(ost. akt: 2014-11-10 09:19:28)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Marta Ankianiec

— Nie każdy ma świadomość zasad, jakie panują w samorządzie, i zależności poszczególnych organów od siebie. Organy jednoosobowe wydają się ważniejsze, bo głosujemy na konkretne osoby. Mieszkańcom wydaje się, że wybory prezydenckie mają większą wagę. A tak nie jest — uważa dr Marek Butrym, socjolog UWM.
— Nasi ankietowani typują czworo kandydatów do fotela prezydenta Olsztyna: Czesław Jerzy Małkowski, Piotr Grzymowicz, Andrzej Ryński i Anna Wasilewska. Z tej czwórki nie wyłania się lider. Każda z tych osób była już prezydentem albo wiceprezydentem Olsztyna. Stawiamy na sprawdzonych?
— Biorąc pod uwagę historię dotychczasowych wyborów w Olsztynie, to jesteśmy miastem, w którym wybory samorządowe zazwyczaj wygrywają ugrupowania liberalne lub lewicowe. Z związku z tym ta czwórka kandydatów wpasowuje się w te tradycje. W naszym mieście jest również tak, że osoby, które mają inne poglądy polityczne, czyli np. prawicowe, bardzo często nie przyznają się głośno, na jakiego kandydata będą głosować przy urnie. Z tego względu, że znajdują się pod presją większości w pracy czy wśród znajomych.

— Czy możemy się spodziewać, że kampania nabierze rumieńców w ostatnim tygodniu przed wyborami?
— Na pewno każdy z kandydatów do ostatniej godziny przed ciszą wyborczą będzie robił wszystko, żeby jak najwięcej wyborców na niego zagłosowało. Nie zapominajmy także, że przy takiej liczbie kandydatów głosy zapewne się rozłożą i najprawdopodobniej będziemy mieli w Olsztynie drugą turę wyborów prezydenckich 30 listopada. I kandydaci poddadzą się w pierwszej turze osądowi mieszkańców, licząc, że przejdą do drugiej decydującej tury. A dopiero w dogrywce rozpoczną ostateczną i najbardziej intensywną kampanię. Proszę zauważyć, że kandydaci, którzy wiedzą, że nie mają dużych szans na powodzenie, nie wydają wszystkich pieniędzy w kampanii, bo jest to wyrzucenie ich w błoto. Ta ich kampania ma za zadanie przyciągnąć uwagę na listy komitetów. Bardzo istotnie jest przecież zdobycie odpowiedniej liczby mandatów w radzie miasta i myślenie o ewentualnej koalicji.

— No właśnie. 39 procent przepytanych przez nas mieszkańców twierdzi, że wybory na prezydentów, wójtów i burmistrzów są najważniejszą częścią wyborów. W dalszej kolejności wskazują wybory do rady miasta, powiatu i gminy. 43 procent uważa, że wszystkie te części są ważne.
— Nie każdy z nas ma świadomość zasad, jakie panują w samorządzie, i zależności poszczególnych organów względem siebie. Wybory na prezydentów, burmistrzów i wójtów wydają się ważniejsze, bo głosujemy na konkretne osoby. W wyborach na prezydenta Polski frekwencja zawsze jest większa, niż w wyborach parlamentarnych. Wyborcom wydaje się, że wybory prezydenckie mają większą wagę. A tak nie jest. Parlament ma większy wpływ na prawo i przez to na życie społeczne niż prezydent. Ale w demokratycznym państwie wszystkie wybory: i parlamentarne i prezydenckie, wybory do rad miasta, gminy i powiatu, a także na prezydenta, burmistrza i wójta, są tak samo ważne.

— Dla większości mieszkańców nie liczy się partia, z jakiej pochodzą kandydaci, ale ich doświadczenie. To oznacza, że jesteśmy dojrzałym społeczeństwem?
— To jest pewne przyzwyczajenie mieszkańców. Znając kandydatów czy wiedząc o tym, że dane osoby już kiedyś rządziły miastem, a do tego będąc przekonanym, że za ich kadencji nic złego się nie wydarzyło, po raz kolejny dajemy im mandat zaufania. To też może wynikać z tego, że boimy się nowego. Można obawiać się także, że nowy prezydent czy burmistrz będzie niedoświadczony i wprowadzi zmiany, które niekoniecznie muszą być dla nas dobre. Ponadto ludzie myślą czasami, że ustępujący prezydent, wójt czy burmistrz już się dorobił i w kolejnej kadencji nie będzie już musiał. A jak przyjdzie ktoś nowy, to najpierw będzie musiał się dorobić, a dopiero później zacznie działać na rzecz dobra mieszkańców. Prawdą jest także to, że większe znaczenie ma dla nas fakt, że kogoś znamy, niż do jakiego ugrupowania należy. Dodatkowo jedną ze strategii obecnie rządzących w wielu miastach jest unikanie szyldów partyjnych i kandydowanie ze swoich komitetów. Osoby, które jeszcze nie podjęły decyzji, na kogo będą głosować, mogą sugerować się przy wyborze nazwami partyjnych komitetów, z których startują kandydaci. Musimy pamiętać o tym, że w dużym mieście często nie znamy kandydatów i szyld partyjny jest dla nas drogowskazem, na kto głosować.

— Ponad połowa ankietowanych deklaruje udział w wyborach. Jednak prawie jedna czwarta jest niezdecydowana.
— To jest problem, ponieważ frekwencja w dużych miastach jest na bardzo niskim poziomie. Zazwyczaj jest tak, że im mniejsza miejscowość i im bardziej ludzie się znają, tym więcej osób idzie głosować. Jeżeli jest jakiś problemem z drogami albo pojawiają się społeczne konflikty, które muszą być rozwiązane, to wówczas mieszkańcy liczniej idą głosować. 

— Część niezdecydowanych olsztynian mówi, że ich głos i tak niczego nie zmieni w Olsztynie.
— I kolejne tłumaczenie jest takie, że jest mnóstwo ciekawszych rzeczy do zrobienia, niż pójście na wybory samorządowe. Jeśli słyszę, jak ktoś mówi, że jego głos nic nie zmieni, to chcę mu powiedzieć: w wyborach liczy się każdy głos. Zwłaszcza w samorządowych nawet jeden głos może zdecydować o przegranej lub wygranej kandydata.

Mateusz Przyborowski


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. wyborca #1580333 | 88.220.*.* 27 lis 2014 14:43

    Nie głosujcie na PiS! http://arturprosty.blogspot.com/20 14/11/efekt-hofmana-przyczyna-porazki-pa rtii.html

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz