Politycy zawiedli, ale nie samorządowcy

2014-06-27 21:40:15(ost. akt: 2014-06-27 21:48:04)

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

— Wybory samorządowe to głosowanie nie na mitycznego „polityka” z telewizji czy jego partię, ale na sąsiadkę czy sąsiada, na kogoś, kto jest stąd — mówi Andrzej Ryński, menedżer, były marszałek województwa i były prezydent Olsztyna.
— W listopadzie wybory samorządowe. Będzie pan ubiegał się o fotel prezydenta Olsztyna?
— Tak, bo uważam, że ludzie i miasto zasługują na lepszego prezydenta.

— Pewność przez pana przemawia.
— Ta moja pewność nie bierze się z arogancji, ale ma solidne podstawy. Byłem marszałkiem województwa i prezydentem Olsztyna. Mam dwudziestoletnie doświadczenie samorządowe, wieloletnie w prywatnym biznesie i w związku z tym dość dużą wiedzę, a to przecież ma znaczenie. Jestem po prostu facetem, który uważa, że będzie sensownie rozwijał nasze miasto i realizował interesy olsztyniaków.

— Zwykle wszyscy kandydaci startujący w wyborach składają takie deklaracje.
— Mieszkańcy Olsztyna mnie znają i wiedzą, że nie pcham się do ratusza dla pieniędzy czy innych przywilejów. Jestem człowiekiem z ustabilizowaną pozycją zawodową. Startuję w wyborach, bo chcę, a nie dlatego, że muszę.

— Afera taśmowa nie ułatwi życia kandydatom w wyborach samorządowych, trudniej im będzie przekonać do siebie wyborców, zdobyć ich glosy.
— To prawda, afera ta kładzie się też cieniem na lokalną politykę. To jednak kandydaci Platformy mogą mieć problem większy niż inni, bo w końcu to ich partii dotyczy skandal. Ale nie demonizowałbym tej kwestii. Ludzie od tak dawna nie ufają politykom i mają o większości z nich jak najgorsze zdanie, że afera taśmowa wiele tu nie popsuje. A więc jeśli głosują na polityków w wyborach samorządowych, to dlatego, że ich po prostu dobrze znają.

— Po ostatniej aferze szyld partyjny może nawet bardziej szkodzić niż pomagać w wyborach.
— Bo też wybory samorządowe to głosowanie nie na mitycznego „polityka” z telewizji czy jego partię, ale na sąsiadkę czy sąsiada, na kogoś, kto jest stąd. Dlatego też, choć wszyscy w Olsztynie wiedzą, że byłem i jestem człowiekiem lewicy, to myślę również o szerszej koalicji, otwartej na inne środowiska i ugrupowania, które rozsądnie myślą o Olsztynie i które mają mądrych reprezentantów. I taką koalicję będę budować, z mądrymi ludźmi.

— Tylko jak przekonać ludzi, żeby poszli głosować, żeby zaufali politykom, którzy, jak pokazały nagrania, kręcą swoje lody, a nie myślą o państwie, społeczeństwie.
— Trzeba iść w kierunku zwykłej, elementarnej ludzkiej uczciwości. Ludzie nie zagłosują na krętaczy. Nie zagłosują na tych, którzy nie dotrzymują obietnic, którzy ulegają naciskom kolesi, ale też i odrzucą tych, którzy kiedyś skompromitowali siebie, miasto i olsztyniaków. Ludzie potrzebują władzy, która im służy i o nich dba, a nie takiej, która im mydli oczy. Miasto to jest złożony organizm, którym trzeba umiejętnie zarządzać. Dziś to wszystko rozłazi się w szwach.

— To czym, jakimi argumentami przekonać ludzi, żeby ludzie poszli do urn?
— Tym, że w tych wyborach decydują o sprawach, które ich dotyczą, ich domów, ich ulic, ich osiedli. Widzę, że coraz więcej ludzi to rozumie, coraz więcej ludzi chce uczestniczyć w procesie zarządzania miastem, włączają się w to media, rady osiedli, stowarzyszenia. I dobrze, tylko tę społeczną aktywność trzeba wreszcie uszanować. Trzeba dać ludziom pewność, że ich szczere zaangażowanie to nie jest pic na wodę i pozorne konsultacje społeczne, ale faktyczne współrządzenie. Dla mnie to jest oczywiste, ale dla obecnego prezydenta już nie. Ileż było kontrowersji i protestów dotyczących choćby przebiegu linii tramwajowej, budowy buspasów, czy w ogóle betonowania miasta. I co? I nic, bo póki co w Olsztynie beton jest ważniejszy od ludzi, od kultury, od natury.

— Mamy w Olsztynie nową filharmonię, odnowiony teatr, kultura nie umiera.
— Ale teatr i filharmonia to są akurat inwestycje samorządu województwa. Sam je rozpoczynałem, gdy byłem marszałkiem regionu.

— Jak się skończy afera taśmowa? Premier, rząd się obronią?
— To nie jest tylko kryzys państwa, ale kryzys rządu PO-PSL. Platforma dała po prostu ciała, żeby nie powiedzieć mocniej. Donald Tusk jest zręcznym politykiem, dobrym socjotechnikiem i myślę, że tymczasowo wyjdzie z tego obronną ręką. Ludzie jednak wiedzą, że afera taśmowa bije w Polskę, w wizerunek naszego państwa, w nasze interesy w Unii, w pozycję względem Ukrainy, Rosji i USA. I w tym sensie bije w polską rację stanu.

— Afera rozejdzie się po kościach, nie polecą głowy?
— Już widać, że nic wielkiego się nie zdarzy, a szkoda, bo zmiany być powinny. Donald Tusk uzyskał dla siebie większość w Sejmie, ale nie pozyskał większości Polaków. Dziś w naszym kraju są nie tylko dwie prędkości rozwoju, ale i dwie rzeczywistości: w jednej z nich żyją oderwane od świata elity, w drugiej ludzie, którzy codziennie walczą o przetrwanie. I to ci ludzie nie uwierzyli i już nie uwierzą premierowi.

— Myśli pan, że afera taśmowa może wpłynąć na wynik wyborów samorządowych?
— Boję się tylko jednego, że ludzie z rozpaczy i braku nadziei zagłosują na obiecywaczy i cudotwórców. I to byłoby nieszczęściem.

Andrzej Mielnicki